Rozdział betowany przez Cessidy84
Samopoczucie Harrietty było w opłakanym stanie. A Ron wcale jego nie polepszał. Zachowywał się tak, jakby coś złego w niego wstąpiło. Harrietta pomimo zranienia przez najlepszego przyjaciela próbowała jakoś załagodzić konflikt. Ograniczyła nawet swoją aktywność na lekcjach i starała się, aby być jak najmniej widoczną i nie prowokować bardziej Rona. Ale to nic nie dało, wręcz przeciwnie, Ron jakby widząc w tym szansę, stał się jeszcze gorszy. Dla Harrietty tego wszystkiego było już za dużo i w końcu wybuchła. Już nieważne dla niej było to, że sytuacja rozegrała się przed Wielką Salą pełną uczniów i nauczycieli spożywających w tej chwili obiad. Zabolało ją to, że jeszcze kilka tygodni temu jej przyjaciel był przy niej, a jak tylko zmieniła dom i ukazała część swojej wiedzy i zdolności, jego przyjaźń raptem wyparowała. Jakby tego było mało, to zaczął nastawiać na nią, kogo się tylko dało. Dla niej to już nie była zwykła zazdrość i niska samoocena Rona, to zaczęło podchodzić pod jakiś rodzaj chorej obsesji. Czara goryczy przelała się i Harrietta stanęła totalnie w obronie domu Slytherina.
- Czy mógłbyś już przestać?! Popatrz na swoje zachowanie! Wyzywasz "mój" dom, prowokujesz jego mieszkańców i mnie, nawet atakujesz... Jak myślisz, jak długo będę to znosić?
- Oooo patrzcie! Ślizgońska żmija ma coś do powiedzenia. Już nie zasłaniasz się swoimi śmierciożercami?! A może już też nosisz znak Sama, Wiesz Kogo? – Ron zaczął wyzywać Harriettę, zresztą, której jego słowa wręcz zatkały.
- Wiesz Ron? Dochodzę do dwóch wniosków... albo jesteś pod jakimś urokiem lub eliksirem, albo jesteś naprawdę tak głupi i ograniczony. Czy ty serio pytasz się mnie, czy przyjęłam znak Voldemorta?! Serio? Ze wszystkich ludzi, to właśnie mnie o to pytasz? Nie wiem, po co w ogóle tracę na ciebie czas – Objęła wzrokiem grupę Gryfonów stojących przy Ronie. I patrząc po nich wszystkich, dłużej zatrzymała wzrok na Hermionie, która od ciągłej walki z Ronem miała już wory pod oczami. Odetchnęła i powiedziała głośno – Gryffindor, dom cechujący się męstwem, odwagą, szczerością i szlachetnością... Gdzie te cechy znajdują się was? Czy nie powinniście w takim razie starać się być tymi sprawiedliwymi? Otwartymi? Wyrozumiałymi? Może powinniście dowiedzieć się, czym są domy Hogwartu i jacy ludzie powinni w nich przebywać, bo w tej chwili w ogóle nie wyglądacie na Gryfonów. I dowiedzcie się również, na czym polega zdrowa rywalizacja między domowa w szkole magii i czarodziejstwa. Powiem ci tylko jedno. Od tej chwili, jeżeli zaatakujecie kogoś z mojego domu, nie wybaczę i wezmę odwet. Rozejrzała się po obecnych w korytarzu i spostrzegła, że drzwi do Wielkiej Sali są otwarte i tę rozmowę słyszeli wszyscy w niej obecni. Popatrzyła po nauczycielach, zatrzymując wzrok dłużej na Albusie i mentalnie mu przekazała. "Dyrektorze, zrób coś z tym. Boli mnie serce, że mój wcześniejszy dom rozpada się na moich oczach. To, co reprezentują sobą teraz niektórzy uczniowie Gryffindoru, jest pogwałceniem cech tego domu. Nie przymykaj dłużej na to oczu, bo dojdzie do tragedii. Czy wiesz, że grupa Rona uderza w najmłodsze roczniki Slytherinu? Uwierz, stanę się ich obrońcą, jeżeli Ty nie umiesz patrzeć sprawiedliwie." Ta mentalna prośba, jakimś cudem uderzyła w każdego nauczyciela. Być może tak się stało dlatego, że Harry nie mógł opanować Oklumencji, ale jak widać dość łatwo poszło mu w drugą stronę, mimo że nigdy tego nie ćwiczył. Chwilę po tym Harrietta odwróciła się w stronę Rona i tylko cicho powiedziała – Przemyśl Ron co robisz i mówisz, bo pewnego razu, jak się już otrząśniesz ze swojej skorupy zazdrości i zawiści, może okazać się, iż jest już za późno na naprawę swoich błędów... I na powrót do tego, co było...
Harrietta siedziała w pokoju wspólnym Slytherinu na sofie. Miała podkulone nogi, które obejmowała rękoma, równocześnie wpatrując się w ogień płonący w kominku. Przysłuchiwała się, jak starsze roczniki węży uczą młodsze zaklęcia prostej tarczy ochronnej i kilku klątw. Jak instruują młodsze dzieci, że mają chodzić w grupkach i nie mogą oddalać się bez nadzoru, któregoś ze starszych Ślizgonów w nieznane rejony... Harriettę uderzyła nagle myśl, że uczniowie domu Salazara nie mają innego wyjścia, jak tylko odgrodzić się i nie ufać nikomu spoza swojego domu. Dla nich nie było sprawiedliwości. Tak naprawdę nie mieli żadnego obrońcy oprócz Snape'a... To wszystko w jej mniemaniu było chore... Z myśli wyrwało ją zamieszanie przy wejściu do komnat Slytherinu. Więc gdy podeszła do drzwi, usłyszała kłótnię między Draco a Hermioną i Ginny. Nie miała siły na kolejną zagrywkę Slytherin kontra Gryffindor. Zwłaszcza że obie dziewczyny niczemu nie były tak naprawdę winne, a na dodatek jedna z nich była przy nadziei. Więc zdusiła sytuację w zarodku. Kładąc delikatnie rękę na ramieniu Draco, powiedziała do niego.
- Draco spokojnie. Wiesz, że obie są w porządku – Draco patrzył chwilę w oczy Harriettcie i westchnął tylko, mówiąc.
- Masz rację. Dobrze, pójdę i zawołam Theo. Pewnie panna Wesley przyszła również do swojego narzeczonego? – Jak można było się spodziewać, w głosie Draco, to już chyba była norma słyszeć wyniosłość i trochę narcyzmu. Ale dziewczyny szczerze to olały i przytuliły się w trójkę do siebie, pocieszając się wzajemnie. Oczywiście jak na Księcia Slytherinu przystało, Draco okazał łaskę i pozwolił wejść dwóm Gryfonkom do pokoju wspólnego węży.
W pokoju nauczycielskim trwała właśnie zażarta dyskusja.
- Mówiłem ci dyrektorze, że twoje faworyzowanie kiedyś się źle skończy. Teraz jestem wręcz zadowolony, że panna "Rettop" jest w moim domu. Może teraz w końcu zaczniesz doceniać moich podopiecznych i zauważysz, jak bardzo są niesprawiedliwie traktowani. Snape warczał na dyrektora i bronił swoich Ślizgonów jak mógł. McGonagall była przerażona tym, co widziała i słyszała, będąc w Wielkiej Sali. To, co mówiła Harrietta, było najszczerszą prawdą. Sama nie wiedziała, kiedy ten niesprawiedliwy podział powstał. Oni, dorośli ludzie, będący nauczycielami, zamiast złagodzić problem powiększali go, przymykając na to oko i przyczepiając łatkę tych złych, do domu Slytherina pełnego dzieci i młodzieży, takiej samej jak w pozostałych domach. Było jej wstyd, że uświadamia ich chłopiec, który zamiast cieszyć się swoim nastoletnim życiem, musi dźwigać losy czarodziejskiego świata na swoich młodych barkach. Dyrektor tak naprawdę był zdezorientowany. Nigdy nie spodziewał się, że Harry odwróci się od niego. Ale z drugiej strony, czy chłopak nie został do tego zmuszony? I jeszcze Ron Weasley, zaczął podejrzewać, że to właśnie ten chłopiec jest czarną owcą w rodzinie Weasley'ów. Dumbledore wiedział, że musi zacząć działać, bo sytuacja może się tylko pogorszyć. Zwłaszcza że oprócz Voldemorta, który zresztą w tej chwili zbyt cicho siedział, pojawił się też ten Thomas Gaunt. Jak powiedział mu wcześniej Harry, jest spokrewniony w jakiś sposób z Voldemortem i nie wiadomo czy nie działają razem, a to by było bardzo niebezpieczne. Zwłaszcza, iż nawet dom Slytherina zyskał teraz obrońcę w samym Harrym Potterze, pomijając fakt, że tego na szczęście nie wiedzą. Postanowił ukrócić zachowanie Rona i innych gryfonów, aby w jakiś sposób opanować tę niekomfortową sytuację.
A w całkiem innym miejscu, w mrocznym dworze, pewien Czarny Pan przyjmował raporty od swoich ludzi. W sumie wszystko szło po jego myśli. W ministerstwie szczebel po szczeblu wspinał się w kierunku stołka ministra. Ograniczenie napadów na mugolskie wioski też zyskało na mocy, gdy z przyjemnością obserwował dezorientację Zakonu Feniksa. Robił też czystki w swoich szeregach. Był niesamowicie zadowolony, że postanowił użyć rytuału odzyskania i połączenia na powrót niektórych części swojej okaleczonej duszy. Dzięki temu jego umysł zaczął pracować na takich samych obrotach jak dawniej. Zdziwiło go tylko jedno, że pomimo uszkodzonych Horkruksów, obecne w nich cząstki jego duszy powróciły do niego, ale już nie kwestionował w tej sprawie swojego szczęścia. Był zadowolony, że zmiany w jego ideach tak zdezorientowały Dumbledore'a, iż ten zaczął popełniać błędy. A jeszcze bardziej mu się podobały dwie role, które odgrywał. Jako Czarny Pan, mógł czynić różne okrutne rzeczy, które w sumie sprawiały mu czystą przyjemność, a jako polityk, mógł wprowadzać swoje pierwotne idee względem magicznego świata. Oczywiście musiał złagodzić niektóre swoje restrykcyjne plany, aby pozyskać przychylność Harry'ego, a raczej w tej chwili Harrietty. Gdy dostał informacje dotyczące właśnie wspomnianej dziewczyny, dzień dla niego skończył się idealnie. Znał na tyle to piękne zielonookie stworzenie, aby wiedzieć, że chłopak nie rzucał słów na wiatr. Zastanawiał się, jak mądrze wykorzystać sytuację i zbliżyć się do młodego mężczyzny... Poczekaj, w tej chwili raczej młodej kobiety. Gdy tak dumał, wpadł na pewien pomysł.
CZYTASZ
Usłużna Przysługa
Fanfiction,,Dobrymi chęciami piekło wybrukowane". Harry chcąc pomóc swojej przyjaciółce Ginny przebiera się za narzeczoną Billa, ale bliźniacy Weasley chcąc upewnić się, że farsa nie wyjdzie na jaw, podają mu pewien Elixir... Co z tego wyjdzie?