Rozdział 3. Załamanie magii

116 14 28
                                    

Hiron

Staruszka czuła się już lepiej. Drzemka dobrze jej zrobiła, a Hiron mógł odpocząć od obowiązków. Poszedł do kuchni, by przygotować śniadanie. Tak jak zawsze przygotuje gotowane warzywa i mus owocowy. 

Musiał udać się do ogrodu, który znajdował się za domem. Przez ostatni tydzień z oczywistych przyczyn to on się nim zajmował. Ogród nie był może duży, znajdowało się tam ledwo pięć grządek i kilka krzaków owocowych, ale zawsze dobrze mieć świeże owoce i warzywa. Kiedy zbierał owoce z krzaków, poczuł ból głowy, potem drętwienie, a potem z niewiadomych przyczyn upadł na ziemię, brudząc się glebą. Poczuł, jakby cała magia z niego odpłynęła, a potem szybko wróciła. To było wyjątkowo dziwne uczucie. Kiedy magia "powróciła" wygiął się w łuk, a jego oczy przybrały niebieski kolor. Czuł przeszywający ból, który jednak ustąpił tak szybko, jak się pojawił. Przez minutę leżał na ziemi totalnie zaskoczony całą sytuacją. Co mogło spowodować takie załamanie w magii? Wstał powoli, nie mógł wykonywać gwałtownych ruchów. Zostawił koszyk z owocami i udał się do domu. 

Wszedł do niego powoli i skierował kroki do swojego pokoju, wcześniej zaglądając do staruszki, która nadal spała głębokim snem. Usiadł na łóżku i musiał się skupić. Musiał się zastanowić co mogło spowodować taką anomalię. To musiało być coś poważnego, nigdy w życiu nie czuł czegoś tak potwornego. Nie wiedział, czy to wina bogini magii, czy aniołów, albo jakiegoś śmiertelnika. Skąd miał to wiedzieć, ale jeśli poczuł to on to i inni poczuli to samo. Zajmą się tym pewnie. Rada czarodziejów na pewno podejmie wszelkie możliwe kroki, by znaleźć przyczynę takiego załamania. 

Myśląc o przyczynie tego niecodziennego zajścia, usłyszał pukanie do drzwi, które wytrąciło go z przemyśleń. Idąc otworzyć, zobaczył staruszkę, którą chyba obudził ten dźwięk i chciała wstać. 

— Nie, niech pani leży — powiedział do niej z uśmiechem, przykrywając ją kołdrą. Może i czuła się lepiej, ale nadal była osłabiona. Co prawda piła eliksir regenerujący, ale nie postawi jej na nogi w tak krótkim czasie. 

Hiron podszedł do drzwi i otworzył je powoli. Spodziewał się, kogo za nimi zobaczy i oczywiście nie mylił się. Znachor i syn staruszki. Pierwszy w oczy rzucał się znachor. Ubrany w długi niebieski płaszcz, z walizką pod ręką, niebieską czapką i długą siwą brodą. Widać było, że jest starym czarodziejem. Zapewne miał około osiemdziesięciu lat. Obok niego stał dorosły, postawny i silny mężczyzna z jasnoniebieskimi oczami i krótkimi blond włosami. Były spięte w niechlujny kok, ale to nie odbierało mu uroku. Czarownik wyciągnął dłoń najpierw do czarodzieja, by okazać mu szacunek. 

— Hiron Xeni, miło poznać, zapraszam — powiedział spokojnie z delikatnym uśmiechem. 

Znachor miał na imię Persival, a mężczyzna stojący obok Malcolm. Oboje weszli do środka, a Hiron zaprowadził ich do staruszki, która leżała na łóżku wpatrzona w sufit. Kiedy zobaczyła swojego syna, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wyciągnęła przed siebie ramiona, w których chwilę później znalazł się jej ukochany syn. Znachor i czarownik stali z tyłu i patrzyli na całą scenę. Po paru chwilach starszy podszedł do mężczyzny i poklepał go po ramieniu. Malcolm posłusznie odszedł od matki z lekkim smutkiem. Staruszka spojrzała na czarodzieja przed nią, a na jej twarzy nie malowało się zadowolenie z tego, kto się nią opiekuję. Widocznie bardziej do gustu przypadł jej Hiron, ale co zrobić. 

Znachor osłuchał kobietę i kazał się jej położyć. Otworzył swoją walizkę i chwilę zastanawiał się, po czym wyciągnął małą, metalową piramidkę na sznurku, którą uniósł nad ciałem chorej. Gdy Hiron to zobaczył, tylko przewrócił oczami. Nie lubił takich starych metod. Nie mówiąc o tym, że nierzadko były one błędne i bez żadnego podłoża. Jakieś piramidki, kamyczki, masaże, czy igiełki wbijane w ciało, jak dla niego były bez sensu. Na pewno nie leczyły, on do sprawdzania stanu zdrowia używał prostych zaklęć, a do leczenia wyłącznie metod naturalnych. Roślin i eliksirów. Czasami też magii, ale nadal nie była to taka bzdura jak to, co robi ten czarodziej. Musiał jednak to wytrzymać i nie odezwał się słowem. Staruszka też nie była zadowolona, bo po prostu zamknęła oczy i pozwoliła znachorowi, robić to, co chce. 

Po kilku minutach kręcenia piramidką nad ciałem kobiety czarodziej odwrócił się i spojrzał na Hirona. 

— Ma problemy nie tylko z sercem, ale i z płucami. Zabierzemy ją do naszej lecznicy — powiedział spokojnym i monotonnym tonem. Mówił to, jakby sam był tym znudzony. Syn kobiety kiwnął głową, a widząc to Hiron wykonał ten sam gest. Nie miał zamiaru się kłócić z czarodziejem. Podszedł tylko do szafki obok łóżka i podał znachorowi buteleczkę z eliksirem regenerującym. 

— Niech pije to, dopóki się nie skończy. Uśmierzy ból i pomoże jej się zregenerować — powiedział spokojnie, patrząc na butelkę, a potem na czarodzieja. Uśmiechnął się delikatnie do niego, ale czarodziej odebrał to bardziej jako drwinę, bo zrobił dość srogą minę. 

Prawdą było, że czarodzieje nie lubili czarowników. Po pierwsze chodziło o to, że czarownicy mają magię we krwi, a jedynym źródłem magii czarodziei są magiczne artefakty. Po drugie czarownicy często krytykują metody stosowane przez czarodziejów. Po trzecie czarodzieje krytykują czarowników za ich zazwyczaj samotniczy tryb życia i niechęć do istot magicznych. Co nie jest prawdą, bo czarownicy pomagają ludziom. Tylko nie tak jak czarodzieje. Często też pomoc czarodziei opiera się po prostu na obdarowywaniu pieniędzmi, podczas gdy czarownicy leczą ludzi i pomagają im walczyć z potworami. No i wreszcie po czwarte. Czarownicy przez większość innych istot są kojarzeni z czarownicami, których ludzie i czarodzieje boją się jak ognia, ale nie każdy czarownik jest męskim odpowiednikiem czarownicy. Niektórzy niestety tego nie rozumieją. 

Hiron podszedł do staruszki i uścisnął jej dłoń. Uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach było widać radość, troskę i wdzięczność. Czarownik odwzajemnił ciepły uśmiech i wyminął czarodzieja. Podszedł szybko do Malcolma i uścisnął mu dłoń. Nic nie mówili. Ich oczy mówiły wszystko. Syn był wdzięczny nawet bardziej niż matka za pomoc, jaką Hiron ich obdarzył. Po uścisku dłoni Hiron i odebraniu zapłaty od Malcolma, wyszedł z pokoju i spakował wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do brązowego plecaka i wyszedł z domu. Tutaj kończy się jego pomoc. Pomógł tyle, ile mógł. Udał się do kolejnego miasta, a raczej stolicy. Bo to był kolejny cel jego podróży. Musiał uzupełnić zapasy jedzenia, składników do eliksirów, no i kupić sobie jakieś ubrania. 

Wiedźma z PółnocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz