Rozdział 14

183 8 0
                                    

            Od wczorajszego spotkania z Enid cały czas o niej myśle.NIE NIE ZAKOCHAŁEM SIĘ.
Po prostu była nie swoja i martwię się o nią PO PRZYJACIELSKU.Najgorsze jest to,że nie chce przyznać się co się dzieje.Ale ja nie odpuszczę.
Dowiem się o co chodzi prędzej czy później.
Nagle zauważyłem Enid wychodzącą za mury Alexandrii.Postanowiłem pójść za nią.
Byliśmy już 30 minut drogi od miasta,Enid chyba zorientowała się,że ktoś za nią idzie.
-Kto tu jest?!-krzyknęła wyciągając pistolet.
Była bardzo pewna siebie i zdeterminowana,
więc podniosłem ręce do góry(w razie gdyby nie zobaczyła od razu,że to ja)i wyjdę zza krzaków.
-Kim jeste...-urwała.Ja tylko się uśmiechnąłem.
-CARL!-zaśmiała się,jednak jej kąciki ust opadały w dół.
-Enid powiedz mi co się dzieje.-powiedziałem troskliwie.
-Nic mi nie jest...Po prostu...
-Po prostu co?
-Sally mnie wnerwia...
-W jakim sensie?
-Prześladuje mnie...
-Cholera...Ale jeśli cię to pocieszy to nie tylko ciebie ktoś prześladuje.-uśmiechnąłem się głupkowato,a ona tylko popatrzyła na mnie i odziwo udało mi się-jej konciki podniosły się tworząc uśmiech.
-Powiem ci,że tez udało ci się mnie pocieszyć.-powiedziała szczerze.
-Pamiętaj,że zawsze możesz na mnie liczyć i zawsze,gdy ktoś będzie cię nękał albo w jakikolwiek sposób krzywdził przyjdź do mnie dobrze?-uśmiechnąłem się do niej.
-Dobrze.-iii...W tym momencie wszystko stało się dziwne...Przytuliła mnie.PRZYTULIŁA MNIE.Wiem,że to wydaje się normalne,ale dla mnie to takie nie było.A ja?A ja przytuliłem ją.
Dawno nie czułem takiej bliskości.W szczególności z dziewczyną.Zaczynało się ściemniać więc postanowiliśmy wrócić do miasta.
-Carl?-spytała spoglądając na mnie.
-Co jest?
-Obiecaj mi,że zawsze będziemy się wspierać nawzajem dobrze?...
-Obiecuję.-uśmiechnąłem się,a ona to odwzajemniła.Szliśmy przez długi czas blisko siebie cały czas rozmawiając to o komiksach,to o zbawcach,to o Ronie i Sally.W zasadzie nabijaliśmy się ze wszystkich powyżej wymienionych tematach.Było naprawdę fajnie, aż doszliśmy do Alexandrii.
-To cześć.-powiedziałem do niej.
-Pa.-odrzekła i ponownie się przytuliliśmy,ale teraz było to już opanowane i w zasadzie... normalne.Rozeszliśmy się w przeciwne strony.
Czułem jak moje tętno przyśpiesza.Gdy wszedłem do domu,wszyscy się na mnie popatrzyli.Pewnie byłem cały czerwony bo tato z Michonne mało nie wybuchnęli śmiechem.
-Co?-powiedziałem dość pobudzony i zawstydzony.
-A nic.-zaśmiał się mój ojciec.Wiedziałem,co w tym momencie o mnie pomyśleli w sumie nie dziwie się.Nie było mnie długo,byłem z Enid
i wracam do domu czerwony.Mój życiowy fart. Szybko pobiegłem do pokoju i poszedłem spać.

Kiedyś zrozumiesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz