Trzy dni później Alec pracował w swoim gabinecie uzupełniając raporty, sprawdzając dokumenty i... ciągle myślał o Magnusie. Trzy dni minęły od ich pierwszej randki, trzy dni od ich pierwszego pocałunku, trzy dni w ciągu których nie mieli okazji się spotkać. Trzy dni, w czasie których Alec nie potrafił się na niczym skupić, ciągle myśląc o przystojnym czarowniku, rozpamiętując smak jego ust i zastanawiając się, czy to wszystko przydarzyło mu się naprawdę. Co prawda Magnus dzwonił do niego każdego dnia i wieczorami rozmawiali przez chwilę, niemniej jednak Alec nie znalazł nawet krótkiej chwili na wspólne spotkanie. Ciągle miał coś do zrobienia. Pomijając jego stałe obowiązki, treningi, dyżury; Maryse zawalała go tonami papierów, które musiały być uzupełnione na wczoraj. Czyli w trybie pilnym. Było tego tak dużo, że kiedy ogarniało go zmęczenie i frustracja zastanawiał się, czy matka robi to specjalnie, jakby wyczuwała, że bardzo zależy mu na wolnej chwili i celowo uniemożliwiała mu to. Zastanawiał się też, dlaczego tylko on to robi, raporty powinny być pisane na bieżąco a nie uzupełniane po dwóch dniach lub nawet czasem później. Gdyby osoby za to odpowiedzialne robiły to po każdym zadaniu, Alec nie musiałby siedzieć teraz i sprawdzać kto, gdzie, kiedy i z kim. Zajmowało to trzy razy więcej czasu i według niego było bezcelowe.
Było już dobrze po dwudziestej pierwszej i mijała druga godzina jego pracy, gdy w jego telefonie zabrzęczał dzwonek. Z uśmiechem na ustach sięgnął do kieszeni po telefon myśląc, że to Magnus dzwoni, lecz gdy spojrzał na wyświetlacz, jego uśmiech zniknął a on sam zerwał się zza biurka i czym prędzej wybiegając z pokoju skierował się do zbrojowni. Kiedy tam dotarł na miejscu zastał już Izzy, Clary i Jace'a, którzy mieli na sobie już stroje bojowe i teraz przypinali do ubrań wszelkiego rodzaju broń. Sam zrzucił bluzę, którą miał na sobie i w pośpiechu wkładał na siebie skórzaną kurtkę a adidasy zamienił na buty, które dostał od Magnusa.
- Jace, co wiemy? - Zapytał, kiedy schylił się, by zawiązać sznurowadła.
- Trzy demony na Brooklynie. Jest wysoka aktywność, może być więcej.
- Na Brooklynie? - Alec wyprostował się na te słowa. - Magnus... - Wyszeptał z przerażeniem na twarzy.
- Spokojnie Alec, nie wiemy, czy chodzi o niego. Demony pokazały się dość daleko od jego domu, może nie ma to z nim nic wspólnego. - Uspakajał Jace, zapinając na udzie paski od pochwy na nóż.
Alec nie słuchał. Ze stojaka zabrał łuk i kołczan pełen strzał i czym prędzej wybiegł ze zbrojowni krzycząc. - Chodźcie, nie ma czasu!
Isabelle zapięła swoją kurtkę i rzucając ostatnie spojrzenie na stół, z którego brali przygotowaną broń, stwierdziła - Nie wziął swoich noży. Wezmę je dla niego. - I ruszyła za nim. Jace poczekał na Clary, która zabrała ze stołu swoje miecze po czym łapiąc ją za rękę, wybiegli z pomieszczenia.
Po dziesięciu minutach jazdy byli na miejscu. Alec wysiadając z auta rozglądał się uważnie, badając teren, starając się zapamiętać jak najwięcej. Stali przed starym, opuszczonym gmaszyskiem, w którym niegdyś znajdował się szpital. Budynek stał na uboczu, w starej części dzielnicy. Niewiele było tam światła, głównie na skutek przepalonych, bądź powybijanych żarówek w ulicznych lampach. Jednak dało się zauważyć, majestat jak i grozę byłego szpitala. Kiedy reszta ekipy stanęła przy nim, Alec rozdzielił zadania.
- Jace, ty pójdziesz z Clary przodem. Isabelle idzie za wami, ja was ubezpieczam z tyłu. Macie swoje kamienie? - Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi, dał im znak, by ruszali. Nim wbiegli po schodach do drzwi wejściowych i zajęli pozycje, Clary zdążyła przeskanować budynek.
Od lat pracowali ze sobą, byli dobrze zgrani i wiedzieli czego mogą od siebie wymagać i oczekiwać. Przez ten czas wypracowali sobie dobry system, który sprawdzał się za każdym razem. Jace ze wsparciem Clary szedł przodem i brał na siebie pierwsze ataki. Najczęściej bez skrupułów zabijał swojego przeciwnika, czasem tylko ranił, pozwalając Clary bądź Izzy, w zależności która z nich akurat była przy nim dokonać reszty. Isabelle ze swoim biczem była równie niebezpieczna. Kiedy Jace walczył, ona brała na siebie inne ataki a bicz pozwalał jej na to by inne demony nie zbliżyły się za bardzo. Każde zetknięcie się z nim było dla nich śmiertelne. Clary była wybitna pod względem urządzeń technicznych. Sprawdzała wszystkie odczyty i na bieżąco aktualizowała dane. W związku z tym zawsze wiedzieli z jakimi siłami się mierzą i jaki sposób walki wybrać. Alec natomiast zajmował taką pozycję -najczęściej starając się być nieco wyżej od reszty -by ogarniać wzrokiem walczących jednocześnie lustrując teren dookoła i wypatrując niespodziewanych zagrożeń. Jego łuk miał spory zasięg, więc niejednokrotnie miał okazję eliminować zagrożenie jak tylko się pojawiało.
CZYTASZ
Magnus Bane I Dziwne Jego Przypadki
Fiksi PenggemarMagnus Bane to Wielki Czarownik Brooklynu. Ekscentryk jakich mało, gdzie się nie pojawi, wzbudza ogólne zainteresowanie. Niebanalny, kolorowy, chodzący własnymi drogami buntownik. Tak postrzegany jest przez ogół. Tylko jego nieliczni najbliżsi wi...