25. W kręgu ognia

663 49 27
                                    

Blondynka zapomniała całkowicie o zagrożeniu, gdy tylko zobaczyła przed sobą swojego ukochanego męża.

— ZACK?! — pisnęła zaskoczona.

Mężczyzna jednak w tej chwili nie zwracał na nią uwagi. Bardziej skupiony był na tym, że właśnie wskoczył w płomienie. W cholerne płomienie, których bał się niemal od zawsze.

Jego oddech był bardzo szybki. Klatka piersiowa gwałtownie podnosiła się i opadała, a z ust dobiegał wysoki jęk przerażenia, przerywany co jakiś czas, gdy nabierał w płuca powietrza. Źrenice zmniejszyły się połowę, a serce biło tak głośno, że możnaby je usłyszeć z kilku metrów.

Próbował się osłonić, ale z każdej strony otaczał go ogień. Podjął nawet próbę ugaszenia go kosą, jednak ten, jakby nieśmiertelny, wciąż płonął, a do tego był strasznie wysoki. Niemal dorównywał samemu Zackowi. To niespotykane zjawisko, bo jedynym, co się paliło, był dywan. Choć czy można było nazwać to paleniem?

Materiał nadal pozostawał bordowy. Nawet kurz, jaki na nim osiadł, był niewzruszony wobec żywiołu.

Zjawisko magiczne, jednocześnie przerażające. Śmierć nieśmiało otulała ciała tej dwójki, dając im złudną nadzieję na przeżycie. Jedynym wyjściem zdawał się być skok, który zakończyłby się poparzeniami.

Wtem do ich uszu dobiegł dziwny dźwięk. Pomimo sytuacji, w jakiej się znajdowali, od razu odwrócili głowy w stronę odgłosów.

Różańce, wiszące na ścianie, za ołtarzem, same z siebie zaczęły się poruszać. Zupełnie tak, jakby ktoś za nie szarpał.

Taki widok z pewnością wywołałby dreszcze, jednak Ray z Zackiem przejmowali się w tej chwili czymś nieco bardziej istotnym.

W pewnym momencie, jeden krzyżyków, oderwał się od reszty różańca i poleciał w ich stronę, z prędkością pocisku, wystrzelonego z pistoletu. Z pewnością krzyż nie mógłby im nic takiego zrobić, za to szybkość, z którą leciał, mogłaby wywołać nawet większe obrażenia, niż postrzelenie. W końcu jest nieco inaczej zbudowany. Można go raczej porównać do pędzącej strzały. Jego ramiona z pewnością, po wbiciu się, trudno będzie wyciągnąć z ciała. W końcu będą mogły się zahaczać, co z pewnością nie będzie ani trochę przyjemne, a tym bardziej nie bolesne.

Krzyżyk przeleciał tuż obok głowy Isaacka, który teraz całkowicie zapomniał o ogniu. Pomimo śmiertelnego strachu, nastawił się na nowe zagrożenie.

Stanął tuż przed blondynką, by ta przypadkiem nie oberwała i zaczął osłaniać ich kosą.

Skupił się bardziej na żonie, niż na sobie. Czteroramienne pociski wystrzelały w nich co jakiś czas, a Zack niczym Gasai Yuno, odbijał je z łatwością.

(Wtf, co za porównanie? 😂 ~ autorka)

Niektóre z nich, nieprzyjemnie muskały jego łydki, rozrywając świeżo kupione, jasnobrązowe spodnie. Teraz były również ubrudzone krwią, co bardzo trudno będzie później wyprać. Zack jednak się tym nie przejmował. Przez emocje i chęć przetrwania, kompletnie zignorował ból. Póki był w stanie ustać na nogach, wszystko było w porządku.

Świsty i skwierczenie, zagłuszył dźwięk dobijania się. Drzwi zakrystii były zamknięte, a z drugiej strony ktoś mocno w nie uderzał i szarpał za klamkę, chcąc najprawdopodobniej się stamtąd wydostać.

Mężczyzna zręcznie odbił ostatni krzyż i zmęczony psychicznie osunął się na kolana. Dopiero teraz poczuł piekący ból pociętych nóg.

Drewniane drzwi otworzyły się, z impetem uderzając w ścianę. Kurz wzbił się w powietrze, a ze starych desek padło na podłogę kilka drzazg. W przejściu stała Stella z uniesioną nogą. Najprawdopodobniej właśnie próbowała wyważyć drzwi, co skończyło się na ich magicznym otwarciu, gdyż nie było słychać żadnego bardzo głośnego uderzenia. One po prostu się otworzyły.

Ogień zniknął tak niespodziewanie, jak się pojawił. Nie pozostawił po sobie nawet śladu.

Brunet położył się na podłodze i głośno oddychał. Wyczerpany, zapatrzył się w sufit.

— ZACK! Zackuś... — Rachel o mało co nie popłakała się ze szczęścia. Wprost rzuciła się na męża, mocno i czule go obejmując — Wróciłeś!

— Gh! — niezadowolony mężczyzna, szybko ją z siebie zrzucił i wstał. Wytrzepał się i cicho jęknął z bólu — No oczywiście, że wróciłem! — krzyknął — Kiedyś obiecałem coś jednej, trzynastoletniej blond suce — mruknął.

Ray od razu posmutniała. Chociaż w całej myśli o powrocie ukochanego, wprost skakała ze szczęścia... To jednak świadomość, iż jej mąż nie chce mieć z nią nic wspólnego, kłuła w serce.

Foster usiadł sobie gdzieś z boku i delikatnie podwinął poharatane nogawki, by zobaczyć swoje równie poharatane łydki. Miał niesamowite szczęście, że żaden krzyż nie wbił mu się w piszczel, bo ten ból z pewnością by go unieruchomił na dłuższą chwilę.

Lekko podwinął bluzę, odwracając się do dziewczyn tyłem i odwinął z brzucha kilka bandaży. Na szczęście akurat miał je ubrane na każde poparzenie, bo czasem z lenistwa po prostu o tym zapominał, w efekcie czego, kończył jedynie w masce i rękawiczkach.

— Rachel! Co tu się stało?! — spytała dosyć mocno spanikowana Stella.

— Uh... Kolejna pułapka — ścisnęła w dłoni karteczkę.

— Nic wam nie jest? — spojrzała na Isaacka — Nic ci nie jest? — zwróciła się jednak tylko do dziewczyny.

— Nie... Zack mnie obronił... — westchnęła smutno.

— A skąd on się tu wziął? — uniosła brew.

— Kto wie... — wzruszyła ramionami — Zack... Daj sobie pomóc, kochanie... — kolana jej drżały.

Mężczyzna jedynie coś mruknął pod nosem, nie zaprzestając wykonywanej czynności.

Zrezygnowana blondynka uniosła karteczkę na wysokość oczu i rozwinęła.

— Co tam pisze? — brązowooka zajrzała jej przez ramię.

— "Gdzie czwartek jest przed środą?" — odczytała, po czym z niedowierzaniem, powtórzyła to sobie kilka razy w myślach — Chodzi o jakąś kulturę? Kraj?

— Ja tam nie wiem. Moim zdaniem, tylko w słowniku — zaśmiała się cicho szatynka.

— Stella, jesteś geniuszem — uśmiechnęła się długowłosa. Schowała papierek do kieszeni — Zack — zwróciła się do męża — Jesteś już gotowy? — bolał ją widok ukochanego, paprającego się we własnej krwi.

— Ta — z trudem podniósł się, cichutko sycząc z bólu. Obciągnął brudne nogawki.

— Zackuś, proszę... Daj sobie pomóc... — jasnowłosej zbierały się łzy w oczach — N-na B2 dałeś...

— Zamknij się — odpowiedział krótko — Gdzie dzieci?

— Jeszcze nie wiem, ale... Mamy kolejną wskazówkę. To musi być jakaś związana z nami biblioteka — Zastanawiała się — Może ta, w której uczyłam cię czytać?

— He? Uczyłaś mnie na cmentarzu! — przypomniał żonie.

— A po wszystkim siedziałam z tobą w bibliotece pięć godzin, póki nie przeczytałeś książki dla dzieci — zmarszczyła brwi.

— Oh! Racja... Chujowa bibloteka... — mruknął.

— Biblioteka — poprawiła go, wyraźnie przy tym akcentując.

— Jeden chuj! — wrzasnął. Aż przestraszył się echa i lekko ugiął kolana, spoglądając w górę.

— Mniejsza z tym... Chodźmy — chwyciła męża za rękę.

Zack od razu ją puścił i schował obie dłonie do kieszeni, by ich już nie dotknęła. Powolnym krokiem podążył za swoją żoną oraz Stellą, która nawet wolała nie pytać, co się działo wcześniej w ich życiu.

𝙳𝚘 𝚔𝚘ń𝚌𝚊 #2 [𝚉𝚊𝚌𝚔 𝚡 𝚁𝚊𝚌𝚑𝚎𝚕]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz