🎄rozdział szósty🎄

543 30 0
                                    


Otworzyłam ciężkie powieki. Niechciane słońce, raziło mnie w oczy, powodując chwilowe oślepienie. Głowa stała się ciężka, powodując niechęć do wszystkiego. Dodatkowo można było na kilometr wyczuć ode mnie zapach alkoholu, potu i męskich perfum.

Jęknęłam przeciągle.

— Tak właśnie działa kac Liliana— rzucił Caleb, wraz z nieco rozbawionym głosem.

Chwilę potrwało Nim udało mi się go zlokalizować.

Nienagannie opierał się o tył krzesła. Szary dres ładnie przykrywał jego nogi, a czerwony kaptur widniał na jego głowie, twarz została oświecona przez promienie słoneczne, podkreślając piękne oczy.

— Co się tam wydarzyło?— powiedziałam, siadając i rozmasowując skronie głowy.

Chłopak prychnął.

— Nieźle zabalowałaś— zaczął— I musisz na przyszłość pamiętać.
Na imprezach nie pije się napojów dla każdego. Bo zazwyczaj kończy się tym— wskazał na mnie.

Ponownie się położyłam z cichym jęknięciem.

— Co było dalej?

— Naprawdę chcesz wiedzieć?— zapytał, unosząc jedną brew.

Sugerując się jego tonem głosu, nie byłam już tego taka pewna.

— Cóż powiem tak. Rozpoczęłaś masowe rozbieranie, po czym rzuciłaś się na chłopaka obok— na jego twarzy zawitał zawadiacki uśmiech— I Twoje ręce chyba nieumyślnie poleciały w stronę jego...

— Stop. Wystarczy— przerwałam mu— Wole nie wiedzieć, co było dalej.

Po pomieszczeniu rozniósł się śmiech Caleba, drażniąc moje uszy.

— Muszę przyznać, po alkoholu jesteś nawet fajna— zmierzył mnie wzrokiem.

Przewróciłam oczami, przejeżdżając rękoma po twarzy.

— Uznam to jako komplement.

Nie wiedziałam i nie chciałam wiedzieć, co miał na myśli.

Chłopak wstał z krzesła, sięgnął po talerz oraz wodę i położył obok mnie.

— Masz Świąteczny maniaku, zrobiłem Ci. Nie patrz tak na mnie— uniósł ręce.
— Widząc wkurzoną minę Twojej mamy, stwierdziłem, że lepiej byś uniknęła jej wybuchu.

Wzdrygnął się.

— I przyznam szczerze, boję się jej— powiedział, na co się zaśmiałam.

Sięgnęłam po zachęcającą kanapkę.

Biorąc szybkiego gryza, pomidor upadł na bluzkę.
I przy srogim spojrzeniu posłanym przez Caleba, udawałam, że nic się nie stało, a ta bluzka nie należała do chłopaka.

🎄

Na zejście na dół, dość długo się zbierałam. Nigdy nie widziałam mojej mamy przy takim wybuchu, jak opowiadał Caleb, gdy przyprowadził pijaną mnie na rękach.

Podobno męczyła go do piątej rano, nie schodząc z podniesionego tonu głosu.
Nie wiem, ile było w tym prawdy, wiedząc, iż moja mama to oaza spokoju.
Dlatego to powiększało mój stres.

Obgryzając paznokcie, nerwowym krokiem, schodziłam na dół.

W kuchni powitała mnie uśmiechnięta babcia, jak zwykle słuchając Świątecznej playlisty Justina Biebera.

— Lili! Już Ci lepiej?— zapytała— widząc Cię wczoraj w nocy, myślałam, że nie dożyjesz— zaśmiała się.

— Wolę o tym nie myśleć— sięgnęłam po jabłko.

Babcia zmierzyła mnie od góry do dołu, ze zmarszczonymi brwiami.

— A ty kochana, po choinkę zamierzasz jechać w piżamie?— zapytała, sięgając po grube okulary.

— Muszę?— jęknęłam, biorąc głowę w tył.

— Spowodowałaś mamie, niezły stres— zaczęła— lepiej jej już nie denerwować— poradziła i ruszyła w stronę lodówki.

— Nie pokazywać się lepiej na oczy?— zapytałam dla ostrożności, na co kiwnęła zdecydowanie głową.

— Swoją drogą Caleb zaraz powinien już tu być, więc się zbieraj— ponagliła mnie, wypędzając z kuchni.

Ruszyłam do pokoju w pełni zmęczona.

Mój dzisiejszy humor, nie miał nic związanego, ze świętami, ani radością. Dlatego pomimo dość wysokiej temperatury, nałożyłam na Siebie czarną bluzę i ciemne spodnie z dziurami, na nogach jak zwykle widniały czerwone trampki, a włosy upięte były w rutynowego ciasnego kucyka. Koszulkę Caleba ładnie złożyłam i ułożyłam w szafie.

Słysząc silnik samochodu, wyszłam z domu.

I chociaż obiecałam nigdy, nigdy przenigdy wsiadać do tego samego pojazdu, co Caleb, dzisiaj było mi to obojętne.

Śmierć?
Przynajmniej w moje ulubione Święta.

— A gdzie szczęśliwy duch Liliany?— zapytał rozbawiony.

— Nic nawet nie mów— pokręciłam głową i spojrzałam na krajobraz za oknem. W radiu leciała, przyjemna Świąteczna muzyczka, na którą nawet nie miałam ochoty.

Nigdy więcej, nie dotknę alkoholu.

Po 10 minutach, o dziwo spokojnej drogi byliśmy na miejscu. Pomimo złego humoru, nieco się rozradowałam na widok długich alejek wypełnionych choinkami. Prócz tego, stoiska z ozdobami dawały otuchy, mówiąc tylko "kup mnie". Zapach świeżych drzewek spowodował dreszcze na moim ciele.

— Powraca stara Liliana?— zapytał, szturchając mnie lekko w ramię, a na jego ustach ukazał się cwany uśmiech.

Uniosłam brew.

— Oczy Ci się świecą, widać, że znowu masz kręćka— wskazał na mnie ręką— Nawet lepiej. Ponura ty, zdecydowanie mnie przeraża— powiedział, na co się zaśmiałam.

No proszę. Dzisiejszy Caleb to zupełnie inna osoba, niż ta co wczoraj.

Choinka, którą wybraliśmy była tą należących do kategorii niemal idealnych.
Sam Caleb nieco się wkręcił, czasem krytykując moje poprzednie wybory.

Może kierowało Nim, poczucie winy?

W ten sposób dotarliśmy do wielkiego i pięknego Świątecznego drzewka, który zapierał mi dech w piersiach.
Idealne igły, były ładnie spójne z kształtem choinki. Duża postura dawała w pewnym sensie własny niepowtarzalny klimat. Klimat Świąt.

Podczas pakowania Grizzy- bo tak ją nazwałam, czułam ścisk w sercu, wiedząc, że przez dwadzieścia minut, musi gnieździć się w pełnej rupieci przyczepie. Na widok mojej pochmurnej miny, chłopak zaśmiał się dobre pięć razy.

I nagle stwierdziłam, że może nawet Caleb, nie jest taki zły.

Świąteczne ZmartwienieWhere stories live. Discover now