"Wybacz mi, Leonardzie"

25 3 3
                                    

Witajcie „Gołąbki", dzisiaj kontynuujemy dobrą passę, jeżeli chodzi o wybory recenzenckie i mam dla Was książkę „Wybacz mi, Leonardzie", napisaną przez Matthew Quick'a. Zaczynajmy!
Na początek, zacznijmy od „fasady". Teoretycznie nie powinno się oceniać książki po okładce, ale wszyscy wiedzą, że pierwsze wrażenie ma na nas ogromny wpływ. Na mnie też miało. Przeglądając pozycje w bibliotece, po pierwsze zaintrygował mnie tytuł, a gdy tylko wyciągnęłam ją ze stosu innych, od razu urzekła mnie swoją okładką. Minimalistyczną, w pięknych kolorach. Po przeczytaniu widzę też, że nawet najmniejszy szczegół na tym rysunku jest dokładnie przemyślany i w zgrabny sposób nawiązuje do treści książki. Stąd oczywiście duży plusik dla grafika. Jednak okładka to nie wszystko. Wypadałoby spojrzeć na tył okładki, by przekonać się, o czym książka w ogóle jest. Tak też zrobiłam i miałam okazję przeczytać jeden z najlepszych opisów w życiu. Nie zdradza za dużo, co się w wielu przypadkach zdarza, ale też nie jest zbyt enigmatyczny. Taki w sam raz.
Jeżeli kogoś interesuje autor, to podrzucam informację, że to nie jest jedyna młodzieżowa książka Matthew, ale jednak najbardziej znany jest ze swojego „Poradnika pozytywnego myślenia", który obił się sporym echem w Polsce.
„Wybacz mi, Leonardzie" nie jest aż tak doceniana, jak według mnie powinna była być. W skrócie opowiada ona o nastoletnim Leonardzie Peacock'u, który pewnego ranka ścina włosy, do szkolnego plecaka pakuje prezenty dla przyjaciół i pistolet. Wszystko robi to z wielkim przemyśleniem i namysłem.
Nie mogę powiedzieć Wam więcej, ponieważ wtedy to byłby już spoiler, a tego nikt nie chce. Jest to poniekąd frustrujące, ale nie chcę Wam psuć przyjemności, więc przejdę do oceny.
Po pierwsze, bohaterów mamy niewielu, można na palcach jednej ręki postacie, które pojawiły się w więcej niż jednej scenie. Jednak rekompensuje nam się to wieloma szczegółami na temat danej postaci, ich dużym rozwinięciem. Wyjątkiem jest matka głównego bohatera, lecz jestem w stanie to usprawiedliwić. Narracja jest pierwszoosobowa, czyli bardzo subiektywna. Jednak wszyscy inni są naprawdę ładnie rozwinięci, mają swoją historię i nie istnieją tylko po to, by popchnąć bohatera do przodu. Dla tych, którzy czytali, powiem, że bardzo podobał mi się motyw różowego trójkąta.
Po drugie, fabuła, pomimo tego, że toczy się dość wolno, jest t jeden dzień przeplatany retrospekcjami, to jej tempo jest odpowiednie. Nie odczuwałam nudy, czy nie miałam potrzeby „poganiania bohaterów". Jest to jeden dzień, ale dobrze zagrany i rozplanowany.
Po trzecie, kwestia kosmetyczna, trochę irytował mnie sposób, w jaki książka została wydana. Zawiera ona wiele krótkich rozdziałów, które jeszcze mają pustą stronę je rozdzielającą, więc z tych czterystu stron faktycznego tekstu jest ok. trzysta. Chociaż to oczywiście kwestia kosmetyczna.
Podsumowując, jest to książka poruszająca wiele ciężkich tematów, które mają prawie zerową reprezentację w kulturze, za co duży plus. Doceniam ją również za wszystkie najważniejsze rzeczy w książce, czyli dialogi, bohaterowie, fabuła i jej tempo. Jeżeli coś mnie denerwowało, to były to naprawdę szczegóły.
Jeżeli czytaliście, napiszcie w komentarzach, czy zgadzacie się z moją opinią.
Do napisania,

kontrowersjax


Gruchaczowe Recenzje |PRZYJMOWANIE ZGŁOSZEŃ WSTRZYMANE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz