Jestem. Uffff..... Nareszcie.
Nareszcie udało mi się to dokończyć. Ten rozdział mógł być już dawno... ale zanim zdążyłam zapisać, skasowałam przez przypadek każde jedno słowo...
Próbowałam to odtworzyć, ale im dalej pisałam, tym bardziej smakowało jak odgrzewane kotlety... I nie umiałam się z tym pogodzić.
Jest jak jest, koncepcja rozdziału zmieniała się w czasie pisania i tak oto, oddaję Wam to, co powstało wczoraj i dziś. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba, a resztę tego co miało znaleźć się w oryginale, dostaniecie w następnym.
Miłego czytania :)
Alexander biegł.
Kiedy wypadł z pokoju Clary, ledwo zdążył złapać kurtkę, nie bacząc na szalik i czapkę. Było zimno, znów padał śnieg, zakrywając swoją bielą rozdeptaną śnieżną breję. Ale nie zwracał na to uwagi.
Biegł, gnany jakimś podskórnym niepokojem. Czuł, że powinien być teraz z Magnusem, że nie powinien go teraz zostawiać samego... Równy rytm kroków pozwalał skupić myśli. Przeanalizował wydarzenia dzisiejszego poranka. Magnus mu czegoś nie mówił. Ale nie znaczy to, że mu nie powie, jeśli go o to spyta. A Alec czuł, że powinien zapytać. Z impetem wpadł do jego klatki i przeskakując co dwa stopnie szybko wbiegł na piętro. Dopiero tu zatrzymał się na chwilę, pragnąc uspokoić przyspieszony oddech. Zapukał.
Po chwili drzwi się otworzyły i pojawił się Magnus. Na widok Aleca na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, ale zbladł nieco, kiedy zauważył przyspieszony oddech, zaczerwienione policzki i spocone czoło. Zmarszczył brwi.
- Biegłeś. Coś się stało? - Zapytał, odsuwając się w przejściu i robiąc miejsce Alecowi.
Alec wszedł do środka i odwrócił się do czarownika, bacznie mu się przyglądając.
- Nie wiem. Ale mam nadzieję, że się dowiem. - Odpowiedział.
Magnus uśmiechnął się ze zrozumieniem. Zakładał oczywiście, że po usłyszanych dzisiejszego ranka rewelacjach rodzeństwo Lightwood będzie ze sobą rozmawiać; nie był ignorantem by ich nie doceniać, ale myślał, że zajmie to trochę więcej czasu.
- Clary pokazała Ci obraz, czy tak?
Alec pokiwał głową.
- Mówiła coś?
- Niewiele.
Teraz Magnus pokiwał głową.
- Chodź, rozgrzejesz się. Porozmawiamy. Robię późny obiad. Przyłączysz się do mnie?
- Z chęcią.
Magnus odwrócił się w stronę kuchni z zamiarem odejścia, ale zawrócił w miejscu. Podszedł do Aleca i łapiąc za kurtkę przyciągnął go do pocałunku.
Czułego.
Ale było w nim też coś rozpaczliwego.
Po chwili oderwał się od ust Aleca i oparł swoje czoło o czoło ukochanego. Stali tak, z zamkniętymi oczami, blisko siebie, czerpiąc siłę i otuchę ze swojej obecności.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że przyszedłeś. Potrzebuję cię bardziej, niż myślałem... - Wyszeptał.
Raz jeszcze złożył pocałunek na ustach Aleca i odszedł, zostawiając go samego.
Alec patrzył za nim przez chwilę, po czym zaczął się rozbierać. Ściągając kurtkę pomyślał, że ewidentnie jest coś nie tak. Magnus nie zachowywał się jak zwykle. Powiesił kurtkę na wieszaku i wszedł do kuchni. Zajął miejsce przy kuchennej wyspie, sadowiąc się na jednym z krzeseł.
Obserwował Magnusa.
Czarownik powyjmował z lodówki potrzebne produkty i sprawnie się nimi zajmował. Pokroił paprykę, kurczaka, szybko obrał pieczarki. Jednak bystre oko łowcy dostrzegło nerwowość w jego ruchach. Kiedy siekał cebulę, zadrżała mu ręka i o mały włos nie odciął sobie palca.
CZYTASZ
Magnus Bane I Dziwne Jego Przypadki
FanfikceMagnus Bane to Wielki Czarownik Brooklynu. Ekscentryk jakich mało, gdzie się nie pojawi, wzbudza ogólne zainteresowanie. Niebanalny, kolorowy, chodzący własnymi drogami buntownik. Tak postrzegany jest przez ogół. Tylko jego nieliczni najbliżsi wi...