Podróż przez pustynię, nie wspierana przez chakrę Naruto, okazała się trudniejsza niż w stronę Sunagakure. Mimo to, piątka shinobi poruszała się zaskakująco sprawnie, utrzymując stałe, w miarę szybkie tempo. Dla blondyna jednak było ono za wolne i nastolatek stopniowo, jednak widocznie, przyspieszył.
Nikt jednak mu tego nie wypomniał, wiedząc, jak pilna jest ta sytuacja i sami uczynili podobnie.
Takim oto sposobem, w zaledwie trzy godziny przeprawili się przez pustynię. Stawiając pewne kroki na trawiastym podłożu, cała grupa ponownie przyspieszyła, niehamowana przez niestabilne piaski.
Kiedy jednak zielona łąka zaczęła być zastępowana przez masywne drzewa liściaste, skupili się na poszukiwaniu bazy Akatsuki.
Jedynie Sasuke zauważył, jak czarne pióro najpierw jedno, dwa, pięć, cała masa, tańczy na delikatnym wietrze. Potem do uszu dotarło krakanie, przerywając rytmikę ich ruchu i zwracając uwagę pozostałych shinobi. Same ptaki zaczęły zlatywać się na nieodległą polanę, zbierając się w bezkształtną masę. Ta zaś przybrała ludzką sylwetkę, a dokładniej postać czarnowłosego mężczyzny. Jego blada twarz zwrócona w stronę ciepłych promieni słonecznych, jakby próbowała odzyskać chociaż odrobinę zdrowej barwy. Zamknięte oczy sprawiały wrażenie zrelaksowanych, podobnie jak jego postura.
Ale młody Uchiha wiedział, że było inaczej. Jego przypuszczenia potwierdzał czarny płaszcz w czerwone chmury, w który ubrany był mężczyzna. Czarne oczy zalała czerwień wraz z delikatnym pobudzeniem jego, do tej pory, spokojnej chakry. Zwróciło to uwagę Namikaze, który spojrzał najpierw na nastolatka, a potem powędrował za jego wzrokiem prosto w niebezpieczne piękno Mangekyo Itachiego.
- Itachi... - warknął młodszy Uchiha, zwracając tym samym uwagę swojego brata. Ten jednak nie spojrzał na niego, a na blondyna. Dwie pary oczu, czerwone i niebieskie, spotkały się z parą czarno-czerwonych.
- Tsukuyomi - mężczyzna wymamrotał, nim całą trójkę otoczyła czerwień.
***
Naruto czuł się niekomfortowo otoczony czarnymi ruinami z czerwonym niebem. Krakanie wszechobecnych kruków przyprawiało go o ciarki, ale nie dał się nastraszyć. Sasuke, który w nieznany mu sposób też znalazł się w tym mentalnym świecie, wybiegł z jednego z domów. Jego twarz była tak blada, jakby zobaczył ducha albo i kilka.
- Wszystko okej? - zapytał, podchodząc do przerażonego członka drużyny. Ten jednak nie odpowiedział, tylko patrzył pustym, nieokreślonym wzrokiem za blondyna. Nie mając innego wyboru, odwrócił się w tamtym kierunku i zbladł.
Przed nimi stał Aniki czarnookiego, a z nim armia ożywionych trupów. Nie byli to jednak sami wymordowani Uchiha. Wśród nich dało się dostrzec niemałą grupę cywili, których za torturowanie dziecka dosięgła natychmiastowa egzekucja z ręki ANBU bądź samego Hokage. Ich twarze jeszcze czasami nawiedzały sny młodego Jinchuuriki i niejednokrotnie Kurama, Minoru bądź Haku musieli go uspokajać, by przypadkiem nie dostał ataku paniki. Może i był demonem, ale taka trauma zostałaby każdemu w sercu.
Jednak w odróżnieniu od człowieka, umiał zapanować nad strachem i kilka głębokich oddechów wystarczyło, by uspokoić się na tyle, by dojrzeć, że wszystkie ożywione osoby były tylko niesamowicie realistyczną iluzją mającą grać na uczuciach. I to go wkurzyło. Nikt nie powinien w taki sposób grać na uczuciach własnego rodzeństwa.
Czerwona, demoniczna energia zatańczyła wokół niego, a potem zaatakowała sylwetki, rozpraszając je i dzięki temu tłumiąc atak paniki u nastolatka.
- Jeez... Itachi-san... - wymamrotał blondyn z pogardą. - Może zamiast straszyć swojego kochanego braciszka, najpierw SPOKOJNIE porozmawiamy, a potem będziecie mogli się wykłócić za praktycznie dekadę rozłąki. Co wy na to?
To mówiąc, rozwalił się na fotelu (nie pytajcie skąd) ze względnie poważną miną. Bracia tylko pokręcili głowami z niedowierzaniem, nie wierząc jak tak można lekceważyć kogoś, kto kontroluje w tym momencie świat w którym przebywają.
***
Kakashi i Haku wraz z Chiyo ledwo zdążyli się zatrzymać, a już były ninja Konohy opuścił polanę w chmarze kruków, uprzednio rzucając swojemu ototou wisiorek. Ten złapał go z lekkim niedowierzaniem i bez przyglądania się, schował go do ukrytej w jego kamizelce kieszeni. Bez słowa ruszyli dalej, niemo zgadzając się, że zmarnowali tym króciutkim postojem zdecydowanie za dużo czasu. Przecież mieli Kazekage do uratowania, chociaż i tak blondyn przeczuwał, że jest już na to za późno.
Docierając przed opieczętowany głaz, wiedzieli, że są na miejscu. Pierwszy do podszedł Namikaze, przyglądając się pieczęci. Nie wiadomo skąd, w jego dłoni pojawił się namoczony pędzel i z niespodziewaną precyzją zaczął kreślić symbole w pozornie losowych miejscach. skończywszy, odsunął się i spojrzał na swoje dzieło. Po krytycznej ocenie, rozkazał się wszystkim odsunąć za linię drzew. Sam zaś wypuścił puls chakry i zaczął biec za nimi, w ostatniej chwili chowając się za najbliższym drzewem.
Eksplozja wstrząsnęła najbliższą okolicą, wznosząc tym samym tumany kurzu. Kiedy ten opadł, a grupie przestało dzwonić w uszach, mogli wyjrzeć zza drzew i ocenić skalę eksplozji. Ku uciesze wszystkich, z głazu pozostały tylko spore odłamki porozrzucane po udeptanej ziemi.
- Ale eksplozja! I to jest sztuka-un!!! - usłyszeli z jaskini. Cała grupa momentalnie znalazła się przy wejściu. Nikomu nie uszło na uwadze, że widoczne były tylko trzy postacie. W jednej dało się rozpoznać Gaarę, ale ten leżał, a zaskakująco młody blondyn robił sobie z niego całkiem wygodne siedzisko. Za nimi stał ktoś w nieokreślonej formie, ale szept Chiyo, którra rozpoznała marionetkę, utwierdził ich w przekonaniu, że był to człowiek. A przynajmniej był w tej marionetce.
- Oddajcie Kazekage - zaskakująco, był to Sasuke.
CZYTASZ
Pozwól Mi
FanfictionNaruto Namikaze-Uzumaki, syn Minato Namikaze i Kushiny Uzumaki. Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune. Zawsze uśmiechnięty chłopiec, który swoim uśmiechem rozwesela nawet najsmutniejsze chwile. Wychowywany przez kochającego ojca, ale nienawidzony przez wios...