Rozdział 3

441 17 2
                                    

          -Nie martw się młody.Ze mną będzie bezpieczna.-Parsknąłem śmiechem.
Ron Anderson,gość,który ledwo jest w stanie utrzymać pistolet w rękach twierdzi,że moja siostra będzie z nim bezpieczna.
-I z czego się śmiejesz idioto?-warknął na mnie.
-Wiesz co? Lepiej nie.Moja siostra napewno nie będzie z tobą bezpieczna.-powiedziałem kpiąco w jego stronę.
-Więc wypad obydwoje.-warknął po raz 2-gi.
-Nie!-wrzasnął Sam.
-Idioto,nie drzyj mordy gdy na ulicy są szwendacze.-eh,głupi pomysł tak do niego gadać.
-Carl!Nie mów do niego w ten sposób!-krzyknęła na mnie siostra.
Typowe.Miłość rośnie wokół nas.Eh.
-Gdyby nie darł japy to bym tak nie mówił.-nie no jeszcze gorszy pomysł,brawo Carl...
-Wyjdź ja zostanę,potrafię się sobą zająć,nie jestem już małym dzieckiem.-powiedziała obrażona.
Stwierdziłem,że wyjdę.Za plecami usłyszałem oczywiście śmiech Rona.W sumie co się dziwie.
Moja mała siostra wykurzyła mnie z domu.Ale wstyd...Wybiegłem z budynku i w kogoś uderzyłem.Była to Maggie.
-O,cześć Carl.-uśmiechnęła się do mnie.
-No hej.-Odpowiedziałem w pośpiechu.
-A ty gdzie się tak śpieszysz.Jakaś randka czy coś?-zaśmiała się w moją stronę kobieta.
To nie było śmieszne,a raczej żenujące...
-Bardzo śmieszne.-Burknąłem w jej stronę.
Nie miałem ochoty na żarty po tym jak zostałem wygoniony z domu przez gówniarę.
Pobiegłem przed siebie a kobieta podążała za mną wzrokiem.Biegłem w stronę swojego domu i co?Znowu na kogoś wpadłem.Teraz to jednak nie była dobra wpadka gdyż wpadłem na szwendacza.Mało dzieliło mnie od tragedii ale udało mi się wybrnąć z sytuacji wbijając mu nóż w tył głowy.Wreszcie udało mi się wejść do domu i co tam zobaczyłem?Moich martwych kumpli.Więc powoli zacząłem ich dobijać. Potem pobiegłem na górę do mojego pokoju. Był z niego dobry widok na całą Alexandrię, więc chciałem zobaczyć jak wygląda sytuacja.
Dostrzegłem,że Glenn ma problem z wybijaniem szwendaczy przy zbrojowni, podczas mój tato z Darylem i Abrahamem próbowali zabarykadować dziurę.Zacząłem podążać w ich kierunku.
                                         ***
Po dotarciu na miejsce zacząłem pomagać Glenn'owi w zabijaniu „zmarłych".W końcu mojemu tacie udało się załatać dziurę.
-Dobra,teraz musimy tylko wybić resztkę szwendaczy z wnętrza Alexandrii.-powiedział mój ojciec patrząc na mnie dość szorstko.
Nadal był na mnie zły po wcześniejszym incydencie...Niech to jasny szlag trafi. Zasadniczo mam to w dupie ale jednak sam przyznam,moje zachowanie było trochę żałosne.Ale co mam mu teraz powiedzieć?       Że jestem idiotą i dobrze o tym wiem? Nie mam pojęcia co mam mu powiedzieć i jak z nim teraz rozmawiać...

Kiedyś zrozumiesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz