rozdział 12

204 8 0
                                    

     Miałem zamiar wejść do lasu ale stwierdziłem,że za kilka minut zacznie się ściemniać. Zawróciłem więc i udałem się do domu gdy zobaczyłem RONA odprowadzającego moją siostrę do domu.Szedł z nimi również Sam,który nie odstępował Judith na krok.Razem z Ron'em szła jego dziewczyna Sally-córka Jon'a,tak samo wredna jak on.

-O hej młody.-hej Ron jak się cieszę,że cię widzę jeeej!

-Cześć.-odpowiedziałem skwaszony.Chciałem wejść do domu,ale chłopak złapał mnie za ramię.

-Gdzie się tak śpieszysz?-jego pytanie nie wróżyło nic dobrego.

-Chcę iść do domu?-chciałem ruszyć ale ten szarpnął mnie do tyłu.

-Poczekaj.Chcę pogadać.Sam idź na chwilę do Judith ok?-powiedział a oni posłusznie odeszli.

Gdy wkroczyli do domu i zamknęli drzwi,Ron zaciągnął mnie wjedną z pobliskich uliczek.
Nic dobrego to nie wróżyło ale nie będę się bał tej ofermy.Nagle zza rogu wyszedł Mike                      i Gaten-ziomki Rona-ok,zaczynam się srać.

-Co chcesz?-powiedziałem pewnie,choć w głębi duszy miałem obawy,co się za chwilę wydarzy.    

-Wyrównać rachunki.-spojrzał na mnie wyciągając z sakwy nóż.Chciałem zrobić to samo z pistoletem,ale przypomniałem sobie,że za moimi plecami stoją 2-waj chłopcy kilka razy ode mnie silniejsi i więksi.-To se Carl narobiłeś.Podejrzewam,że chodzi tu o Enid,bo jakiś miesiąc-dwa temu zerwała z Ronem.Ale co ja do tego mam?Możliwe,że idiota pomyślał,że coś mnie z nią łączy.Nic z tych rzeczy!Owszem,dogadujemy się ze sobą,ale jesteśmy tylko przyjaciółmi.                 Ale wtedy nie miałem czasu na myślenie.Skupiałem się raczej na tym,aby nie dostać z pięści czy nie zostać dźgniętym nożem.Stwierdziłem,że ucieknę drugą uliczką.Nikt tam nie stał więc miałem prostą drogę ucieczki.Nie pomyśleli o zastawieniu jej pewnie dla tego,że nie spodziewali się pomnie wycofania,jednak postanowiłem uciec.Nie chodzi o to,że jestem tchórzem.Po prostu była to banda 3-ech starszych i silniejszych ode mnie typków,wiec walczenie z nimi nie było by rozsądne.W każdym razie,skończyło się na kilku siniakach i paru zadrapaniach.W końcu dotarłem do domu.Wszedłem,szybko zamykając za sobą drzwi i wbiegając na górę.Chciałem na dzisiaj uniknąć wszelkich pytań.Jedyne o czym myślałem i jednocześnie marzyłem to położyć się i zasnąć,aby ten cholerny dzień wreszcie się skończył.Nagle usłyszałem kroki,a następnie rozległo się pukanie do drzwi.Był to mój ojciec.Szczerze nie miałem ochoty mówić mu co się stało,więc stwierdziłem,że powiem mu,że biegnąc po lesie potknąłem się i wywaliłem ocierając się o gałęzie.Na szczęście uwierzył w moją wersję,bo widział popołudniem,że zmierzam w jego stronę.Powiedział tylko,żebym następnym razem patrzył pod nogi,bo nie chce mnie stracić,a w tych czasach o to bardzo łatwo.Następnie wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Podszedłem do włącznika i zgasiłem światło.Przez kilka minut leżałem zamyślony-jak zawsze nie wiem o czym w tamtej chwili myślałem.Po kilku minutach zasnąłem.

Kiedyś zrozumiesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz