XVII - Myśli

812 94 5
                                    

Ale jestem dzisiaj przyrąbana, w ogóle nie ogarniam co się dzieje...




Harry siedział na podwórku, obserwując uważnie pana Tomlinsona, który razem z panem Horanem zajmował się właśnie końmi. Pan Tomlinson próbował je osiodłać, pod czujnym okiem młodszego, bo blondyn zażyczył sobie, że spróbuje jednego dosiąść. I to nie tak, że Harry śmiał się z nich pod nosem, kiedy nie umieli sobie poradzić, ale musieli, bo on nie mógł im przecież pomóc, mógł jedynie wytłumaczyć im, co dokładnie powinni zrobić i wspierać duchowo.

W końcu, po kilku dobrych minutach udało im się osiodłać jednego konia i pan Horan po paru próbach wdrapał się na niego.

– No i jak się tym jeździ? – zapytał.

Harry parsknął śmiechem. Na szczęście pan Tomlinson miał za sobą już kilka lekcji, więc wziął wodze i pociągnął zwierzę za sobą. Nie daleko, bo blondyn zaczął panikować i zażądał, że chce już zejść, co tylko wywołało jeszcze większy atak śmiechu Harry'ego. Tym bardziej, kiedy mężczyzna wylądował na ziemi, próbując zejść z Brutusa, po czym wstał dumnie i otrzepał się z piachu, sprawiając, że Harry dusił się już tak bardzo, że bolały go żebra.

– Patrz, jak to się robi – powiedział szatyn i wsiadł na konia, żeby zrobić z nim małą rundkę wokół zagrody.

– Dobra, dobra, nie popisuj się tak – odpowiedział Horan i Harry mógł bez wahania stwierdzić, że uwielbiał tego człowieka.

– Moi drodzy, zapraszamy niedługo na ognisko – usłyszeli pana Payne'a i młodszy odwrócił się automatycznie w jego stronę. Nic o tym nie wiedział.

– Jakie ognisko? – zapytał Niall.

A więc nie tylko on nie był poinformowany.

– Jest ładna pogoda, jesteśmy na wsi, dlaczego z tego nie skorzystać? – zapytał Liam, wchodząc do zagrody i obejmując blondyna w pasie. – Jak twoja lekcja?

– Spadł z konia – powiedział Louis, który sam właśnie zsiadał.

Liam spojrzał na Nialla, uśmiechając się lekko i kręcąc głową, po czym cmoknął go w policzek, a Harry od razu odwrócił wzrok, czując, że się rumieni. Byli uroczą parą. I to wcale nie tak, że przez jego głowę właśnie przemknęła podobna wizja jego i pana Tomlinsona.

– Lou, pozamykaj zwierzęta, a my wszystko przygotujemy, chodź, Nini. Harry, czy chcesz wrócić do domu? – zapytał Payne, patrząc na młodszego.

Harry pokręcił głową.

– W takim razie Niall zaraz przyniesie ci coś ciepłego.

Młodszy chciał zaprotestować, ale chyba nie był sensu, więc jedynie odprowadził wzrokiem tamtą dwójkę, po czym skupił się na obserwowaniu pana Tomlinsona.

Pół godziny później siedział już przy ognisku i nawet skusił się na piwo, które w jego mniemaniu było okropnie niedobre, ale teraz, kiedy nie musiał wracać do domu, mógł sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Oczywiście na tyle, żeby nie sprawić kłopotu panu Tomlinsonowi. Pan Zayn smażył na ogniu kiełbaski, a blondyn śmiał się głośno z tego, co sam opowiadał, chociaż właściwie wszyscy pozostali śmiali się z niego.

Teraz Harry mógł powiedzieć, że naprawdę ich wszystkich lubił i nie wiedział, jak jeszcze niedawno mógł się ich bać i uważać, że mogli być źli.

Jedyne, co mu teraz przeszkadzało, a raczej krępowało, to to, że pan Tomlinson siedział obok niego, zwłaszcza kiedy czuł jego ciepło, gdy ich uda się stykały. Starał się zachowywać naturalnie, ale to naprawdę było krępujące. I chociaż nie powinien nawet tak myśleć, to z drugiej strony przyjemne. Miło było czuć czyjeś ciepło.

Ale on naprawdę nie powinien tak myśleć. Nic nie mogło go łączyć z panem Tomlinsonem.

– Harry? – usłyszał i to go wyrwało z zamyślenia.

Spojrzał na Zayna, który podawał mu właśnie talerz i wziął go od niego, dziękując grzecznie. Położył go sobie na kolanie i zaczął jeść, chociaż na jednej nodze było to trochę trudniejsze niż na dwóch.

– Myślę, że pod koniec tygodnia będziemy się zbierać – odezwał się Niall. – Nie zostało już dużo do zrobienia. Zajmiecie się malowaniem reszty, a ja dodatkami. Pomożesz mi, Harry, prawda? – zapytał, spoglądając na młodszego, a Harry przełknął ciężko kawałek, który właśnie gryzł.

– Tak, proszę pana – potwierdził. – Ale nie wiem, czy się na tym znam.

– Oj na pewno lepiej od nich – odpowiedział Horan, machając ręką w stronę reszty. – Wierz mi – dodał.

Harry uśmiechnął się od razu. To akurat była prawda, bo tamta trójka, z panem Tomlinsonem na czele, nie miała kompletnie pojęcia o niczym i gdyby nie pan Horan, to Harry już widział, jakby wyglądał ten dom po ich malowaniu, bo on ze złamaną nogą średnio mógłby ich kontrolować.

– W takim razie bardzo chętnie – przytaknął.

– Wiesz, że nie musicie jechać – wtrącił się Louis.

– Nie będziemy wam siedzieć na głowie – odpowiedział blondyn, przez co Harry o mało się nie zadusił. – Poza tym musimy wracać do swoich obowiązków.

– Nie wiem, jak wam się za to odwdzięczę – powiedział Tomlinson.

– Ktoś musiał pomóc Harry'emu postawić tę ruderę na nogi – zaśmiał się i Harry też uśmiechnął się odruchowo. Lubił tego blondyna. Był tak pozytywną osobą i wszędzie roztaczał tę aurę. Nie dało się przy nim nie śmiać. – Ale – zaczął – koniecznie musicie nas odwiedzić, kiedy Harry wyzdrowieje – powiedział Niall, przez co Harry i Louis spojrzeli na siebie ukradkiem lekko zakłopotani. Co będzie, jak Niall wypije jeszcze trochę.

I właściwie Harry upił łyk swojego piwa tak, dla rozluźnienia. To było jego pierwsze zetknięcie z alkoholem w życiu i czuł, że już lekko kręciło mu się w głowie, a co dopiero będzie potem. Chociaż to było miłe uczucie. Inne i sprawiające, że naprawdę czuł się trochę bardziej pewnie i nie był taki zestresowany.

– Koniecznie, zanim pójdziesz na studia, Harry – dodał Liam.

– Ale ja nawet jeszcze nie wiem na jakie – powiedział młodszy.

– Masz jeszcze trochę czasu na decyzję – odpowiedział mu Zayn. – Ale jeśli będą w Nowym Jorku, to możesz na nas liczyć. Mamy ogromne mieszkanie.

Harry zarumienił się od razu. Nie pojmował, dlaczego ci wszyscy ludzie byli dla niego tacy mili, chociaż może większość taka była, to on po prostu trafiał wcześniej na niewłaściwych. Nadal też całkowicie nie dotarło do niego, że jego koszmar już się skończył.

– Dziękuję – odpowiedział tylko.

– Harry na pewno wybierze dobre studia, prawda? – odezwał się Louis. – Nie możesz marnować takiego umysłu – powiedział i poczochrał pieszczotliwie jego loki, sprawiając, że młodszy zarumienił się jeszcze bardziej. – Ale zmieniając temat, jakiś pokaz w planie? – zapytał, spoglądając na blondyna.

– Na razie nie, ale już myślę o czymś nowym.

– Jak zawsze – wtrącił się Zayn.

– Opowie pan trochę o tym, co robi? – zapytał Harry.

Oczywiście Niall nie miał zamiaru mu odmawiać, ale Harry'ego nie tylko to ciekawiło, ale był też zadowolony, że może zająć jakoś myśli i nie skupiać się na panu Tomlinsonie.

Najchętniej by się przesiadł, ale...

Niedługo potem dostał, po raz kolejny, ciepły płaszcz do okrycia i nieśmiało sięgnął po kolejne piwo. Siedzieli i rozmawiali o wszystkim i nawet Harry włączał się co jakiś czas w rozmowę. Dopiero kiedy ognisko przygasło, postanowili wrócić do domu i przespać się trochę. Oczywiście Harry najbardziej niezdarnie zbierał się do powrotu.

– Wskakuj – powiedział Louis, kucając przed nim.

– Ale... – zająknął się od razu Harry.

– Dalej, zaniosę cię – odpowiedział szatyn, dobrze zdając sobie sprawę z tego, jak ciężko jest młodszemu poruszać się o tych kulach.

– Poradzę sobie.

I to nie tak, że Harry starał się teraz mówić do swojego pracodawcy bardziej bezosobowo.

– Jest ciemno, nie pozwolę, żebyś się przewrócił i znowu się połamał.

Harry skrzywił się, widząc, że najprawdopodobniej nie miał wyboru, więc owinął ręce wokół szyi starszego, niezdarnie trzymając jeszcze swoje kule, a ten złapał go pod kolana. Wstał powoli, uważając na młodszego, bo nie ukrywał, że był trochę pijany, oboje byli, i ruszył z nim do domu. Od razu zaniósł go na górę i położył na łóżku, a Harry zaśmiał się, kiedy na nim wylądował. Louis odwrócił się jeszcze do niego i pocałował w policzek. Taki przynajmniej miał zamiar, bo Harry przekręcił lekko głowę i jego usta trafiły w kącik ust młodszego.

– Dobranoc, Harry – powiedział.

– Dobranoc – odpowiedział brunet, a szatyn szybko zniknął za drzwiami, więc pozwolił sobie po cichu dokończyć, wypowiadając prawie bezgłośne „Louis", po czym opadł na łóżko. Powinien się rozebrać i spać, ale w głowie trochę mu szumiało, do tego był jeszcze bardziej skołowany, bo usta jego i pana Tomlinsona prawie się zetknęły.

Nie powinien tego chcieć, wiedział o tym, ale chciałby poczuć je ponownie, chociaż przez chwilę.

To na pewno przez alkohol miał taki mętlik w głowie, ale usta pana Tomlinsona były miłe i ciepłe. I lubił jego dłonie, kiedy błądziły po jego ciele, smarując go tymi wszystkimi specyfikami. Jego uda ocierające się dzisiaj przypadkiem o Harry'ego przy ognisku również były miłe. Louis cały był ciepły i miły.

Inside these pages you just hold meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz