Po wybiciu wszystkich szwendaczy zaczęliśmy z tatą zmierzać w kierunku domu. Między nami panowała napięta cisza.Źle się czułem...
-Będziesz odbudowywał ogrodzenie na nowo?-spytałem aby przerwać milczenie.
Nie odpowiedział mi.Super.Nie dość,że mamy coraz więcej problemów w mieście,to ja kłócę się z coraz większą ilością osób.Nie mam szczęścia do relacji z ludźmi.
-Tato?-spytałem ponownie.
Wciąż milczał.Jasna cholera gorzej być nie może.Przedtem powiedziałem,że mam ochotę nie odzywać się do niego przez miesiąc.Cofam to.Idziemy koło siebie bez słowa raptem 5 min, a mnie już kurwica łapie.
-Tato!-krzyknąłem myśląc,że go to zirytuje i powie cokolwiek.Nie podziałało.Odpuściłem.
-Idę się przejść.-powiedziałem.
Teraz to już musiało podziałać zawsze jak gdziekolwiek idę nawet do domu obok prawi mi kazanie abym na siebie uważał i nie pakował się w żadne tarapaty.NIE WIERZĘ.Nie odezwał się.Coś jest do cholery okropnie nie tak.Stwierdziłem,że naprawdę pójdę się przejść i ochłonąć.Wyszedłem poza teren Alexandrii podążając w stronę lasu.Szedłem przed siebie patrząc w ziemię i kopiąc wszystko na mojej drodze co skończyło się mocnym bólem palca u stopy po kopnięciu w sport głaz.Szedłem przez dłuższy czas aż usłyszałem dziwny dźwięk w krzakach.Początkowo myślałem,że to szwendacz lub zwierzę więc wyciągnąłem nóż ale potem zauważyłem ludzką sylwetkę która nagle wyłoniła się na drogę celują we mnie pistoletem.
-Carl do jasnej cholery!-powiedziała osoba, którą ostatecznie okazała się Tara.
-O co ci chodzi?!-krzyknąłem pytająco.
Przecież ja nic jej nie zrobiłem to ona celowała we mnie spluwą.
-Michonne mówiła, gdybym cię spotkała abym przekazała ci,że masz wracać do domu.-Powiedziała do mnie wystraszona sam nadal nie wiem czym.
Stwierdziłem,że wrócę bo nie chce się kłócić z kolejną osobą.Szedłem przez dłuższy czas i w Alexandrii byłem około godziny 18 bo było już ciemno.
-Gdzie byłeś Carl?!-krzyknęła Michonne widząc mnie w progu.
Nie zwróciłem na nią uwagi.Tato tylko się na mnie popatrzył.Mam tego dość.Nie odpowiedziałem i pobiegłem na górę. Siedząc na łóżku wykładałem i wkładałem nabój do mojego pistoletu.Nagle ktoś zapukał.
-Proszę.-odpowiedziałem dość zmarnowanym głosem.
Nie wierzyłem.Był to mój tato!Usiadł obok mnie wciąż nic nie mówiąc.
-Tato?-powiedziałem do niego głosem,który zwątpił w jakąkolwiek odpowiedź.
Tak jak myślałem,nic nie powiedział,ale stwierdziłem,że będę do niego mówił.
-Chciałem cię przeprosić za tą sytuacje pod ogrodzeniem...Po prostu byłem zdenerwowany tym,że patrzyłeś na mnie przy każdym wypowiedzianym przez ciebie pretensjonalnym słowie.-mówiłem nie oczekując odpowiedzi.
-Przepraszam cię i proszę,powiedz cokolwiek odezwij się do mnie...-mówiłem już dość załamany.
Tato zaczął się śmiać.Nie wiedziałem teraz co mam myśleć czy się śmiać czy płakać.
-Czekałem aż pękniesz.-powiedział do mnie wciąż się śmiejąc.
-Miałem dość twojego tonu więc stwierdziłem, że po dłuższym nieodzywanu się do ciebie wreszcie mnie przeprosisz.-powiedział patrząc na mnie.
-Obiecuję,że to się zmieni.-powiedziałem.
-Taaa oczywiście.Zakładam się,że będzie to trwało max 5 dni.-powiedział śmiejąc się i czochrając mnie po włosach.
Nie lubiłem tego ale tym razem odpuściłem.
-Dobra teraz idź się ogarnąć i do spania.Jutro znowu musimy naprawić ogrodzenie.-powiedział do mnie.
-No nie!-zaśmiałem się i skierowałem w stronę łazienki.
CZYTASZ
Kiedyś zrozumiesz...
Gizem / GerilimTrwa apokalipsa.W Alexandrii robi się niebezpiecznie... ❗️W książce pojawią się wulgaryzmy i spojlery z serialu „The walking dead"❗️