Kłótnia

26 4 2
                                    

 odwróciłam się i zaczełam biec w stronę dużego domu, lecz po drodze wpadłam na kogoś, a tym kimś był... 

Nathaniel.

- Uważaj jak chodzisz, idiotko - zwrócił się do mnie tym swoim lekko zachrypniętym głosem.

- Sorry, - powiedziałam lekceważąc go, w pewnej chwili przede mną pojawił się Toby.

- Spadaj, z tąd i tak cię nie zrozumiem. - powiedział do niego patrząc na mnie, znaczy się dokładniej mordując mnie wzrokiem.

- Pergi ( Idź ) - zwróciłam się do Tobego, on zerknął na mnie, ale się mnie posłuchał. Ostatni raz spojrzalam na Nathaniela. Wyminełam go i ruszyłam do celu swojej krótkiej podróży.

Już po kilku sekundach znalazłam się w swoim pokoju.

Nie wiem dlaczego, ale rzuciłam się na łóżko i zaczełam cicho szlochać. Tak dawno go nie widziałam i jeszcze ma przede mną jakieś tajemnice? Toby był szarookim, wysokim, ciemnym brunetem. Jego cechy charakteru przyciągały, był miły i towarzyski, ale w obronie rodziny i przyjaciół, wchodził w niego diabeł.

Obudziło mnie ciche i lekkie pukanie do drzwi.

- Proszę ! - krzyknełam, aby osoba zza drzwi mnie usłyszała. Już po chwili w moi pokoju stała Sophie i Dylan. - Co tu robicie?

- Dlaczego nam nie powiedziałaś, że znasz starożytny język? - zapytał z wyrzutem Daniel.

- Jaki? - starożytny, przecież tak mawiał nasz wujek. O co im znowu chodzi?

- Starożytny. - sykneła Sophie patrząc na mnie z wrogością. Co w nią weszło? Przecież, jeszcze wczoraj, była dla mnie miła. No, właśnie była.

- Nie, rozumiem o co wam chodzi. - odpowiedziałam, uważne im się przyglądając, w końcu nie na codzień widzi się Dylana zdenerwowanego. On na codzień, jest oazą spokoju.

- Nie udawaj idiotki Nikito Clars. - zatkało mnie. Ona nigdy tak się do mnie nie odzywała. Nic jej nie odpowiedziałam, tylko na nią patrzyłam. - Skoro nie chcesz nic mówić, to z naszą przyjaźnią koniec. - dodała odwracając się.

- Nie, szantażuj mne - warknełam nie swoim głosem. Miał on dziwne brzmienie.

- Bo, co kotek mnie podrapie?! - szczuła mnie, a ja miałam wybuchowy charakter. Ona doskonale o tym wiedziała.

- Uważaj, bo jeszcze ze złości znikniesz, ach no tak przecież ja cię widzę. - patrzyłam jej hardo w oczy. Ona wręcz nie nawidziła, gdy ktoś jej coś takiego wypominał.

- Co, ty myślisz? Że jesteś jakąś tam mandirigmandianką i odrazu będziemy się, przed tobą płaszczyć? - tym razem głos zabrał Daniel.

- Zobaczymy, czy jesteś taka dobra w walce jak mówią o waszej rasie. - po wypowiedzeniu tych słów, rzuciła się na mnie, ja jak gdyby nigdy nic przesunełam się, a ona wpadła na ścianę. Odepchneła się od niej i znowu poleciała na mnie, popchneła mnie przez otwarte drzwi na korytarz. Ja zepchnełam ją ze schodów, huk gdy spadła na sam dół, dało się słyszeć w całym domu, dlatego nie zdziwiłam się, gdy pojawił się tu Idys wraz z dwiema Barayasi i Nathanielem.

- Jesteś, zwykłą szmatą. Nie dziwię się, że twój brat bardziej wolał wtedy zginąć, niż patrzeć na ciebie. - tego było za wiele, poczułam dziwne i nieprzyjemne pieczenie oczu i wszystkich zębów. Po chwili spojrzałam na nią i widziałam lekkie wahanie w jej oczach. Ruszyłam na nią, nawet się nie powstrzymując. Dziewczyna zaczeła się powoli cofać, lecz zatrzymała się i zaczeła mówić.

- No, chodź kotku. Zaatakuj. Och, a może się boisz, że zrobisz mi krzywdę - zrobiła dziubek z ust i zacmokała tzry ray. Doskonale słyszałam, jak Idrys zatrzymał Nathaniela, mówiąc, że nie można wejść pomiędzy atakująceego mandirigmandiana, a Fento. To było zakazane, gdyż groziło śmiercią, dla próbującej pomóc osoby.

Nie wiem jak, ale jakoś dziwnie na nią skoczyłam, przez co ta nie miała szansy się przesunąć. Wpadłam prosto na nią, przez co obie się przewróciłyśmy. Natychmiast wstałyśmyja powoli niczym drapieżnik szłam w jej stronę, a ona powoli się cofała, z tym swoim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.

Wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie ta znów zaczeła mnie prowokować.

- Braciszek umarł, ojciec w więzieniu. - zaczeła wyliczać na palcach patrząc na mnie - Matka zapewne baluje, bo nie musi się z tobą użerać. - powiedziała, przesłodzonym głosem. - Och, przecież wy tak się kochacie, macie takie bliskie kontakty. Wszystko sobie mówicie, a jednak. Nie powiedziała, ci o twoim pochodzeniu. Nie powiedziała ci, kim jesteś. - Złość we mnie rosła, znów. Poczułam dziwne pieczenie na całym ciele. 

Po chwili, zwykłe pieczenie przeobraziło się w wielki ból. Byłam zdezorientowana, ale złość nie malała. Wręcz przeciwnie. Ona rosła, coraz szybciej. Ból, po chwili, był nie do wytrzymania, lecz mimo to ja nadal stałam na nogach. Po, chwili wylądowałam, na ziemi. Nie spodziewałam się tego co zobaczyłam. Spojrzałam w dół i zobaczyłam czarne łapy, zamiast nóg. Czułam się tak jak zawsze, a jednocześnie inaczej. Zaczełam powoli iść w stronę Sophie. Krążyłyśmy szukając swoich słabych punktów. Po chwili, rzuciła się na mnie. Odpowiedziałam unikiem, przy tym rysując jej bark moimi pazurami. Co, do jasnej cholery?! Widziałam jak złapała się za krwawiące miejsce i upadła na kolana. Rana była głęboka. W tej chwili głowę miała na wysokości mojej dumnie wypiętej piersi.

 Podeszłam do niej z królewską gracją. Już miałam zadać ostateczny cios, lecz przypomniałam sobie ile razy mi pomogła, byłyśmy przyjaciółkami, lecz po takim incydencie już nimi na pewno nie będziemy. Położyłam łapę spowrotem na ziemi. Zawarczałam na nią i ruszyłam w kierunku wielkiego domu. Cały czas dokładnie słuchałam wszystkiego, kątem oka także widziałam, że wszyscy mnie obserwowali. Nagle usłyszałam za sobą szelest,a a następnie szybkie kroki w ostatniej chwili odwróciłam się i jednym ruchem przeciełam szyję atakującego. Jak się później okazało, zabiłam właśnie swoją przyjaciółkę, która chciała na mnie skoczyć z nożem. Wziełam głęboki wdech i cofnełam się o krok do tyłu, nadal patrząc na jej martwe ciało. Co ja do jasnej Kurwy zrobiłam?!! Podbiegł do niej Daniel i zauważyłam, że z jego oczu płyneły łzy.

- To twoja wina Nike! - krzyknął nadal trzymając jej ciało w swoich ramionachi patrząc na mnie. Z moich oczu popłyneły łzy. Chciałam do niej podejść, lecz Dan mnie odgonił.

- To wszystko, twoja wina! Ona powinna żyć ! Przeklinam cię na mój ród! - krzyczał. Po chwili do martwego ciała mojej przyjaciółki podbiegł Idrys i Nathaniel. Ten drugi patrzył na mnie dziwnie! Choleraa!! Zerwałam się do biegu, nawet nie wiedziałam gdzie dokładnie się kieruje. Po około pół godzinie poczułam, że mijam barier ę obozu. Lecz teraz to mnie nie obchodziło. Biegłam ile sił w nogach, a raczej łapach. Nawet nie wiem keidy i gdzie się zatrzymałam, ale było już ciemno. Po całym dniu biegu padłam jak długa na ziemię i prawie odrazu usnełam nie mogąc spędzić z powiek, obrazu martwej przyjaciółki.

____________________________________________________________________-


Jaki zwrot akcji!


Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania.







Zaufaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz