Rozdział 6. Ludzkie ścierwa

96 10 36
                                    

Wiedźma 

Pokój, który wzięła miał numer sześć. Jej ulubiona liczba, mogło to być spowodowane cyfrą sześćset sześćdziesiąt sześć, czyli cyfrą Bestii. W końcu Cynthia to czarownica, no i podpisała pakt z samym diabłem. Gdy weszła po schodach na górę wydawało jej się, że czuję zapach czekolady albo mięty, a może i to i to. Nie wiedziała dokładnie, nie mogła przyporządkować tej woni do żadnej jaką znała. Nie przejęła się tym, pewnie ktoś coś gotuje w innym pokoju. Podeszła do drzwi, które o dziwo były w całkiem przyzwoitym stanie. Miejscami tylko zadrapane. Położyła dłoń na klamce i pociągnęła ostrożnie i powoli w dół, otwierając drzwi. Popchnęła je delikatnie i puściła klamkę, a drzwi z gracją można powiedzieć, że popłynęły dalej ukazując czarownicy wnętrze mieszkania. 

Urządzone dość skromnie. Miejsce, w którym spędzi dzisiejszą noc przed dalszą podróżą miało trzy pokoje, no i oczywiście łazienkę. Pierwsze co zobaczyła to jakby przedpokój, w którym po lewej stronie od wejścia wisiało lustro z metalową, zdobioną ramą. Było jednak strasznie brudne i nie można się było w nim przejrzeć. Wiedźma ustała naprzeciwko niego i machnęła ręką przed nim, a lustro było jak nowe. Mogła się przejrzeć i zobaczyć swoje czarne, gęste włosy, delikatne rysy twarzy i idealną skórę, bez ani jednej zmarszczki. Czarna magia robi swoje. Uśmiechnęła się, że mając na karku ponad sześćset lat nadal wygląda tak pięknie, jak młoda i niewinna dziewczyna, którą dawno przestała być, może to przez matkę. Tak to na pewno przez tą starą prukwę, dobrze, że teraz nie może nawet wąchać kwiatków od spodu, tylko leżeć na dnie jezioro jak proch. Jak to było? "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz", idealnie pasuje do jej nędznej matki. 

 Odwróciła się w bok i przeszła dalej, do salonu. Na środku pokoju stała brązowa kanapa, wystarczająco duża, by zmieścić pięć osób. Przed kanapą stał drewniany stolik, a na nim wazon z kwiatami. Wzrok wiedźmy sprawił jednak, że kwiaty natychmiast uschły. Powiedzenie "zabijać wzrokiem" nabrało zupełnie nowego znaczenia. 

Wiedźma rozejrzała się jeszcze dokładniej. Zobaczyła kilka obrazów na ścianach. Jeden z nich przedstawiał wzburzone morze, a drugi kobietę i mężczyznę na polu pszenicy, tańczyli i śmiali się. 

Na twarzy czarownicy można było zobaczyć lekkie zdenerwowanie. Nie lubiła patrzeć na szczęście innych, nienawidziła tego. Czuła wtedy, że czegoś jej brakuje, tego jednego elementu. Nie mogła go zdobyć, nie miała jak, ale pragnęła go prawie tak bardzo jak nieśmiertelności. Tej nieśmiertelności, wieczności i nieprzemijalności o jakiej marzy każdy człowiek i każdy śmiertelnik.  Każdy marzył, by żyć wiecznie, by śmierć nie mogło go dotknąć, śmiać się w twarz bóstwom i aniołom. Tego chciała i do tego dążyła. Tylko nieśmiertelności. Z jednej strony to dlatego, że bała się piekieł, ale nie z powodu bólu jaki tam był, tylko widoku demonów, śmiejących się z niej jak ze zwykłej śmiertelniczki. Chciała pokazać im, że może być tak jak one, wieczna. Z drugiej strony chciała osiągnąć to, czego jej matka nie zdołała, ona była najpotężniejsza, ale nie miała wieczności. Cynthia dobrze o tym wiedziała, w końcu sama zakończyła jej żywot w dość prosty sposób. Co pokazywało tylko jak słaba była jej matka lub jak bardzo potężna w tamtym młodym wieku była Cynthia. Mogło też chodzić o obie te rzeczy. Wiedźma nie zastanawiała się nad tym wtedy, ani nigdy z resztą. Od zawsze zdanie miała o matce tylko jedno "Stara, wredna, zgorzkniała baba bez ambicji". 

Czarownica po chwili przemyśleń postanowiła wykąpać się pierwszy raz od dwustu lat. Dość długo, ale mimo tak długiego czasu bez wody stan higieniczny wiedźmy, dzięki magii utrzymywał się na bardzo dobrym poziomie. Lśniące, białe zęby, delikatne, połyskujące włosy, zadbana cera i paznokcie. Na pewno nikt nie powiedziałby o niej, że jest niezadbana. 

Wiedźma z PółnocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz