×6×

85 10 0
                                    

Haidi:

Siedziałam z Meredith w jej pokoju. Próbowałam coś podsłuchać, ale Marcus nałożył na nich jakieś zaklęcie i nie byłam w stanie niczego usłyszeć...

- Długo już tak siedzą... - stwierdziłam w końcu.

- Alvaro będzie to bardzo przeżywał i będziesz musiała przeżyć jego ciężkie humorki w stadzie - powiedziała poważnym głosem czarnowłosa - Część Wilkołaków będzie chciała mu coś zrobić bo stwierdzą, że już się nie liczą i będą hańbiki imię Ericka, przez to sami na tym ucierpią, aż Alvaro straci całe stado. Zostaliśmy mu tylko my...

- Nasze stado nie jest aż tak straszne na jakie się wydaje - odparłam - Zawsze będzie miał wsparcie w Instytucie i wśród swoich Wilkołaków... Właśnie! - nagle jakbym dopiero co wyszła z transu - Co z Zackiem?!

- Siedzi w Instytucie. Z tego co słyszałam to ledwo uszedł z życiem. Mówił, że żyje dzięki tej Czarownicy czy coś takiego... - powiedziała zajadając się ciastkami.

- Muszę już iść... - odparłam zabierając swoje rzeczy z jej łóżka.

Nic nie mówiąc Meredith wyczarowała mi portal i w mgnieniu oka znalazłam się w sali głównej w Instytucie. Biegłam przez korytarze mijając bardziej i mniej oświetlone zaułki. Aż dotarłam do pokoju Zacka...

- Hej - przywitał się z tym swoim uroczym uśmiechem. Stał przy szafie w samych spodniach, odkrywając jego sześciopak.

- Jak dobrze, że nic ci nie jest... - powiedziałam podbiegając do niego i go z całej siły obejmując. Po chwili odwzajemnił mój uścisk.

- Pomogła mi pewna Czarownica. Miała na imię Raven. Była bardzo do ciebie podobna...

Jace:

- Jak tylko zaatakują musimy zebrać ich krew i dać ją do analizy... - powiedziałem ciągnąć temat tych demonów. Nagle ktoś wszedł do Instytutu.

Była to Chloë. Cała w jakiejś bordowej substancji... Wyglądała tak jakby miała zaraz paść...

- Chloë, co się stało? - spytałem, łapiąc ją zanim padła twardo na ziemie, wyciągając moją Stelę.

- To te demony... - wydusiła - Były w mieszkaniu Raven. Było ich około dziesięciu... - mówiła z trudnością mimo użycia Runy Uzdrawiającej...

Chloë:


Szłam w stronę domu Raven. Obiecałam, że zajmę się jej mieszkaniem kiedy jej nie będzie. Wjechałam windą mijając Aleca i Maxa, aż dojechałam na ostatnie piętro. Jednak zanim otworzyłam drzwi, usłyszałam coś dziwnego...

Przyłożyłam ucho do drzwi, wyciągając swoją nową broń. Było słychać jakieś trzaski i tłuczące się szkło. Nie zwlekałam długo i po prostu tam weszłam...

Czarne postacie. Sama skóra i kości. Wielkie na prawie dwa metry... Czarne oczy, wielkie szpony i kły. Rozwalały wszystko co stanęło im na drodze - jakby czegoś szukały. Po chwili mnie zauważyły...

Demony zaczęły na mnie dziwnie... warczeć? Cokolwiek to było, nie wróżyło nic dobrego.

Ich dziesięciu na mnie jedną.

Jeden z demonów się na mnie rzucił. Za pomocą jednego z haków zrobiłam mu głębokie nacięcie na brzuchu, przez co się zwin¹³ z bólu. W tym samym czasie wbiłam mu drugi z haków w oczy. Potęrznie pociągnęłam, by wyrwać swoją broń z jego ciała, słysząc ten charakterystyczny odgłos pękającej czaszki. Jego zwłoki padły na innego demona, który chciał zaatakować zza pleców.

Po chwili gwałtownie się obruciłam, z pół obrotu kopiąc kolejnego demona prosto w twarz z taką siłą, że wpadł na popsutą półkę, przez co w jego ciało wbiły się jej trzymadła. Bordowa substancja zaczęła się z niego lać jak z wodospadu, a jego próby wydostania się nic nie dały. Umarł z wbitą półką w ciało.

Nagle jeden demon wbiegł we mnie, popychając mnie na ścianę, przez co popsułam kolejną półkę. Nagle to monstrum do mnie podbiegło... Zdąrzyłam go chwycić, nadziewając go na resztki po pó³ce, lecz w tym samym czasie zrobił mi głębokie nacięcie na klatce piersiowej za pomocą swoich szponów.

W tym samym momencie dwa inne zaczęły do mnie podbiegać, gdy ja nadal klęczałam na ziemi. Wstając wyciągnęłam łańcuch znajdujący się przy pasie, chwyciłam czarną rękojeść z Runami i poderżnęłam im dwóm gardła. Zaczęli padać na ziemię w kałuże dziwnej bordowej mazi. W żadnym stopniu nie przypominała normalnej krwi...

Kolejny biegł od tyłu, więc wbiłam mu mój hak w jego szczękę, ciągnąc go w dół, aż jego czaszka pękła na drewnianym stołku równocześnie go psując.

Następnemu, za pomocą rękojeści, połamałam żebra. Kości przeleciały na wylot przepoławiając jego płuca, przez co zaczął krztusić się krwią. Lecz zanim padł całkiem martwy na ziemię, zdąrzył rozciąć mi ramię...

Podbiegło kolejnych trzech... Jednemu rozcięłam całą klatkę piersiową - od pasa w górę. Bordowa "krew" zaczęła się z niego gwałtownie wylewać, żebra i część kręgów się całkiem wysypały, a na sam koniec jego serce z niego "wypłynęło", a jego ciało padło z hukiem na ziemię.

Dwóch następnych było już lekko poobijanych, lecz wydawały się jakieś mądrzejsze niż reszta... Jeden zaatakował od tyłu, w czasie gdy drugi wbił mi swoje kły w ramię. Rękojeść wbiłam mu w oko, po czym szarpnęłam łańcuchem, by przebić go wielkim hakiem. Ostatni oberwał zwłokami swojego towarzysza. Z całej siły kopnęłam go łamiąc mu nogę. Na sam koniec wbiłam mu hak prosto między oczy...

Nagle usłyszałam, że to nie było wszystko...

Jeden z demonów leżał pod martwym ciałem nadal żywy. Spojrzałam na niego, po czym zaczęłam go kopać i bić łańcuchem...

- Głupie gnojki... - dodałam zadając ostatni cios. Niestety, zanim całkiem umarł, wbił mi swoje szpony w udo, z czego jeden z nich w nim został...

Dopiero po tym wszystkim poczułam obrażenia, jakie mi zadano. Strasznie krwawiłam i zaczęłam tracić siły. Musiałam się jak najszybciej znaleźć w Instytucie...

Jace:

- Magnus, stwórz nam portal - powiedziałem kierując się do Maga. Po chwili podbiegł do nas Dylan i zabrał swoją siostrę do jej pokoju, by Catarina się nią zajęła.

W mieszkaniu Raven było mnóstwo krwi i rozbitego szkła. Poturbowane półki, rozszarpana kanapa, zaschnięta prawie czarna maź na ścianach. Niestety zwłoki przed naszym przyjściem zdąrzyły zniknąć... Nie było nawet mowy o pobraniu jakiejkolwiek próbki tych demonów.

- Nic stąd nam nie pomoże... - stwierdziła Izzy, a Mag za pomocą magii zaczął sprzątać mieszkanie Raven.

Zaglądaliśmy w każdy zakamarek, każdy kąt... Pół godziny szukania bez rezultatów. Nagle dostałem jakieś powiadomienie

Od: Dylan:
Musicie jak najszybciej wrócić. Z Chloë jest coraz gorzej, a Catarina już nie wie co ma robić...

- Musimy wracać. Już. - o nic nie pytali. Po prostu Magnus wyczarował portal i w ułamku sekundy znaleźliśmy się w pokoju Chloë.

Dziewczyna krzyczała. Na jej udzie pojawiła się wielka plama krwi. Dylan odkrył jej nogę w miejscu krwawienia, gdzie było widać coś jeszcze - wielki pazur wbity w nogę, a wokół miejsca przebicia było widać intensywnie fioletowe żyły...

Isabelle w mgnieniu oka wyjęła pazur z jej nogi, a Magnus wraz z Catariną zaczęli ją uleczać. Fioletowe żyły zaczęły blednąć, lecz zielonooka nadal strasznie krzyczała

- Raven!... - zaczęła nagle krzyczeć. Czuła co przeżywa w tej chwili jej Parabatai...

Nagle jakby jej ulżyło i się uspokoiła. Łatwiej jej było oddychać, a po przebiciu nie było śladu - prawie...

- Wezmę te szpony do analizy, a ty w tym czasie odpoczywaj... - powiedziała Izzy uśmiechając się do dziewczyny, po czym wyszła, a Dylan nie odszedł od siostry ani na krok.

~=÷=~

Księżycowy Róż 🌙🌹 [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz