Rozdział 22

232 26 21
                                    

Talon nie spał tej nocy. Siedział na parapecie w swoim pokoju i obserwował słońce powoli wynurzające się zza murów Noxusu, kończąc kolejnego papierosa. Westchnął, widząc jak ojciec opuszcza dom i szybkim krokiem kieruje się na główną ulicę. Dzisiaj wszystko miało się zmienić. Po raz pierwszy miał mu się przeciwstawić. Nie miał pojęcia, co będzie dalej, ale był gotowy na krok w przód, dla dobra swojego i osoby, którą kochał. Odczekał chwilę, nim postać ojca zniknęła za rogiem jednego z budynków i zeskoczył z parapetu. Ubrał na głowę kaptur czarnej bluzy i zszedł po cichu na dół, upewniając się, czy aby na pewno siostra i matka jeszcze śpią. Całą drogę powtarzał w głowie plan działania, który dopracował przez noc. Był z niego dumny i jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, Kayn już za godzinę będzie wolny. Skręcił w boczną uliczkę i wdrapał się na mur. Zeskoczył po jego drugiej stronie i zamarł w bezruchu, widząc zamknięte okno zbrojowni.

– Cholera... - Zaklął pod nosem i poczuł jak bicie jego serca gwałtownie przyśpiesza. Dał sobie mocnego mentalnego kopniaka, ponieważ w swojej taktyce przewidział setki problemów jakie może po drodze napotkać i ich rozwiązania, a nie wziął pod uwagę tak błahej rzeczy, jaką było zamknięte okno. Ojciec miał rację, mimo wszelkich starań, nie potrafił niczego zrobić dobrze. Nie wycofał się, nie mógł po raz kolejny zawieść Kayna. Pozostawało tylko główne wejście, okupowane przez strażników. Nie mógł się pokazać, ojciec zakazał mu wstępu do wieży. Jeśli dowie się o jego obecności, cała akcja pójdzie na marne. Zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, szukając na szybko innej alternatywy, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Zerknął na spory nóż przyczepiony do jego pasa i westchnął głęboko. Naciągnął ciemną chustkę na twarz i zakradł się powoli pod główną bramę. Dwóch strażników stało przed nią i prowadziło zaciekłą rozmowę na tylko im znany temat. Stał przez chwilę w cieniu, opierając się o ścianę. Starał się uspokoić, czując narastający w ciele poziom adrenaliny i strachu. Miał tylko jedną szansę i nie mógł jej zmarnować. Odetchnął głęboko i rzucił się do biegu, przemykając za ich plecami. Znalazł się w szerokim, ciemnym korytarzu, oświetlonym małymi lampami, rozwieszonymi na ścianach po obu stronach. Przystanął na kilka sekund, widząc na rozwidleniu grupę żołnierzy, zmierzających na poranny trening. Dostrzegli go na końcu korytarza. Misja nieudana. Jeden z nich zaczął coś krzyczeć do pozostałych i zerwali się do biegu. Talon ruszył przed siebie i skręcił na schody prowadzące do więzienia. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek wcześniej biegł równie szybko. Na drodze stanął mu strażnik pilnujący wejścia. Mężczyzna wyciągnął miecz, chcąc zagrodzić szarżującemu chłopakowi drogę, ale Talon uniknął ciosu, pochylając się. Nim mężczyzna zdążył wyprowadzić kolejny, brunet przemknął koło jego nóg, wbijając nóż w jego łydkę. Mógłby zabić go od razu, ale nie chciał upodabniać się do ojca. Wbiegł na więzienny korytarz i zatrzasnął za sobą drzwi, słysząc krzyki goniących go żołnierzy.

– Talon? - Kayn podbiegł do krat, widząc go jak zbiega po schodach. – Trochę inaczej miało to wyglądać.

– Nastąpiła zmiana planów. - Jego głos był nieco przytłumiony, przez maskę założoną na twarz. Zaczął nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu, próbując uspokoić wciąż szalejące serce. Klucznik uniósł ręce w geście kapitulacji, widząc przed sobą chłopaka z zakrwawionym nożem. Wystawił przed siebie dłoń z pękiem kluczy, które Talon złapał od razu i zaczął przeglądać liczby, wygrawerowane na ich główkach. Oddzielił odpowiednie od pozostałych i otworzył cele. Kraty rozsunęły się z głośnym zgrzytem i Kayn od razu skoczył w stronę chłopaka, obejmując go za szyję. Talon przytulił go mocno do siebie i przymknął oczy. Nie chciał puszczać, mógłby trzymać go do końca życia, ale krzyki i kolejne próby wyważenia drzwi, przypomniały mu, że powinni jak najszybciej się stąd wydostać. Znalazł odpowiedni klucz i wyprowadził ich bocznym wyjściem, na tyły cytadeli. Zed wahał się przez chwilę, mógłby zostać i kupić im trochę czasu. Błagalny wzrok Kayna i przerażenie, jakie biło od niego, sprawiły jednak że nie potrafił tak po prostu go zostawić. Talon złapał dłoń czarnowłosego i wybiegli na ulicę. Białowłosy mrużył oczy, widząc światło słoneczne pierwszy raz od miesięcy. Świeże powietrze trafiało do jego płuc, dodając mu sił i nadziei. Talon ścisnął mocniej dłoń chłopaka, słysząc krzyk ojca, dobiegający z jednej sali. Generał już wiedział, musieli się spieszyć. Wciąż słyszeli głosy mężczyzn za sobą, ale żaden z nich nie miał odwagi się odwrócić. Kayn zaufał mu i ślepo za nim podążał. Zgubili strażników w jednej z węższych uliczek i wybiegli na plac targowy. Podeszli do jednego z wozów i brunet wskazał im dłonią przyczepę, wypełnioną skrzyniami z jedzeniem. Sam podszedł do woźnicy i wręczył mu sporą sakiewkę z pieniędzmi. Kayn widział jak rozmawiają, mężczyzna z brodą uśmiechnął się i schował woreczek do kieszeni.

Left me in the afterglow - Kayn x Talon  || League of Legends ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz