Rozdział 30

997 77 10
                                    

Patrzyła na nią para lodowato błękitnych oczu z wąską, pionową kreską za źrenicę. Jej brązowe włosy miały zdecydowanie chłodniejszy odcień, a skóra była bledsza, jednak nadal wyglądała zdrowo. Proste, granatowe kimono do kolan przepasane było srebrnobłękitnym obi. Była boso. Co ją kompletnie zaskoczyło, to para puszystych uszu na jej głowie i sześć ogonów falujących miękko za nią. Uśmiechnęła się do swojego odbicia odsłaniając zdrowe, białe zęby i wydłużone, teraz wręcz zwierzęce kły.

Szczerze, nie spodziewała się takiej widocznej, ale i subtelnej zmiany. Uszy i ogony mogła spokojnie ukryć pod swoim ubraniem. Skóra i włosy były niemal jak wcześniej. Jedynie oczy były dosyć problematyczne, ale nic czego nie dało się zwalić na barwione szkła kontaktowe. Jednak, ku jej ogromnemu zdziwieniu, Kurama od razu stwierdził:

- Jeśli chcesz ukryć swoją przemianę, złóż te pieczęcie - jego miękki głos zastąpiły zgrabne, wyćwiczone ruchy dłoni, pokazując jej krótką sekwencję pieczęci. Wszystkie, na szczęście, pamiętała jeszcze z czasów uczenia się w akademii shinobi.

Z niewielką trudnością powtórzyła je, a jej ciało pokryło się cienką warstwą szronu. Po chwili jednak szron skruszył się, odsłaniając jej, jeszcze do niedawna, codzienny wygląd. Kimono jednak zostało na swoim miejscu, jakby jej nowa forma nie chciała odmienić jej ubioru, co wytłumaczyła sobie zadaną przez ANBU raną.

- Szczerze? Jak powiedziałeś o zmianie, to spodziewałam się jakiejś większej - powiedziała szczerze, uspokajając odrobinę Kuramę.

- Nie jesteś na mnie za to zła? - Jego uszy nadal były z oklapnięte, a ogony leżały niemal na ziemi.

- Nie jestem zła, bardziej zaskoczona - odwróciła się na pięcie, by stanąć twarzą w twarz z czerwonowłosym. - Dziękuję... Za uratowanie mi życia.

Jej ciepły uśmiech do końca rozwiał wszelką niepewność i strach lisa, który również się uśmiechnął, pozwalając, by brunetka oplotła go swoimi drobnymi dłońmi i wtuliła się w niego.

Zaskoczony, zastygł na chwilę, nim niepewnie odwzajemnił uścisk. Nadal jednak nie był pewien, czy to, co zrobił, było dobrą decyzją. Mógł przecież użyć zdecydowanie mniejszej ilości swojej energii i po prostu ją uleczyć. Przypomniał sobie jednak, co się zacznie za kilka tygodni i zrozumiał swoją decyzję.

- Kurama... - zaczęła cicho, lekko odsuwając się od czerwonowłosego. - Gdzie my jesteśmy?

- Nie przeraź się, ale jesteśmy w miasteczku Tanzaku, w Kraju Gorących Źródeł - na jej rozszerzone oczy tylko się lekko uśmiechnął. - Spokojnie. Już za trzy do pięciu dni powinniśmy być z powrotem w wiosce.

- Aha. Czy mój ojciec o tym wie?

- Powinien wiedzieć jakoś... Teraz - stwierdził, czując falę demonicznej energii, która nie uszła również uwadze Ayame.

- Co to było?

- Niezadowolony demon siedzący nad toną dokumentów - wzdrygnął się na myśl o kazaniu, jakie mu się dostanie od ojca jego jinchuuriki.

Ciche pukanie przerwało milczenie, które zapadło między dwójką kitsune.

- Kurama-san - powiedział lekki, dziewczęcy głos. - Możemy wejść? Musimy się spakować.

- Możecie. Ayame i tak już się obudziła.

Drzwi do pomieszczenia otworzyły się i do środka pomieszczenia weszła Haku. Jednak, ku zdziwieniu nowopowstałej hanyou, jej włosy migotały między brązem, a śnieżną bielą. Jej ciemne oczy zalewane były to kryształowym błękitem, to znów ciemnym brązem. Jej ubraniem było białe kimono.

Tuż za Haku wszedł Naruto, który nie migotał tak jak młoda Chunninka. Jedyne, co Ayame zauważyła, to pionowe źrenice w jego błękitnych oczach i miętowe pasma skryte w blond włosach. Jej zdziwione tymi zmianami spojrzenie zwróciło uwagę hermafrodyty, który tylko się uśmiechnął nim powiedział:

- Naruto-kun, Haku-chan. Zdejmijcie z siebie iluzje. Jesteście przecież wśród swoich.

Na te słowa oboje chunninów tylko wzruszyło ramionami, a ich ciała spowiły fioletowe płomienie i niewielka śnieżyca. Po chwili oba te elementy zniknęły, ukazując demoniczne oblicza Yuki i Namikaze. Oboje wydawali się bardzo zadowoleni z chwili wolności od restrykcyjnej iluzji. Na szczęście mieli się z nią użerać jeszcze tylko pięć-sześć dekad. I to w najlepszym przypadku.

Ayame zaś nie mogła uwierzyć swoim oczom. Naruto. Był demonem. Miał czerwone oczy. Jego włosy były miętowe. Miał lisie uszy. Miał 9 ogonów.

Z ust brunetki uciekło piskliwe 'kawaii' nim z całych sił przytuliła młodego kitsune, głaszcząc go po głowie. Momentalnie jej ciało pokrył szron i sama przyjęła swoją demoniczną formę.

Wtedy do pomieszczenia zajrzeli Sannini i Shizune. Widząc całą sytuację i błagalny wzrok miętowowłosego demona, ryknęli zdrowym śmiechem. Żadne z nich nie widziało iluzji na Naruto, głównie dzięki ich bliskiemu zgraniu z naturą, jako Senju i Żabi Mędrzec. Tak, Shizune była Senju od strony babki jej matki.

I to właśnie Shizune odciągnęła Ayame od młodego Namikaze.

- Kończcie te wygłupy i się spakujcie. Musimy ruszyć jeszcze dziś. I proszę, nie zdejmujcie z siebie tych iluzji. To trochę rozprasza.

Wszyscy nie mieli wyboru i przyznali jej rację. Pół godziny później, opuścili mury miasta, kierując się w stronę Konohy.

Pozwól MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz