ROZDZIAŁ 8

1.7K 125 18
                                    

Rozdział betowany przez Cessidy84



Zapadła niezręczna cisza. Harry nie wiedział, co tak naprawdę powinien powiedzieć. Patrzył po wszystkich i widział różne oblicza. Od wściekłego Rona, zdezorientowanych Ginny i Teo, zaciekawionych George'a, Freda i Billa oczekujących na część dalszą i akceptujących sytuację Charliego i Hermionę i oczywiście rozbawioną Snape'a. Myślał i kalkulował, ile może ujawnić. Uważał, że i tak już wiele osób go za bardzo poznało. Nie czuł się z tym za dobrze. Nigdy nie chciał się otwierać przed ludźmi, którym całkowicie nie zaufał, ale z drugiej strony, osoby tu obecne, zawsze w jakiś sposób się o niego troszczyły. Po głębokim wdechu zaczął mówić.

- Może zacznę od początku. W pierwszej klasie miałem być przydzielony do Slytherinu, ale ubłagałem tiarę o inny dom i tak trafiłem do Gryffindoru – Na te słowa stało się kilka rzeczy naraz. Dumbledore opuścił ramiona i westchnął, Ron rzucił się do Harry'ego z rękoma i z tekstem o podstępnych wężach, Bill instynktownie osłonił Harry'ego. Snape piorunując dyrektora, wszczął dyskusję na temat wyróżniania i dyskryminowania uczniów poszczególnych domów, a Hermiona nic nie mówiąc, wstała i wymierzyła siarczystego policzka w twarz Rona. I w tym momencie nastała niezmącona niczym cisza, by wszyscy mogli obserwować tę dwójkę.

- Jak śmiesz?! Pytam się ciebie: Jak śmiesz tak odzywać się do Harry'ego? Czy mam rozumieć, że jesteś tak zawistny i ograniczony umysłowo, że gdy tylko twój przyjaciel zmienił miejsce, w którym teraz przebywa, to ty ot tak po prostu przekreślasz lata wspólnego życia? Zapominasz ot tak sobie, jaki jest Harry i co zrobił dla nas wszystkich, jak zawsze stał po stronie przyjaciół, jak powierzył nam swoje tajemnice? Czy ty w ogóle pomyślałeś, co on czuje i przeżywa w tej chwili? – Hermionie załamał się głos, gdy wskazywała ręką na Harry'ego. Mimo że oczy się jej szkliły, nie pozwoliła, aby upadła chociaż jedna łza, zaś Ronowi zrobiło się trochę głupio. Zaślepiła go zazdrość, gdyż tak naprawdę lubił Harry'ego, ale nigdy nie brał pod uwagę, że jego przyjaciel, może być tak nieświadomy tego, jak dobrze jest postrzegany przez innych. Szczerze, to nie tylko on mu zazdrościł sławy i uznania. Można powiedzieć, że tak reagowała połowa szkoły. Chociaż nikt tak naprawdę nie brał pod uwagę tego, ile Harry musiał poświęcić.

- Wy tak naprawdę nic nie rozumiecie! Muszę to wszystko przemyśleć na spokojnie! – Tylko tyle powiedział Ron i wyszedł z gabinetu dyrektora. Harry z niedowierzaniem patrzył za wychodzącym kumplem, być może już byłym kumplem. Spojrzał w stronę profesorów i zapytał.

- I co teraz?

- Teraz mój drogi chłopcze, do czasu, gdy się nie odmienisz, będziesz Harrietą, a "Harry Potter" uda się na "specjalny" kurs, aby usprawnić się jeszcze lepiej w walce ze złem, na czas nieokreślony. Gdyż pan Weasley jak sądzę, ma ważniejsze zadanie, niż uczęszczanie do szkoły pod wielosokowym – Nie było innej możliwości, jak tylko zgodzić się ze słowami dyrektora.

Bill faktycznie miał sporo na głowie. Spisanie posagu, odpowiedni ubiór i prezentacja rodziny spoczywała na dziedzicu. A dzięki fikcyjnym zaręczynom z Harrym, miał lepsze pole manewru. Chociaż przypominając sobie dany wygląd Harry'ego, nie miałby nic przeciwko prawdziwemu związkowi z chłopakiem. Znał go i wiedział, że Harry byłby wspaniałym partnerem i rodzicem. Zwłaszcza że teraz, póki jest kobietą, nie musieliby szukać matki zastępczej. Ustalili więc, że póki mistrz eliksirów nie znajdzie odpowiedniego antidotum na eliksir podany Harry'emu, będą ciągnąć tę farsę.

Po dogadaniu szczegółów wszyscy udali się w swoją stronę. Snape obgadał z Harrietą zasady rządzące w domu Slytherina. Ostrzegł przed nadmiernym wychylaniem ze swoimi poglądami, gdyż nie chciałby któregoś pięknego ranka, znaleźć martwej "zbawczyni" czarodziejskiego świata, ewentualnie spotkać się z nią w lochach Czarnego Pana. Harry westchnął tylko na te docinki. Przecież rozumie o, co chodzi, może i żarł się z Malfoy'em i jego paczką, ale nigdy nie atakował pierwszy.

Wracając już ze spotkania w wieży Gryffindoru miał dość. Osoby, które jeszcze dnia wcześniejszego były dla niego miłe, dzisiaj sztyletowy go wzrokiem. Czy naprawdę w domu lwa młodzież była tak płytka? Oczywiście nie wszyscy, ale czy to nie ten dom miał być prawy, odważny i lojalny? Wszedł do pokoju wspólnego Ślizgonów. Tam od razu jego rocznik zaprosił go do swojej grupy. Dopytywali się go o wcześniejszą edukację, jak poznał swojego narzeczonego, o rodzinę i pochodzenie. Międzyczasie próbowali dowiedzieć się czegoś o Gryfonach, ale Harrietta nic złego na temat swojego poprzedniego domu, ani jego domowników nie powiedziała. W sumie sama zaczęła wypytywać o ich rodziny i ich poglądy na obecną politykę. Rozmowa w sumie trwała do późnych godzin, gdyż przyłączyli się do niej uczniowie z innych roczników. Harrietta, jako osoba z innego kraju, mogła dość swobodnie się wypowiadać, co jej nawet pasowało. Nie musiała się martwić tym, że stoi po "jasnej" stronie, swobodnie mogła roztrząsać za i przeciw obu stron i nawet jej się ta swoboda bardzo podobała.

Usłużna PrzysługaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz