Rozdział 2

520 16 8
                                    

         Stałem przez chwilę zamyślony.Jak mam być szczery-sam nie wiem o czym myślałem. Ze „śpiączki" obudził mnie krzyk Taty.
-Carl nie stój tak tylko nam pomóż!-krzyknął dość zdenerwowany.
Nie dziwie mu się.Był przywódcą a ostatnim czasem Alexandria miała coraz więcej problemów.
-Już idę.-powiedziałem z lekkim śmiechem ale raczej wybrałem nieodpowiedni moment na żarty bo on tylko spojrzał na mnie krzywo. Trudno.Zacząłem zabijać nożem pojedyncze szwendacze podchodzące pod ogrodzenie.      Szło to dość sprawnie puki nie zrobiło och się tak dużo,że co? No oczywiście że zaczęły przedzierać się do miasta.Super.A potem co się stało?Wybuchła panika.Jeszcze lepiej.
-Kurwa mać!Mieliście pilnować aby pod żadnym pozorem nie wdarły się do miasta!Takie to aż kurwa trudne!?-krzyknął ojciec między innymi w moją stronę.
Bo przecież najlepiej winę zgonić na mnie.Ehh przywykłem.
-A może sam będziesz sobie pilnował skoro tak ci to nie pasuje co?-warknąłem w jego stronę.
Strasznie irytowało mnie jego zachowaniem. Rozumiem,że bycie władcą nie jest łatwe i masz na sumieniu bezpieczeństwo wszystkich członków grupy ale że aż tak?Moim zdaniem stanowczo przesadza.
-Jakim tonem ty do mnie mówisz?!-oho...wnerwnił się,nieciekawie.
Ale w tym momencie nie miałem czasu się mu tłumaczyć.Pobiegłem za szwędaczami rozpraszającymi się po mieście.Maggie z Enid zaczęły wybijać te koło spiżarni,więc ja postanowiłem sprawdzić dom,w którym była Judith i jej „przyjaciel".Dlaczego „przyjaciela"? Bo trudno niezauważyć,że są w sobie zakochani. Cały czas spędzają ze sobą całe dnie, a ona ciągle nawija jaki to z Sam'a super gość.
Niezbyt cieszy mnie fakt,że to akurat Sam jest jej „przyjacielem".Dlaczego?Bo to brat najgorszego skurwiela w całej Alexandrii-Rona-jebany idiota.Ale narazie nie wnikajmy w szczegóły.Zacząłem biec w kierunku domu,w którym była moja siostra,Sam i oczywiście kto? Ron.
-Judith,nic ci nie jest?-spytałem widząc moją 12-to letnią siostrę siedzącą na łóżku z Samem.
-Nie mój ukochany braciszku.-odezwał się sarkastycznie siedzący na krześle Ron.
Zignorowałem go.
-Nie,wszystko ok.-powiedziała podnosząc na mnie wzrok z kart,w które grali z chłopcem.
-Dobra Grimes wyjazd.-powiedział Ron śledząc mnie wzrokiem.
-Bo?-spytałem patrząc na niego krzywo.
Debil myśli,że jeśli jest ode mnie o 2 lata starszy może mną pomiatać.Sorry,nie mną.
-Bo to mój dom i bez mojej zgody nie możesz tu przesiadywać?-powiedział patrząc na mnie jak na dzieciaka,z którym może robić sobie co chce.
Żałosne.
-Jest tu moja siostra i nie wyjdę puki nie upewnię się,że jest bezpieczna.-zwróciłem się do niego.

Kiedyś zrozumiesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz