Czasem tak się dzieje, że jeden gest, jedno słowo, czyjś uśmiech, spojrzenie, być może zapach, przewraca nasze życie do góry nogami. Jeden czuły gest, jakiś szept, wspólna myśl, lekkie muśnięcie palców, potrafi roztopić nasze serce. Nie ważne co postanowimy, nie ważne, jak bardzo się staramy, nie jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać. I choćbyśmy nie wiem jak się starali, nie potrafimy tego cofnąć...
Nie mógł oderwać od niego oczu. Gdy tylko otworzyły się drzwi, poczuł, że to jednak nie był dobry pomysł, by spotykać się z nim sam na sam. Powinien był wziąć ze sobą Izzy. Albo chociaż Jace'a. Magnus wyglądał... Alec szukał w głowie odpowiedniego wyrażenia. Po prostu zapierał dech. Zdał sobie sprawę, że na chwilę przestał oddychać, więc nie była to tylko metafora. Kiedy zaczerpnął powietrza, poczuł jego zapach. Drzewo sandałowe, zmieszane z czymś, czego Alec nie rozpoznawał. Ładne. Przypomniał sobie, że już czuł ten zapach, kiedy trzymał go w ramionach w basenie.
- Alexandrze... Wejdź proszę... - Ciepły głos Magnusa wyrwał go z rozmyślań. Przez chwilę wahał się, czy wejść do środka, ale w sumie sam przyszedł do niego i nie znalazłby na poczekaniu dobrej wymówki, by odejść. Nagle wszystko wydało mu się żałośnie głupie. Poczuł się jak nastolatek przyłapany na czymś zakazanym. A może właśnie tak było? Może sam chciał się przekonać, czy siostra miała rację i Magnus jest nim zainteresowany? Tylko po co? Czy to właśnie nie on zarzekał się, że nie zamierza nic robić? Poczuł się jak zdrajca. Tylko kogo zdradził? Clave? Prawo? Czy siebie samego? Myśli, które pojawiły mu się w głowie przez tych kilka sekund, spowodowały, że zarumienił się lekko.
- Alexandrze?
Głos Magnusa, przedarł się przez jego myśli. Spojrzał na czarownika, który stał w drzwiach, czekając jaką decyzję podejmie Alec. Postanowił wejść.
- Przepraszam... - W sumie nie wiedział jak ma się wytłumaczyć i czy w ogóle powinien. Bane widząc, że Łowca jest spięty, postanowił przyjść mu z pomocą.
- Chciałeś ze mną porozmawiać? Wejdźmy do salonu, tam będzie nam wygodnie. Może przygotuję ci coś do picia? Może kawa, lub herbata? Mam pyszne eklerki. Belgijskie. Podobno rozpływają się w ustach. To może jednak lepsza będzie kawa? - Mówił, kierując się w głąb domu.
Alec pomyślał, że Magnus też jest zdenerwowany. Wiedział, że ludzie kiedy są w stresie albo mówią ciągle, albo mówią niewiele. Najwyraźniej Alec należał do tej drugiej grupy. Ale ta myśl, że nie tylko on czuje dyskomfort poprawiła jego samopoczucie. I nawet dodała pewności siebie.
- To może faktycznie kawa? - Odpowiedział, podążając za czarownikiem. Wszedł za Magnusem do kuchni. Była ładna, przestronna i czysta. I biała. Idąc tu, zauważył po drodze, że mieszkanie Bane'a jest bardzo kolorowe, idealnie odzwierciedlało jego właściciela. Co prawda, na blatach stało kilka kolorowych bibelotów kuchennych, ale dopełniały raczej klimatu, niż dominowały. Magnus stał przy blacie i ustawiał na nim dwa kubki.
- Jaką kawę pijesz? - Zapytał, gdy Alec podszedł bliżej i stanął po drugiej stronie blatu.
- Tylko z cukrem, dziękuję. - Magnus przygotował dwie kawy- jedną czarną, a dla siebie wyczarował kawę z syropem karmelowym i bitą śmietaną, posypaną wiórkami czekoladowymi. Alec patrzył na tę kawę z fascynacją. Magnus widząc to wzruszył ramionami, uśmiechnął się i powiedział.
- To moja mała słabość. Lubię wszystko co słodkie. - I zerknął po tych słowach na Aleca. W oczach czaił się uśmiech...
- Ja też lubię słodką kawę, generalnie słodycze, ale nie przyszło mi do głowy, że kawa może tak wyglądać. W Instytucie mamy czarną, sypaną. Ja lubię, kiedy jest słodka, więc dodaję cukier.
CZYTASZ
Magnus Bane I Dziwne Jego Przypadki
FanfictionMagnus Bane to Wielki Czarownik Brooklynu. Ekscentryk jakich mało, gdzie się nie pojawi, wzbudza ogólne zainteresowanie. Niebanalny, kolorowy, chodzący własnymi drogami buntownik. Tak postrzegany jest przez ogół. Tylko jego nieliczni najbliżsi wi...