Portal wyrzucił go w jego własnym pokoju. Zdecydował o tym czarownik, otwierając go dla niego bez słowa. W tym momencie był wdzięczny Magnusowi za ten gest; nie zniósłby teraz rozmowy ze swoim rodzeństwem. Albo co gorsza z Maryse. Portal się zamknął i Alec przez chwilę nasłuchiwał czy uruchomił się jakiś alarm po pojawieniu się mocy Magnusa w Instytucie, jednak panowała błoga cisza... Matka najwyraźniej dała temu spokój po ostatniej rozmowie z czarownikiem.
Zrobił kilka kroków w kierunku łóżka; kusiła go czysta pościel a on czuł się wykończony. Ale zatrzymał się. Wciąż czuł wokół siebie zapach drzewa sandałowego. W tej chwili nie był w stanie tego wdychać; nie, kiedy potrzebował na spokojnie przetrawić to co przeżył.
Z szuflady komody wyciągnął czystą bieliznę i podkoszulek. Podszedł do drzwi wejściowych i przekręcił klucz. Nie chciał by rodzeństwo przeszkadzało mu, kiedy będzie sam. Potem wszedł do łazienki i te drzwi również zamknął, choć nie na klucz. Pragnął zniwelować do minimum odgłosy swojej bytności w Instytucie. Naprawdę nie miał siły by rozmawiać z kimkolwiek.
Odkręcił kurek i przez chwilę czekał aż z rur spłynie zimna woda. W tym czasie szybko ściągnął to co miał na sobie i wrzucił do kosza na pranie. I zamknął kosz pokrywą. Jednak nadal wyczuwał zapach czarownika. Ciepły, zmysłowy, piękny. Jak on sam. Doszedł do wniosku, że zapach został na nim a nie na ubraniu. Pomyślał, że Magnus używał dobrych jakościowo kosmetyków, skoro zapach został do tej pory, choć tak naprawdę przytulał się do niego tylko chwilę na początku... No tak, przecież obejmował go, głaskał, zanim...
Alec zamknął oczy.
Potem wspólnota jaką dzieliły ich ciała była znikoma.
Odegnał od siebie myśli na ten temat, przesunął drzwi kabiny prysznicowej i wszedł pod ciepły strumień.
Wyciągnął ręce nad głowę i oparł dłonie o zimne kafelki. Pochylił się. Dopiero teraz poczuł jak spięte były jego mięśnie. Pozwolił, by woda obmywała go, przez chwilę wcale się nie ruszając. Nie przeszkadzało mu, że leje mu się na głowę. Dzięki temu miał wrażenie, że odciął się od otaczającego go świata.
Zostałby tak dłużej, gdyby nie fakt, że woda robiła się coraz chłodniejsza z chwili na chwilę. Było późno i wiele osób zdążyło wziąć już kąpiel. Wyprostował się i złapał za butelkę szamponu. Dokładnie umył włosy, potem całe ciało. Kiedy kończył, woda była ledwie ciepła. Zakręcił kurek i wyszedł z kabiny. Choć w Instytucie było ciepło, zadrżał. Dlatego szybko złapał gruby ręcznik i zaczął się energicznie wycierać. Ubrał bokserki i koszulkę, zgasił światło w łazience i cicho otworzył drzwi do pokoju. Powoli, by podłoga przypadkiem nie skrzypnęła podszedł do łóżka. Niby było już późno i na korytarzach nie powinno być wiele osób, to jednak wiedział, że jego rodzeństwo może się o tej porze napatoczyć i usłyszeć go w jego pokoju. Wolał tego uniknąć. Podniósł kołdrę i po chwili otaczała go miękka pościel. Było mu zimno. Do ręki wziął telefon i wyciszył go tak, by nie wydawał dźwięków. Tak, żeby nawet nie wibrował. Też na wszelki wypadek; tak to sobie tłumaczył.
Położył głowę na poduszce. Czuł mętlik, myśli obijały się jedna o drugą, goniąc się nawzajem. Wiedział, że musi się z nimi zmierzyć...
Tylko jak to zrobić by ominąć ten wszechogarniający ból?
Musiał to zrobić...
Musiał się z Magnusem spotkać, by powiedzieć mu o swoich rozterkach, swojej decyzji...
Tylko, że gdyby się z nim nie spotkał, nie doszłoby do tego... Ale nie mógł przecież powiedzieć mu o tym, że ich znajomość musi się zakończyć przez telefon. Za bardzo Magnusa kochał i szanował, by tak go potraktować... Za dużo ich połączyło w ostatnim czasie, żeby tak postąpić.
CZYTASZ
Magnus Bane I Dziwne Jego Przypadki
FanficMagnus Bane to Wielki Czarownik Brooklynu. Ekscentryk jakich mało, gdzie się nie pojawi, wzbudza ogólne zainteresowanie. Niebanalny, kolorowy, chodzący własnymi drogami buntownik. Tak postrzegany jest przez ogół. Tylko jego nieliczni najbliżsi wi...