Nicol.
Był pogrzeb. Strasznie przykry. Dominic był przemiła osoba, wyrozumiała, a on...
On już nie żyje.
Pogrzeby u wilkołaków wyglądały zupełnie inaczej. Nie grzebano ich, a palono. Na skrawku świętej ziemi. Gdy ludzie siedzą w kościołach ubrani na czarno - oni w białych sukniach, a gdy ciało sie pali - zmieniają sie w wilki i wyją. U nich święta ziemia była na starym, opuszczonym cmentarzu. Wszyscy członkowie stada stali w kole, czekając na ruch Nathana. Czułam, że nie powinnam być tu, to ich obyczaj, a ja... Nie mogłam oddać mu czci. Gdy ciało Dominica zapłonęło każdy oprócz alfy zmienił się w wilka. Czekali. Nathan spojrzał na mnie smutno i pocałował mnie w policzek. Czułam bezradność, smutek i brak zrozumienia tego wszystkiego. Nie wiem czemu tak sie stało, czemu nasz Dominic nie żyje, dlaczego to zrobili. Nathan sie przemienił, a na cmentarzu zapanowało smutne wycie całego stada. Próbowałam nie płakać, nie powinnam, bo nie należę do ich stada, nie mam prawa.
Jednak sie nie udało. Łza po łzie spływała mi po policzku. Znałam to stado krótko, a tak mnie bolało ich cierpienie.
Minęła może minuta, a ludzie po kolei przemieniali się znów w ludzi. I każdy do mnie podchodził. Całował w policzek mówiąc "nie martw się luno, nie umarł na darmo"
Ostatni był Nathaniel, który patrzył na mnie smutno. Jego zielone oczy były zaszklone, przez co bardziej chciałam płakać. Wziął mnie w ramiona.
— Chodź, skarbie. Chodź i mi nie płacz.***
Siedzieliśmy w salonie. Ja, rodzice Nathana, Scarlett i kilka innych osób. Vanessa nie przyszła. Nie chciała z nikim rozmawiać i wcale jej sie nie dziwię.
Anne płakała po stracie syna razem ze Scarlett.
— Za chuja nie rozumiem, czemu Allan zrobił nam wojnę. — Powiedział Nathan, przytulając mnie, kiedy byłam na jego kolanach. Ja sama sie w niego wtulałam, bo po prostu nie wiedziałam, co moge dla nich zrobić. — wybrał jebanych banitów zamiast sojusz z nami.— Tylko dlaczego? — spytał Lucas. — Allan to dziwny człowiek już od dawna, ale nie sadziłem, że go tak poniesie.
— Jego ojciec też był chory. I nie raz mimo sojuszu chciał wojny. Te stado nie nadaje sie na sojusznika, Nathanie — odparł ojciec mojego mate.
— To będą ją mieli, ja pierdole, co za problem. Jak z nim ostatnim razem gadałem, to mówił bym czuł sie jak u siebie, no zobaczymy, jak przejme jego terytorium. — warknął Nat, spinając się.
Chciałam wstać i pójść do Vanessy, ale Nathan przytrzymał mnie. Spojrzałam mu w oczy porozumiewawczo. Przez chwile wrócił ten piękny, zielony odcień lecz po chwili znow ściemniały. Pokiwał głową i mnie puścił.
— Coś mowili jak Cie porwali? — zagadał Lukas, gdy wychodziłam.Wyszłam z salonu , by wyjść na dwór. Skierowałam sie do domku Dominica. Niby 10 minut drogi, a czułam, że trwa wiecznie. Bałam się bardzo, że tamci znów wrócą i nim sie obejrze - zabiorą mi Nathana.
Mi.
Po tamtym zrozumiałam, ze go nie doceniałam, jest bardzo opiekuńczy, a ja robiłam wszystko inaczej.
Nim sie obejrzałam jednak byłam w domu Dominica, a raczej już domu Vanessy.Weszłam po cichu i od razu usłyszałam Krzyk Vanessy z piętra.
— Vanessa?
Krzyk ucichł.
— Luno, proszę idź stąd.Weszłam na pietro. O nie, nie.
— Nie jestem Luną, Vanessa nie możesz być teraz sama
— Ale ja już jestem sama! - krzyknęła z płaczem. Wzięłam ja w ramiona, a ona wcale nie odmawiała. Ba, uspokajała się. Przestała tak bardzo płakać, tylko pociągała nosem i się tuliła. Czułam jej ból i bardzo dobrze ją rozumiałam.
Śmierć ukochanego trzeba przecierpieć...
— Masz mnie. Zawsze bedziesz miała mnie. — wyszeptałam
— Tak, Luno.
~ • ~
CZYTASZ
My Soulmate
WerewolfJedyna szansa,by uciec od niego. Był potworem. Potworem w ciele człowieka. Nigdy bym nie pomyślała,że moim przeznaczonym będzie wilkołak-nawet nie wiedziałam,że one istnieją. Nie gonił mnie,mimo to słyszałam jego zrozpaczone wycie. On i tak mnie...