×16×

65 9 0
                                    

Dziecko Podziemi:

Weszłam do sali głównej gdzie siedział Donovan na swoim tronie. Nie wiem czemu on nadal do niego należy...

- Coś nowego? - spytałam totalnie pustym tonem.

- Masz kogoś na linii - odpowiedział poważnym głosem.

- Jeśli nie masz nic nowego to lepiej się wyłącz - powiedziałam gniewnie, odwracając się do pewnego rodzaju hologramu.

- Jest w rozsypce - powiedziała kobieta w kapturze zniekształconym głosem - Będzie łatwiej się do niej dobić. Teraz można zaatakować... - dodała, a ja wiedziałam, że się szyderczo uśmiecha.

- Dobrze - odpowiedziałam z wielkim uśmiechem, odsłaniającym moje kły - Świetne wieści... W końcu zyskam to czego potrzebuje. Oby tak dalej... - dodałam już wychodząc z sali.

Raven:

Byłam wkurzona. Bulwersowała we mnie agresja. Sama nie wiem czemu...

Poszłam do sali treningowej i zaczęłam się wyżywać na worku treningowym. Zaczęłam uderzać z każdej strony, z całej siły. Nie miałam nad sobą panowania, moje kostki się zdzierały i zaczerwieniały z każdym kolejnym uderzeniem. Do momentu, w którym poczułam dziwną aurę w pomieszczeniu...

Poczułam zapach granatu i kawy. Poczułam aurę anielską i totalną... pełną ciepłą głębie?... Coś takiego istnieje? Czemu ja to w ogóle wyczułam?...

Gwałtownie się odwróciłam i się zamachnęłam. Moją pięść przechwycił i zablokował zielonooki Nefilim.

- Na Anioła, co ty zrobiłaś? - spytał spanikowany chwytając moją dłoń - Jesteś cała zakrwawiona... - dodał sięgając do apteczki na ścianie - Co się stało? - spytał bandażując moje dłonie.

- Sama nie wiem... - odpowiedziałam zrezygnowana i zdezorientowana - Poczułam złość i gniew, więc postanowiłam się wyrzyć na worku treningowym... - dodałam, spoglądając na zmasakrowany worek.

- Na Anioła, on jest cały czerwony! - lekko wykrzyczał Dylan z przerażeniem w oczach.

- Nie wiem co mi się stało... Naprawdę nie wiem... - powiedziałam ze łzami w oczach, chowając twarz w zabandarzowane dłonie.

- Nie jesteś ostatnio sobą... - odparł z troską, chwytając moją rękę - Musisz odpocząć. Chodź... - powiedział już nieco ciszej, zaprowadzając mnie do pokoju.

Wciąż czułam coś dziwnego dotykając go. Coś takiego... pustego, ale i ciepłego...

-To wszystko za bardzo cie przytłacza... - powiedział siadając razem ze mną na łóżku - Naprawdę powinnaś odpocząć. Ja już o to zadbam... - dodał przyjaźnie się uśmiechając, nadal trzymając moją dłoń. Nagle znów poczułam coś dziwnego...

- Coś się dzieje... - odparłam, a Dylan spojrzał na mnie przerażony - Moje mieszkanie... Ktoś tam jest... Demony i... Czarownik? - spytałam samą siebie.

W mgnieniu oka obydwoje się zerwaliśmy z łóżka. Przywołałam swoją magię... Przez te zasrane kostki lekko syknęłam z bólu. Mimo tego stworzyłam portal i znaleźliśmy się w moim mieszkaniu.

- Co do cholery?! - krzyknęłam widząc wielką dwómetrową bestie z Maxem na rękach.

Przywołałam swoją magię, Dylan wyciągnął swoją broń. Demony na nas dziwnie spojrzały i stały dalej w miejscu.

- Trzeba im zabrać Maxa... - powiedziałam unosząc się lekko w powietrzu.

Czarne krwiopice ciągle się na nas patrzyły. Czy one raczą się wogóle ruszyć? Dziecko zaczęło się śmiać i nieświadomie używać magii. Jego dłonie przeszywała granatowa mgła i zaczął w nie klaskać. Jeden z demonów nagle chwycił się za głowę, która po chwili wybuchła... Jego martwe ciało padło twardo na ziemiê.

- Jak on to zrobił?! - spytał zdziwiony i podekscytowany Dylan - I czemu one tak stoją?

- Jak widać to my musimy zrobić ten pierwszy ruch. Jedyne co chcê to odzyskać Maxa... - powiedziałam złowrogo, podchodząc powoli do demonów.

Było ich około siedmiu. Dwómetrowa bestia ciągle trzymała dziecko na rękach, ale nic mu nie robiła... I czemu te gówna nie chcą do mnie podejść? Zawsze atakowały od razu... Nagle coś jakby mnie olśniło...

- Dylan - zaczęłam odwracając się do chłopaka, opadając stopami na ziemię - Poproś, by oddali Maxa - powiedziałam, a chłopak dziwnie na mnie spojrzał.

- Czemu ja mam to...

- Poproś, by oddali Maxa - powtórzyłam przerywając mu.

Bez dalszych pytań zielonooki podszedł do nich bliżej i wystawił rękę.

- Oddajcie dzieciaka - powiedział stanowczym głosem, a błękitnooka bestia podeszła do nas i podała nam małego czarownika - Co jest?!

- Nie wiem... - odpowiedziałam zszokowona, zamrażając wszystkie demony, równocześnie je nagrzewając, by się rozpadły od środka - Trzeba się tego dowiedzieć. Już ja się tym zajmę... - powiedziałam zabierając dziecko na ręce - No skarbie, wracamy do tatusiów - dodałam tworząc portal do Instytutu.

Zanim jednak przeszliśmy, usłyszałam jakby się coś rozłożyło. Odwróciłam się i zobaczyłam rzeźby lodowe od środka ubrudzone bordową krwią. Na samym środku była figurka największej z tych bestii. Ciekawie to wygląda...

Znaleźliśmy się w sali głównej gdzie siedział Magnus z Izzy. Tak szybko wrócił z Clave? Widząc mnie z Maxem na rękach i czerwonymi bandażami na dłoniach, podbiegli do nas przerażeni.

- Co się stało? - spytała dziewczyna

- Demony były u mnie w mieszkaniu - powiedziałam.

- A Max z jakiejś racji był tam z nimi - dokończył Dylan pokazując niebieskoskóre dziecko.

- Alec był z Maxem... - wyszeptał Mag - Gdzie jest Alec? - spytał spanikowany, przywołując swoją magię, by go namierzyć.

Nic nie zdą¿ył zrobić, bo byłam pierwsza. Stworzyłam portal i w mgnieniu oka znalazłam się w mieszkaniu Magnusa.

Całe poturbowane... Mnóstwo krwi na ścianach, popsute krzesła, łóżko dziecka całe porozszarpywane... Ale gdzie do cholery Alec?...

Nagle coś wyczułam... Róże i cynamon... Zobaczyłam spod gruzów czyjąś rękę..

- Alec! - wykrzyknęłam odkopójąc chłopaka. Z jego nosa leciała intensywnie czerwona krew, jego ręce były strasznie pocięte, jedna z jego Run była jakby wyszarpana... Było widać jedynie jej zarys... - Zaraz będzie dobrze... - powiedziałam przez łzy, przywołując swoją magię.

- Gdzie jest Max?... - spytał zamykając oczy.

- Nic mu nie jest... Proszę, nie mów nic... Nie zamykaj oczu... - powiedziałam już płacząc. W mgnieniu oka zaczęłam uleczać ciemnookiego. Zaczął się wiercić, lecz nie krzyczał... - Alec?... - spytałam, widząc, że się nie budzi - Alec, proszę... - dodałam przykładając ucho do jego klatki piersiowej. Wciąż oddychał... - Musisz jedynie otworzyć oczy... Wiem, że to zrobisz... - mówiłam dalej go uleczając, dalej płacząc - Alec do cholery!... - krzyczałam uderzając lekko w jego klatkę piersiową. Za pomocą magii porządnie za nią szarpnęłam - Alec... - wyszeptałam już z wielkim uśmiechem na twarzy, widząc, że chłopak otwiera powoli oczy. Łzy lały się z moich oczu litrami... Chwyciłam jego dłoń, ciągle szeroko się uśmiechając.

- Naprawdę myślałaś, że tak szybko się poddam?... - spytał z trudnością, szeroko się uśmiechając.

- Nigdy tak nie pomyślałam... - powiedziałam nie powstrzymując łez. Po chwili położyłam głowę na już zdrowej klatce piersiowej chłopaka i poczułam jego dłoń na mojej głowie - Nigdy więcej tego nie rób... - dodałam z powrotem wstając do pozycji siedzącej.

- Obiecuję...

~=÷=~

Księżycowy Róż 🌙🌹 [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz