×11×

75 8 0
                                    

Raven:

Następnego dnia obudziłam się w objęciach Aleca. Wciąż leżałam na jego nogach, moje włosy były wplecione pomiędzy jego palce. Wstałam powoli i delikatnie, by go nie obudzić. Byłam mu wdzięczna za to, że ze mną posiedział.

Chwyciłam telefon - pięćdziesiąt siedem wiadomości. Jedyne co zrobiłam to rzuciłam nim gdzieś w kąt.

Weszłam do kuchni. Siedział tam Zack z jakąś rudowłosą dziewczyną mniej więcej mojego wzrostu. Blondyn widząc mnie, zawołał mnie do siebie, bym usiadła obok niego.

- Hej Raven.

- Hej - odpowiedziałam mijając go, by dojść do ekspresu do kawy.

- Poznaj Haidi... - dodał, na co ja się odwróciłam i myślałam, że stoję przed lustrem - Wiedziałem, że jesteście podobne, ale nie sądziłem, że takie same - odparł lekko się śmiejąc.

Te same rysy twarzy
Te same pieprzyki
Te same oczy
Tylko włosy inne...

- Mówi się, że co najmniej siedem osób na świecie wygląda dokładnie tak jak ty - powiedział blondyn, znów się lekko śmiejąc.

- Ten dzień już się robi dziwny... - stwierdziłam, zabierając moją kawę do pokoju.

Znów zajrzałam w telefon - tym razem siedemdziesiąt trzy wiadomości. Wciąż od tych samym osób... Nawet nie chciałam tego odczytywać. Odłożyłam telefon na biurko i włączyłam muzykę. Damon nagle zaczął się do mnie łasić.

- Racja, jedzenia ci nie dałam... - stwierdziłam i nagle nad miską pojawiło się jedzenie - Dzień dobry Alec - dodałam widząc czarnowłosego nadal na moim łóżku.

- Hej... Jak się spało? - spytał podchodząc do mnie do biurka.

- Bardzo dobrze. Dziękuję za wczoraj... - powiedziałam szeroko się do niego uśmiechając - Kawy? - spytałam, a moje oczy zmieniły kolor na niebieski. Chwilę po tym pojawił się obok nas ekspres do kawy - Czemu ja tego wcześniej nie zrobiłam?... - spytałam samą siebie, po czym zaczęłam się śmiać.

Robiąc ch³opakowi kawę, Alec zauważył, że mój telefon ciągle wibruje.

- Dziewięćdziesiąt jeden wiadomości... - powiedział chwytając go do ręki - "Prawie wszyscy wyruszamy do Meksyku. W każdej chwili możesz wejść do domu w razie gdybyś czegoś potrzebowała. Mamy nadzieję, że w końcu się odezwiesz..." - mówił czarnowłosy czytając jedną z wiadomości widocznych w powiadomieniu - Mówiłem ci, że jakoś wszystko wróci do normy. Ale najpierw musisz się do nich odezwać - dodał całując mnie w czoło. Nagle mój telefon znów zawibrował.

Od Derek:
Hej, chciałabyś pogadać? W domu zostałem tylko ja i Peter, a reszta jest w Meksyku...

- Masz rację... - powiedziałam kierując to do Aleca - Dziękuję... - dodałam, po czym zniknęłam za portalem.

Znalazłam się na schodach jakiegoś domu w Beacon Hills. To nie jest dom stada...

Powoli zeszłam na dół. Na kanapie siedziała jakaś brunetka w objęciach lekko siwego mężczyzny. Byli ludźmi, więc mogłam powoli przejść i wyjść...

- Kim jesteś? - spytała kobieta, a facet natychmiast się zerwał z kanapy i wyciągnął broń.

- Wy mnie widzicie? - spytałam zdezorientowana. Myślałam, że mnie nie widzą...

- Kim jesteś? - pytał dalej ładując broń, a brunetka zniknęła z pola widzenia.

- Jestem Raven. Trafiłam tu przez przypadek... - powiedziałam lekko się wycofując.

Nagle poczułam coś za sobą. Gwałtownie się odwróciłam chwytając wycelowany we mnie paralizator. Kobieta go uruchomiła, lecz nie poczułam kopnięcia.

Moje oczy z normalnych stały się kocie w kolorze niebieskim, przez moje ręce przeszła niebieska mgła wchłaniając całą energie elektryczną.

- Nie chcê was skrzywdzić - powiedziałam oddając kobiecie paralizator - Jak już mówiłam, trafiłam tu z przypadku.

- Czym ty jesteś? - spytał zdezorientowany mężczyzna.

- Jestem Hybrydą Nefilim i Czarownika. Kim wy jesteście, że mnie widzicie?

- Po co przybyłaś do Beacon Hills? - spytał ignorując moje pytanie.

- Do stada - odparłam, a mężczyzna zaczął do mnie niebezpiecznie podchodzić - Nie chcê nikomu nic zrobić. Kim jesteście?

- Po co szukasz mojego syna? - spytała kobieta.

- Naprawdę myślicie, że chce coś zrobić rodzinie moich najlepszych przyjaciół? - spytałam lekko podchodząc - Dobra, nie ważne... - stwierdziłam tworząc portal zostawiając tą parę w zaciekawieniu.

W mgnieniu oka znalazłam się w odpowiednim domu. W kuchni stał Derek.

- Hej, w końcu przyszłaś... - powiedział z uśmiechem na ustach. Ja jedynie do niego podeszłam, obiełam go i poczułam napływające łzy do moich oczu... - Opowiesz mi co się stało?

- Zabiłam Monroe... - odparłam patrząc mu prosto w oczy - Zabiłam ją na oczach wszystkich i teraz wszyscy mają mnie za potwora...

- Ja nie uważam, że jesteś potworem. Nie ważne w jakiej odsłonie byś przede mną stanęła. Jesteś Hale'm... - powiedział chwytając mnie za twarz - Na pewno nie mają ciê za potwora. Nie mogło to wyglądać aż tak źle... - stwierdził, po czym z jego oczu było widać jedynie białka.

Nim zdąrzył powiedzieć coś więcej, za pomocą magii zaczęłam mu pokazywać to co się tego dnia wydarzyło.

- Wiem, że mają mnie za potwora... - odparłam, po tym jak skończyłam mu pokazywać moje wspomnienia.

- Nie jesteś potworem. Zrobiłaś to w obronie przyjaciół. Mimo zakazów Scotta zabiłaś kogoś kto na to zasługiwał... - powiedział Derek delikatnym i czułym głosem, po czym mnie objął. Naprawdę podniosło mnie to na duchu...

- Dziękuję Ci Derek... - odparłam lekko się odsuwając.

- Chcesz jeszcze tu posiedzieć? Zejdzie im do nocy zanim wrócą.

- Z chęcią tu zostanę. W Instytucie jest ostatnio zbyt dziwnie...

- Czyżby ominął mnie jakiś zlot rodzinny? - zapytał Peter wchodząc do salonu - Zawsze się spóźniam na takie eventy - dodał, po czym zaczęłam się śmiać...

Eveline Fedeline:

Stało się.
Spotkały się.
Najlepiej będzie jak się dowiedzą.
Kiedyś będą musiały.
Ktoś kiedyś będzie musiał im to powiedzieć.
Dla dobra nas wszystkich.

~=÷=~

Księżycowy Róż 🌙🌹 [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz