Rozdział 13

179 10 0
                                    

           Obudziłem się.Wstałem i się ogarniałem.
Wyszedłem przed dom.Stała Enid.Niezręcznie.
-Hej!-wykrzyknęła w moją stronę.
-Cześć.-powiedziałem przecierając oko.Wciąż byłem zaspany.
-Idziesz się przejść?-spytała.
-Może później.-powiedziałem.Nie miałem dzisiaj ochoty NIGDZIE wychodzić,ale wolę ulotnić się do lasu,niż widzieć przez cały dzień tego jebanego skurwiela.Od wczoraj głowa boli mnie niemiłosiernie.Świerze powietrze dobrze mi zrobi.
-12?-rzuciła.
-ok.-odrzekłem i udałem się w stronę bramy, przy której stał mój ojciec,Michonne,Jessy i... Ron.
-Cześć.-powiedziałem głównie w stronę taty i Michonne.
-Hej.-odpowiedzieli.
-Siema.-powiedział Ron patrząc na mnie z szyderczym uśmiechem.Zignorowałem go.
-Idę się przejść do lasu.-powiedziałem ojcu.
-Sam?
-Z Enid.-odpowiedziałem patrząc zuchwale w stronę Rona.
-Dobra.-uśmiechnął się w moją stronę.Mam wrażenie,że dużo osób patrzy na nas pod względem pary.No cóż,nie moja wina,że są w błędzie.Gdy dotarłem do domu wybiła 12:00.
Pod budynkiem stała Enid.Brunetka patrzyła  w stronę drzwi.Zapewne myślała,że jestem w domu,więc postanowiłem ją wystraszyć.
Zaszedłem ją od tyłu i...
-BU!-wykrzyknąłem a ona aż podskoczyła.
-Idioto!-zaśmiała się.Nastała chwila ciszy.
W końcu nie wytrzymaliśmy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Idziemy?-spojrzała na mnie pytająco.
-Tak.-powiedziałem i ruszyliśmy w stronę ogrodzenia.Szliśmy lasem przez jakiś czas.
Towarzyszył nam dobry humor,więc droga minęła nam dość przyjemnie.Gdy dotarliśmy pod stary dąb,usiedliśmy pod pniem
i zaczęliśmy czytać komiksy.Nagle poczułem dziwne ciepło,opadające na moją dłoń.Była to ręka Enid,która patrzyła w gazetę jak gdyby nigdy nic.Cholera!Momentalnie zabrałem dłoń.
Spojrzała na mnie zdziwiona,a jednocześnie zawstydzona.
-P...przepraszam.-powiedziała jąkający się.
-Spoko.-powiedziałem szorstko,ale starałem się aby brzmiało to przyjaźnie.Nie chciałem,aby to jedno zdarzenie zniszczyło naszą przyjaźń,więc stwierdziłem że o tym zapomnę.Czytaliśmy w ciszy.
-Może wracajmy?Robi się ciemno.-powiedziałem skupiając wzrok na dziewczynie.
-Dobrze...-powiedziała.W jej głosie nadal dało się zauważyć zmieszanie.
-Słuchaj...Możemy zapomnijmy o tym po prostu dobrze?-powiedziałem.Chciałem wyjaśnić to jak najszybciej.
-Tak...Jeszcze raz przepraszam...Nie wiem co mnie naszło.-odpowiedziała nadal  zawstydzona.Ale czułem,że nie chodzi tylko o to.Może nic nas nie łączyło,ale znałem ją na tyle długo,że wiedziałem kiedy coś jest nie tak.
-Co jest?-spytałem.
-Nic.-powiedziała wzruszając ramionami.
-Przecież widzę.-odrzekłem pewnie.
-Naprawdę,wszystko jest w porządku.-powiedziała próbując się uśmiechnąć,aby pokazać mi,że wszystko gra.Jest słabą aktorką.
-Widzę.-nie dawałem za wygraną.
-WSZYSTKO DOBRZE.-powiedziała już bardziej oschle.
-Nie.-nie odpuszczę.
-Nawet jeśli,to nie powinno cię to interesować! Przecież nie jesteś...-tutaj urwała.W tym momencie przekroczyliśmy bramę Alexandrii.
Pożegnaliśmy się i zmierzyliśmy do swoich domów.

Kiedyś zrozumiesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz