Nie bardzo rozumiał, jak się tam znalazł. Pamiętał, że już kiedyś był w tym miejscu, dawno, dawno temu. Jako młody mężczyzna, kiedy po raz pierwszy spotkał swojego ojca. Dostąpił wtedy niebywałego zaszczytu odwiedzenia Czarnych Sal. Stał teraz na brzegu podziemnego jeziora, a woda, która napływała regularnymi falami obmywała jego skórzane buty. Zmarszczył brwi. Bardzo drogie buty... Chciał zrobić krok w tył, by uchronić je przed zniszczeniem, ale nie potrafił podnieść nogi w górę. Niemożność tego gestu spowodowała chwilową panikę i gdy poderwał głowę w poszukiwaniu pomocy zauważył kołyszącą się na wodzie łódkę. Była jeszcze daleko, ale płynęła w jego kierunku. Zauważył w środku dwie osoby; jedna płynnymi ruchami za pomocą długiego kija wprawiała łódkę w ruch, druga stała nieruchomo niczym posąg. Mógłby przysiąc, że wzrok tej postaci skupiony jest na nim. I kiedy to sobie uświadomił, ogarnął go nieopisany strach.
***
Pierwsze co Magnus poczuł, to dyskomfort w gardle. Coś nieprzyjemnie go drapało i nie potrafił swobodnie przełknąć śliny. Coś mocno uciskało go w klatce i kiedy chciał się poruszyć, odkrył, że nie potrafi. Ciężar przygniatał go do ziemi.
Otworzył oczy ale z jakiegoś powodu źle widział... Próbował skupić wzrok, by zrozumieć co się z nim dzieje ale nie było to proste. Ogromny ból głowy pojawił się w momencie gdy tylko nią ruszył. Przekręcił głowę na bok, próbując zobaczyć cokolwiek. Rozmazane kontury powoli nabierały kształtów znajomych przedmiotów... niby tych samych, ale jednak innych. W rogu, przy wyjściu na taras stała choinka- a raczej resztki tego, co kiedyś nią było. Smętne kikuty, obdarte z igieł i ozdób, wisiały połamane. Zasępił się. Miał takie piękne ozdoby. I był tam prezent od Aleca... A teraz wszystko przepadło...
ALEC!
To imię niczym błyskawica przedarło się przez jego umysł, oczyszczając go. W jednym momencie przypomniał sobie jak szedł z nim do barku po kieliszki z szampanem gdy nagle powietrze przeszył ogromny wstrząs i huk. W tym samym momencie uzmysłowił sobie, że ciężar, który na sobie odczuwa to nic innego jak Alec, leżący na nim.
Już z zupełnie trzeźwym umysłem za pomocą magii sprawdzał czy Alec żyje i czy jest cały. Był nieprzytomny, ale oddychał. Przyłożył do niego rękę i starał się wlać w niego tyle siły ile tylko w tym momencie potrafił, bez uszczerbku dla siebie samego. Kiedy tylko zdał sobie sprawę z tego, że ponowiono zamach na jego życie a w jego domu w tym czasie przebywało tak wiele osób, oczywistym było, że będzie potrzebował swych mocy, by pomóc poszkodowanym. Do jego uszu docierały odgłosy jęków i wołania o pomoc, ale w tym momencie najważniejszy był jego Alexander.
Po chwili Alec drgnął i próbował się podnieść, szepcząc imię Magnusa.
- Ciii, kochany, jestem tutaj. Nie ruszaj się. Nic ci nie jest? Jesteś ranny? - Przemawiał łagodnie, przytrzymując Aleca przy sobie. Nie był pewny jego stanu, martwił się, że coś mu się stało.
- Bolą mnie plecy. I głowa. - Powiedział cicho Alec. - Ciężko mi się poruszyć. - Mamrotał w jego koszulę.
- To się nie ruszaj. Zaraz zawołamy Catrinę, ona jest świetną lekarką, wiesz? Na pewno ci pomoże. - Magnus nadal leżąc rozglądał się po pomieszczeniu, które kiedyś był jego salonem w poszukiwaniu przyjaciółki. W pewnym momencie zauważył, jak podtrzymując się resztek futryny tarasowych drzwi wchodzi do środka. Po policzku spływała jej stróżka krwi z rany, którą miała tuż obok lewego oka. Kiedy tylko spostrzegła leżących na podłodze Magnusa i Aleca, podbiegła w ich stronę, klękając obok. Skrzywiła się lekko, gdy odłamek gruzu wbił się jej w kolano.
- Magnus. Nic ci nie jest? - Pytała zaniepokojona, biorąc dłoń czarownika w swoje, próbując wyczytać stan jego zdrowia.
- Nic mi nie jest Catrino, ale Alec chyba jest ranny. Nie może się ruszać i boli go głowa.
CZYTASZ
Magnus Bane I Dziwne Jego Przypadki
FanfictionMagnus Bane to Wielki Czarownik Brooklynu. Ekscentryk jakich mało, gdzie się nie pojawi, wzbudza ogólne zainteresowanie. Niebanalny, kolorowy, chodzący własnymi drogami buntownik. Tak postrzegany jest przez ogół. Tylko jego nieliczni najbliżsi wi...