Rozdział 16. Anioły chodzą między ludźmi

53 4 9
                                    


Cynthia 

Prowadziła Tiane kolejnymi korytarzami w Akademii. Mało kto wiedział, że pod głównym budynkiem znajduje się szereg katakumb i cel, w których trzymano nadludzi lub czarownice. 

Nadludzie w Monadent byli bowiem zabijani, a raczej wrzucani w poszczególne rubryczki. Byli oni dzieleni na pięć różnych kategorii, gdzie każda oznaczała inny stopień zagrożenia. Kategoria pierwsza najmniej niebezpieczna, a kategoria piąta najniebezpieczniejsza. Nadludzi kategorii czwartej i piątej najczęściej się zabijało. Istniała też teoretyczna kategoria szósta, której nazwa deolurum oznacza bogowie. Jednak była ona jedynie teoretyczna, bo żaden nadczłowiek z mocami tak potężnymi, by zakwalifikować go, do tej kategorii się jeszcze nie pojawił. 

Czarownice były zabijanie bez patrzenia na ich potencjał magiczny. To tutaj takie "wynaturzenia" lub jak każą mówić wysocy radą czarodzieje, vastugali* byli zabijani tylko dlatego, że tacy się urodzili. 

Wszystko zbudowane z kamienia, oświetlane jedynie przez pochodnie, umieszczone w ścianach co kilka metrów. Tymi korytarzami czarownica ciągnęła jasnowłosą dziewczynę, nie bacząc na to, że ta potyka się o wystające kamienie, robiące za prowizoryczne schody. W końcu po parunastu minutach doszły do kresu ich drogi. 

Była to mała cela bez okien. Podłoga wyłożona cienką warstwą siana, na którym chwilę później wylądowała Tiana, popchnięta przez Cynthie. Upadła amortyzując upadek dłońmi. Mimo wszystko jęknęła z bólu. Podłoże było zimno, jedyne źródło ciepła to pochodnia za kratami. 

Biała czarownica odsunęła się od wiedźmy, siadając pod dalszą ścianą i patrząc przerażonymi oczami na oprawczynie, stojącą w progu. 

— Nie bój się — powiedziała spokojnie i wzdychając przy okazji. - Nie mogę cię skrzywdzić. - dodała po chwili. Niestety, pakt jest paktem, a ona nie chciała przekonywać się o sile złamania tej magicznej umowy. 

— Po co ci to wszystko? — zapytała po chwili milczenia jasnowłosa. Nie wiedziała, o co chodzi. Dlaczego kazała Hironowi brać udział w tej olimpiadzie? Czemu ją tutaj zamknęła? Nie było żadnego racjonalnego powodu na to wszystko. 

Oczy wiedźmy zaświeciły, a po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podeszła jeszcze bliżej dziewczyny, spoglądając na nią z wyższością. 

— Naprawdę jeszcze nie wiesz?  — spytała czarownica, ale wzrok Tiany błądził po jej sylwetce. Cynthia widząc wyraz twarzy dziewczyny, postanowiła kontynuować. — O dziwo, nie jesteś zwykłą białą czarownicą. — Zatrzymała się w tym momencie, by zobaczyć reakcję dziewczyny. Jej wzrok jednak nadal był pusty i domagał się wyjaśnień. W jej głowie kłębiły się kolejne myśli, kolejne możliwości. — W twoich żyłach płynie anielska krew. Masz w sobie boską cząstkę i to jest to, po co jest ten cały teatrzyk — dopowiedziała spokojnie i ze znudzeniem czarownica. 

Odkryła to niedawno. Pierwsze wątpliwości miała już, wtedy gdy zobaczyła ją tam na placu, jednak gdy potem stanęła z nią twarzą w twarz, miała już pewność. Była aniołem, a przynajmniej po części. Boska cząstka, jaka się w niej tliła, była dla Cynthii wybawieniem. Musiała ją zdobyć, musiała ją z niej wydobyć, ale na to potrzebowała czasu. Rytuał był bardzo niebezpieczny i jeszcze bardziej wyczerpujący, ale jak cenny. Z tą cząstką boskości dostanie się do krainy bogów, będzie o wiele łatwiejsze. 

— To... niemożliwe... — wymamrotała Tiana. Była przerażona. Oglądała swoje dłonie z lękiem, bała się własnego ciała. Nie wiedziała nawet czemu, ale to, że w jej ciele była jakaś cząstka anioła, było dla niej jak wiadomość o jakiejś śmiertelnej chorobie. Skąd w jej krwi, anielska iskra? Skąd? Czy jej ojciec ją okłamał? Jeśli tak, to czemu? 

Wiedźma z PółnocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz