Wymyśliłam tak piękny fragment do x factora 3, że się popłakałam. Już widzę jak będzie wyglądało napisanie tego... Wykupię wszystkie chusteczki w okolicy.
A teraz miłego czytania, idę sobie obejrzeć horrorek 😆
Harry jakimś cudem wszedł do domu kolejnego wieczoru i wyszedł, nadal nie wpadając na nikogo z rodziny, ale szybko dotarło do niego, że się zdradził i jego obecność nie pozostała niezauważona, a wszystkiemu był winien płaszcz pana Tomlinsona, który zapomniał zabrać wczoraj. Dzisiaj jednak zabrał go ze sobą, kiedy rano wymykał się z domu, ryzykując, że jeszcze bardziej zdradzi swoją obecność. Po cichu liczył, że może nikt nie zauważył niczego, jednak gdzieś w głębi ducha wiedział dobrze, że okłamuje sam siebie, a ojciec tylko czeka, żeby zlać go na kwaśne jabłko.
Przez to wszystko nawet nie kąpał się od dwóch dni, postanowił jednak zaryzykować i zrobić to w domu pana Tomlinsona, może ten nie będzie zły. Może nawet nie zauważy, skoro Harry będzie tam tak wcześnie. Wszyscy powinni jeszcze spać.
Po cichu otworzył drzwi, czując się trochę jak włamywacz i od razu poszedł do dolnej łazienki. Nie wiedział, czy powinien zachowywać się jak najciszej, czy lepiej, żeby jego pracodawca wiedział, że już przyszedł. Ściągnął ubrania i odłożył na szafkę obok wanny, po czym wszedł do środka i zaciągnął zasłonkę, liczył na szybki, ale bardzo ciepły prysznic. Pogoda się popsuła, więc trochę zmarzł, idąc tutaj.
Odkręcił wodę i odczekał chwilę, zanim jej temperatura była odpowiednia, po czym wszedł pod nią, rozkoszując się przyjemnym uczuciem. Może mógł posiedzieć tutaj trochę dłużej? W domu nigdy nie miał okazji do długich kąpieli, a tak bardzo je lubił.
Louis niechętnie wygrzebał się z łóżka i owinął szlafrokiem. Przecierając oczy, wyszedł z sypialni. Usłyszał jakiś hałas, który go zaniepokoił, a wiedział, że to raczej nie byli jego przyjaciele, spali zdecydowanie dłużej niż on, więc może to Rozalia?
Zszedł na parter, gdzie od razu usłyszał szum wody w łazience, więc to na pewno nie była Rozalia, a nikt inny, oprócz Harry'ego nie przychodził mu do głowy. Tylko ten chłopak miał klucze, nigdy jednak nie przychodził tutaj tak wcześnie.
– Harry? – odezwał się, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Przez chwilę zastanawiał się, co ma zrobić, bo może to jakiś włamywacz, dlatego odruchowo złapał świecznik stojący na jednej z szafek i po cichu otworzył drzwi. Wszedł do łazienki i bez chwili wahania odsunął zasłonkę przy wannie.
– Harry – powiedział, automatycznie się odwracając.
Chłopak krzyknął przerażony, szarpiąc z powrotem za foliową zasłonkę, żeby się zakryć.
– Przepraszam, nie podejrzewałem, że to ty – zaczął Louis, nie mając pojęcia, jak się z tego wszystkiego wytłumaczyć. Dlaczego nie założył, że to jednak Harry?
– Przepraszam, ja wiem, że nie powinienem... – odezwał się Harry. Mówili praktycznie jednocześnie, jeden nie słuchając drugiego.
– Czekaj, Harry, stop – przerwał to wszystko szatyn i młodszy zamilkł od razu.
Louis wziął ręcznik i szlafrok wiszący na wieszaku i podał je młodszemu, nie patrząc na niego, żeby nie zrobić tej sytuacji jeszcze bardziej krępującej niż była do tej pory.
– Wyjdę, a ty się ubierz – powiedział. – Porozmawiamy w kuchni albo w salonie.
Wyszedł na zewnątrz, zostawiając Harry'ego samego i zaraz za drzwiami odkładając świecznik na swoje miejsce. Miał nadzieję, że Harry go nie dostrzegł, wyglądał z nim jak wariat. Usiadł w fotelu, starając się zebrać myśli, nawet nie zwrócił uwagi na to, że był przykryty prześcieradłem dla ochrony przed farbą. Przecież wczoraj zaczęli malować i jeżeli dobrze pójdzie, to dzisiaj salon byłby już skończony i przenieśliby się do innego pokoju. W końcu było ich sporo do pracy.
Harry wyszedł spod prysznica, wycierając się i od razu zakładając swoje ubrania. Był przerażony tym, co się właśnie wydarzyło, wręcz trząsł się tak, że ledwie się ubrał i nie chodziło o to, że pan Tomlinson mógł zobaczyć go nago, przejmował się tym, ale zdecydowanie mniej. Chodziło o to, że teraz już na pewno stracił pracę. Ociągał się, jak tylko mógł, ale w końcu wyszedł z łazienki.
– Przepraszam, ja... – zaczął, ale Louis uniósł rękę, przerywając mu.
– Usiądź, Harry – powiedział, wskazując na fotel.
Styles zrobił to posłusznie, siadając na wprost swojego pracodawcy i patrząc na niego przerażonymi oczami, jednocześnie myśląc gorączkowo jak się wytłumaczyć.
– Przestraszyłeś mnie – odezwał się Louis. – Myślałem, że ktoś się włamał.
– Ja nie powinienem tego robić, proszę pana – powiedział Harry – ale pomyślałem...
– Nie powinieneś się tak zakradać – przerwał mu Louis.
– Ja po prostu pobrudziłem się, idąc...
Louis znowu uniósł rękę, żeby go uciszyć. Chyba zaczął domyślać się, o co tak naprawdę chodziło, ale wolałby, żeby młodszy go nie okłamywał.
– Harry, nie musisz mi się tłumaczyć – powiedział, po czym westchnął ciężko. – Po prostu... Po prostu zapomnijmy o tym. Masz ochotę na kawę? – zapytał.
– Nie zwolni mnie pan?
Szatyn zaśmiał się odruchowo, ale szybko się opanował.
– Nie, nie zwolnię – opowiedział, po czym wstał i poszedł do kuchni.
Harry posiedział jeszcze chwilę, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Był zagubiony, ale skoro pan Tomlinson uważał sprawę za zakończoną, to on nie powinien jej dalej drążyć. Wstał i poszedł do kuchni, gdzie usiadł za stołem i zaczął obserwować swojego pracodawcę. Ten zaparzył kawę i usiadł z nią przy stole, stawiając filiżankę przed Harrym, a drugą obok siebie. Młodszy od razu spuścił wzrok, wbijając spojrzenie w drewniany blat.
– Masz ochotę coś zjeść? – zapytał w końcu Louis, ale Harry pokręcił głową, nadal na niego nie patrząc. – Jesteś ostatnio jakiś nieobecny – dodał, nawet się nad tym nie zastanawiając. – Jeśli chcesz porozmawiać albo to ma związek z... – urwał, bo Harry właśnie w tym momencie podniósł na niego wzrok.
– Wszystko jest w porządku, proszę pana – odpowiedział, po czym znowu wlepił wzrok w stół, zaczynając nerwowo skubać rękaw.
Nie miał pojęcia, skąd pan Tomlinson tyle wiedział, przecież starał się wyglądać normalnie, jakby nic go nie trapiło. Dlaczego musiał być taki przewidywalny?
– To złe, co oni robią, prawda? – odezwał się nagle. – Ludzie mówią, że to choroba.
Louis spojrzał na niego całkowicie zaskoczony. Harry najprawdopodobniej postanowił się przed nim otworzyć.
– O czym mówisz? – zapytał.
Styles podniósł wzrok i spojrzał na Louisa nieodgadnionym dla szatyna wzrokiem.
– Pana przyjaciele – odpowiedział. – Oni są razem, to choroba, są chorzy, jak ja i pan.
– Harry... – zaczął szatyn, nie wiedząc, co powiedzieć i starając się szybko zebrać myśli. – To nic złego. Poznałeś mnie, czy jestem złym człowiekiem?
Harry od razu pokręcił głową. Pan Tomlinson jako jedyny, oprócz jego zmarłej babci, traktował go normalnie.
– A moi przyjaciele? Wyglądają na złych albo chorych? – pytał dalej i Harry znowu zaprzeczył ruchem głowy. – W takim razie czy ty czujesz się chory?
Młodszy przygryzł wargę i zastanowił się chwilę.
– Jestem inny – odpowiedział w końcu.
– Inny, ale nie gorszy. Poznałem cię trochę, Harry. Wiem, że jesteś miłym i wartościowym chłopakiem, a do tego bardzo mądrym. Powinieneś być z siebie dumny, a nie uważać się za kogoś gorszego.
Styles zarumienił się wściekle i znowu wbił wzrok w blat.
– Ale ludzie mówią, że to złe, powinno się mnie leczyć... – zaczął, jednak Louis mu przerwał.
– Ludzie boją się tego, czego nie znają. Miłość nie jest chorobą, to dar. Zwłaszcza ta szczera, bo nie wszyscy w tych czasach kochają tak naprawdę. Nie powinieneś się wstydzić tego, kim jesteś, Harry. Jesteś bardziej wartościowy niż ci wszyscy ludzie tutaj – powiedział.
– Tylko pan tak mówi – odpowiedział od razu Styles.
Louis westchnął ciężko. Nie będzie mu łatwo nauczyć tego chłopaka poczucia własnej wartości, ale wiedział, że mu się uda. Już i tak mieli mały sukces, że Harry zaczął tę rozmowę i jeśli tak dalej pójdzie, to wkrótce dowie się, jaka sytuacja panuje w jego rodzinie i będzie w stanie jakoś mu pomóc.
– Nie, Harry, mówię to, co widzę – powiedział. – Jesteś wspaniałym chłopakiem i cieszę się, że miałem szansę cię poznać. I nie myśl o sobie, że jesteś gorszy czy chory, nie jesteś, nie przejmuj się ludźmi, którzy ci zazdroszczą.
Harry przygryzł wargę, rumieniąc się jeszcze bardziej, ale robiło mu się ciepło na sercu, kiedy słyszał tak miłe słowa od pana Tomlinsona, kogoś tak mądrego i światowego, jednak mimo wszystko to jeszcze go męczyło.
– Więc dlaczego mówią, że to, co robią pana przyjaciele, to choroba i trzeba ją leczyć? – zapytał trochę wymijająco, jakby to go nie dotyczyło, ale w ten sposób odrobinę łatwiej mu się o tym rozmawiało.
– Dlatego, że nic o nas nie wiedzą, nie rozumieją nas i nie chcą zrozumieć, ale to nic złego. Jeśli trochę poczytać, można dowiedzieć się, że już dawno żyli ludzie, którzy kochali tak, jak... – zawahał się, chcąc powiedzieć „my", ale bezpieczniej chyba było dokończyć inaczej. – Moi przyjaciele – powiedział.
– Naprawdę? – zapytał Harry. Tego się nie spodziewał i nie ukrywał, że teraz był tym jeszcze bardziej zainteresowany i chciał się dowiedzieć więcej.
– Tak – potwierdził szatyn. – Jeśli chcesz, kiedyś ci o tym opowiem, bo pewnie nie chcesz rozmawiać teraz, przy moich przyjaciołach – powiedział, słysząc kroki na schodach.
Harry pokiwał głową. Przy nich chyba spaliłby się ze wstydu, ale z panem Tomlinsonem jeszcze był w stanie zebrać się na odwagę i poruszyć ponownie ten temat.
CZYTASZ
Inside these pages you just hold me
Fanfiction[[ Inside these pages you just hold me - część 1 ]] Była wiosna 1964 roku, kiedy Louis wprowadził się do ogromnego domu w niewielkiej miejscowości na wschodzie USA, razem w XVII wiecznym dworkiem dostając dwa konie, pięć kotów, szesnaście kur, kogu...