×19×

58 8 1
                                    

Dylan:

Nie ma jej już całą noc, cały dzień... Przyjmuje się, że po trzech dniach od zaginięcia zaczyna się szukać zwłok. Ale to Raven Anderson... Na pewno się odnajdzie żywa...

Derek:

Wszyscy wyszliśmy z pokoju poza Lydią i Kirą, które pomogły Raven w ubraniu się. Dałem jej swoją zieloną bluzę, która wisiała na niej jak sukienka. Jest niska, ale nie s¹dzi³em, ¿e aż tak...

- Jak to w ogóle możliwe? - spytała Malia - Istoty takie jak ona nie mogą być zmiennokształtne.

- Na razie musimy zrobić coś innego - odparł Alec wstając z kanapy. Wszyscy na niego spojrzeliśmy pytająco - Porozmawiać z Argentem. Postrzelił białego wilka, który po prostu wyszedł sobie z lasu.

- On ma rację - stwierdził Mason - Mieliśmy nie zabijać bez przyczyny.

- On jej nie zabił tylko unieszkodliwił - powiedział Isaac.

- Co nie zmienia faktu, że trzeba z nim o tym porozmawiać - odparłem suchym i stanowczym głosem. Jego rodzina nie będzie więcej krzywdzić mojej. Świadomie czy nie...

Lydia:

- Myślisz, że wszystko z nią w porządku? - spytała czule Kira, patrząc na śpiącą brunetke. Miała na sobie bluzę Dereka, a ja pożyczyłam jej swoje spodnie.

- To jest Raven - zaczęłam uśmiechając się - Za jakiś czas się obudzi, zejdzie do nas na dół, napije się gorącej kawy i wszystko wróci na swoje miejsce...

- A co z Chrisem? - powiedziała lekko zdezorientowana z odrobiną wściekłości - Postrzelił niewinnego wilka. Alec przed chwilą powiedział, że trzeba z nim porozmawiać, a Derek się dość mocno wściekł - dodała, podsłuchując każde słowo chłopaków na dole.

-Będzie trzeba to wyjaśnić. Nous protégeons ceux qui ne peuvent pas se protéger eux-mêmes*. Ona była w stanie, ale nie była tego świadoma... - stwierdziłam, patrząc z uśmiechem na dziewczynę - Dajmy jej odpocząć - dodałam zamykając za nami drzwi, schodząc do salonu.

Dylan:

Po raz już nie wiem który użyłem Runy Lokalizującej. Raven jakby zapadła się pod ziemię. Nie ma jej zupełnie nigdzie. Jakby nigdy nie istniała...

Zacząłem się coraz bardziej denerwować i bać. Mogłem jej nie zostawiać... Przechodzi teraz tak wiele i nie powinna zostawać sama...

- Znalazłeś coś nowego? - spytała Izzy wchodząc cała zestresowana do pokoju.

- Zniknęła... Zapadła się pod ziemię, wyparowała, rozpłynęła się... Nie wiem gdzie jest... - powiedziałem głosem pełnym smutku i strachu.

- Na pewno się znajdzie - odparła pocieszająco - Za jakiś czas do nas wróci cała i zdrowa - dodała obejmując mnie. Nie jestem dzieckiem, by mnie przytulać w takich momentach...

Raven:

Co to za miejsce? W około nie ma nic poza kamieniami i trawą. Niebo jest całe przekrwione, raz na jakiś czas widać kwitnące drzewo... To miejsce jest na prawdę dziwne...

Szłam i szłam, i nigdzie nie mogłam dojść... Minęłam jeden klif, wielki stos skał... Nigdzie nie było nikogo. Ani żywej duszy...

Mimo tego, że niebo było całe czerwone bez ani jednej chmury lub chociażby słońca, było dosyć jasno.

Po długiej wędrówce po ścieżkach zrobionych z popiołu i kości, doszłam do jakiegoś jakby zamczyska. Było całe zarośnięte krzewami i mchem, było bardzo zniszczone, lecz nadal stało.

Weszłam do środka. Stary ołtarz, wypalone świece, wielkie schody w górę. Podąrzając po nich, znalazłam się w samej wieży. Droga była wysłana rozszarpanym, spalonym i zarośniętym czarnym dywanem, stało mnóstwo kolumn pokrytych mchem i kurzem, na samym środku stał wielki tron z jakimś zielskiem rosnącym po środku.

- Gdzie ja do cholery jestem? - spytałam na głos sama siebie - Jak mam stąd wyjść, jak długo tu jestem, jak... - mówiłam ze łzami w oczach.

Usiadłam na ziemi obok tronu. Jedna pusta łza spłynęła mi po policzku.
Siedzę tu całkiem sama. Wzięło mi się na wspomnienia... Nikt nie był w stanie mnie usłyszeć, więc mogłam się powydzierać, popłakać w samotności i się wyciszyć...

Stwierdziłam, że skoro już tu siedzie, mogę też pobawić się magią. Nikogo nie było, więc nikogo by nie obchodziło, że jest coś zniszczone bardziej niż wcześniej...

Siedziałam nadal na ziemi przywołując swojego demona. Tym razem trwało to trochę krócej i mniej boleśnie niż wcześniej... Wyczarowałam sobie wielkie lustro, bym mogła się zobaczyć cała. Moje włosy stały się krótsze i zmieniły kolor na czarny, moje oczy zmieniły kolor na złoty, a wokół były czarne, moje palce stały się lekko spalonymi szponami, wyrosły mi wielkie czarne skrzydła, uszy stały się bardziej szpiczaste z jakimś symbolem kolczastego krzewu, moje Runy całkowicie zniknęły - poza Runą Anielską i Parabatai, na moich policzkach pojawiły się lekko widoczne granatowe żyły...

Przywołałam swoją magię, by lustro zniknęło i zauważyłam, że nie jest niebieska. Jest żółta...

- Zajebiście... - powiedziałam pod nosem swoim demonicznym głosem - Skoro i tak jestem tu caaałkieem samaa... Czas wypróbować te cudeńka... - dodałam próbując zapanować nad skrzydłami. Jednak były nieco inne niż te kiedyś i nad tamtymi panował gniew. Czas nauczyć się latać z własnej woli - Tylko jak ja mam to zrobić? Ughh, powinnam przestać gadać sama do siebie... - odparłam wychodząc z sali tronowej

Dziecko Podziemi:

- Jak mam się do niej zbliżyć skoro zniknęła bez śladu? - spytała mnie postać z "hologramu".

- Musicie ją odnaleźć. Jakby zapadła się pod ziemię to dawno by tu trafiła - powiedziałam ironicznym i obojętnym tonem - Nie obchodzi mnie jak ty chcesz się do niej zbliżyć, byle byś zdobyła jej zaufanie... - odparłam wstając z podłogi - Pamiętaj, że gramy na moich warunkach - dodałam bardziej złowrogim głosem.

- Nie sądzisz, że to odpowiedni moment by zaatakować? - spytał Donovan.

- Skoro jej nie ma to jest małe prawdopodobieństwo, że coś nam przeszkodzi... - powiedziałam sama do siebie - Prawdopodobieństwo jednak nie jest zerowe... Będzie trzeba uważać, by ktoś nam nie przerwał - dodałam bardziej stanowczym i dowódczym głosem - Wiecie co macie robić... - odparłam z wielkim szyderczym uśmiechem, a postać z hologramu zniknęła.

Będzie ciekawie...

Raven:

Siedzenie tu zaczęło robić się nudne. W czasie "próby lotu" wylądowałam cała poturbowana na ziemi z jakieś pięćdziesiąt razy, aż udało mi się utrzymać w powietrzu. Nauczyłam się również je chować i nadal pozostawać w demonicznej formie.

Usiadłam na ziemi obok tronu w mojej demonicznej postaci. Nawet nieźle tak wyglądam.

- I co ty tu robisz? - zaczęłam mówić do roślinki na tronie. Na Anioła serio ze mną źle... - Nie wiem jak możesz rosnąć w kamiennym tronie - dodałam przywołując swoją magię.

Zaczęłam się nią bawić wymachując nad kwiatem. Z moich rąk posypał się żółty pył lądując prosto na listkach. Roślina zaczęła piąć się ku górze i wypuszczać pączki, z których wyrosły piękne białe róże z czarną łodygą pełną kolców.

- Piękny jesteś - odparłam dotykając lekko kolców - Ale skoro jestem tu całkiem sama, tron to moje miejsce skarbie... - dodałam wyciągając za pomocą magii kwiat z kamienia. Wyczarowałam mu wielką bordową donice i sama usiadłam na tronie - Chyba trzeba tu posprzątać. I na serio przestać gadać sama do siebie... - stwierdziłam patrząc się na to wszystko. Serio mega syf...

~=÷=~

____________________
*Nous protégeons ceux qui ne peuvent pas se protéger eux-mêmes - "Chronimy tych którzy nie mogą obronić się sami" - nowe motto wymyślone przez Allison Argent

Księżycowy Róż 🌙🌹 [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz