XIII - Zaufanie

761 101 10
                                    

No to dzień dobry i miłego początku weekendu 😁

Powinnam wygrzebać się z łóżka, ale mi się nie chce, chociaż z drugiej strony jestem głodna i muszę dać psu tabletkę, bo moje Bubu jest chore




I tego wieczoru Harry wrócił późno do domu, starając się pozostać niezauważonym, a w jego głowie kłębiły się setki myśli. Wszedł po cichu do środka, jednak zamarł w holu, jakby nagle wyczuł czyjąś obecność i nie mylił się, jego instynkt przetrwania działał naprawdę dobrze, bo dosłownie chwilę później światło się zapaliło i zobaczył swojego ojca stojącego w drzwiach.

– No proszę, kto to wrócił do domu – zadrwił.

Harry odruchowo przełknął głośno ślinę, a jego serce zaczęło walić jak oszalałe. Wiedział, że powinien uciekać, ale nie był w stanie ruszyć się z miejsca sparaliżowany strachem.

– Gdzie się włóczysz, szmato? – zapytał Des, zaczynając iść w stronę chłopaka. – Nie oddałeś mi pieniędzy – dodał, łapiąc go za koszulę.

– J-ja... Zaraz przyniosę – odpowiedział Harry.

Des od razu popchnął go w kierunku schodów, a Harry potknął się i wylądował na nich, krzywiąc się z bólu. Mimo że ojciec lał go praktycznie co chwilę, to nadal okropnie bolało. Nie umiał się przyzwyczaić do ciągłego bólu.

Pozbierał się i jak najszybciej wpadł do pokoju, gdzie na szafce pod serwetką schował pieniądze. Wiedział, że ojciec poszedł za nim, więc jedynie odwrócił się do niego i podał mu je. Des od razu je zabrał, ale to, co Harry zobaczył w jego dłoni, sprawiło, że miał ochotę umrzeć. Wiedział, że to się tak skończy.

– Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho? – zapytał mężczyzna, unosząc rękę i po raz pierwszy uderzając Harry'ego pasem, a ten osłonił się automatycznie, jednak nie uniknął uderzenia, dostając metalową sprzączką prosto w ramię. – Nie masz prawa wracać sobie, o której ci się żywnie podoba – powiedział Des, uderzając syna po raz kolejny i następne. – Pytałem, gdzie się włóczysz, szmato? A może puszczasz się, ty cholerny pasożycie? To jest twoja praca, wykolejeńcu? Przynosisz mi wstyd. Brzydzę się tobą – mówił dalej.

Harry jedynie skulił się na podłodze, przyjmując kolejne ciosy i starając się nie słuchać. Z jego oczu płynęły łzy, nad którymi nie był w stanie zapanować i nie wiedział, czy to dlatego, że wszystko go bolało czy przez słowa ojca. Osłaniał głowę przed ciosami, które dosłownie rozdzierały jego ręce i plecy. I dobrze wiedział, że zostaną po tym kolejne blizny. Miał ich już pełno, bo przecież jego ojciec już nie pierwszy raz wyżywał się na nim.

W końcu wszystko ustało i Harry usłyszał tylko trzaśnięcie drzwiami. Trząsł się cały, zwinięty w kłębek na podłodze i przez chwilę bał się poruszyć, ale w końcu zebrał się na odwagę. Przetarł oczy i rozejrzał się po pokoju, Desa już w nim nie było, więc najprawdopodobniej zostawił go w spokoju, uznając, że Harry dostał to, na co zasłużył.

Doczołgał się do łóżka i wtedy przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Ryzykował.

Wstał niepewnie, chwiejąc się na nogach i przyjrzał się swojej koszuli. Była porozdzierana i pokrwawiona, więc pewnie na plecach wyglądała jeszcze gorzej. Teraz jednak pojawiła się w nim iskierka nadziei, że może wreszcie uda mu się coś zmienić. Podszedł do szafy i otworzył ją jak szeroko. Była prawie pusta, bo nie miał zbyt wielu ubrań, ale było w niej to, czego w tym momencie potrzebował – stara walizka.

Wyciągnął ją, otworzył i wpakował wszystkie rzeczy, a następnie dołożył do niej to, co schował pod łóżkiem. Wziął głęboki oddech, po czym wyszedł z pokoju i od razu wpadł na swojego ojca wychodzącego z łazienki.

– A ty gdzie się wybierasz? – zapytał.

Harry zebrał w sobie całą odwagę i spojrzał na mężczyznę.

– Wyprowadzam się – powiedział cicho.

Des zaśmiał się wyraźnie rozbawiony tym, co powiedział Harry, po czym podszedł do chłopaka i znowu złapał go za podarte już teraz ubranie.

– Nie dasz sobie rady beze mnie, szmato. Zdechniesz z głodu na pierwszym zakręcie, ale skoro jesteś taki mądry, to proszę bardzo, idź, tylko pamiętaj, że kiedy stąd wyjdziesz, już nie wrócisz pod ten dach, chociażbyś nawet zdychał z głodu na mojej wycieraczce – powiedział i popchnął chłopaka na schody.

Harry nie utrzymał równowagi i od razu przekoziołkował kilka razy na sam dół, obijając się jeszcze bardziej niż do tej pory. Poczuł ostry ból w nodze, a po jego skroni najprawdopodobniej popłynęła ciepła strużka krwi, jednak znalazł w sobie tyle sił, żeby wstać i zabrać swoją walizkę, która wylądowała obok niego. Nie patrząc na ojca, ruszył w stronę drzwi, ale upadł po chwili, kiedy stanął na obolałej nodze. Mogła być skręcona albo złamana, skoro bolała tak bardzo. Podniósł się jednak i na jednej nodze doskakał do drzwi, po czym wyszedł na zewnątrz. Dopiero tam dotarło do niego, co się stało, ale ruszył dalej, przy każdym kroku mając ochotę położyć się na środku drogi i zwinąć z bólu.

Powoli pokonywał kolejne metry, zanosząc się płaczem, ale gdzieś w środku czuł rosnącą ulgę, że jego koszmar się skończył. Nie był nawet w połowie drogi, kiedy zaczął lać deszcz, ale jakimś cudem minął schludne osiedla i doczłapał się do niewielkiego lasku. Od razu znalazł sobie jakąś solidną gałąź, która powinna mu pomóc iść dalej, ale i tak odpoczął tam chwilę.

Dotarcie do domu pana Tomlinsona zajęło mu w tym stanie pewnie dobrą godzinę, ale kiedy tylko wiedział, że był blisko, wstąpiła w niego nowa energia. W końcu wtoczył się na ganek i załomotał w drzwi. Miał nadzieję, że szatyn mu pomoże.

Louis obudził się, nie wiedząc, czy mu się śniło, czy właśnie ktoś pukał do drzwi, ale kiedy pukanie powtórzyło się, wstał, owinął się szlafrokiem i zerknął na zegarek, było po dwudziestej trzeciej, a on kładł się jakieś pół godziny temu. Wyszedł z sypialni, zszedł na parter i otworzył drzwi.

– O mój Boże – powiedział, kiedy zobaczył, kto za nimi stał.

Harry zachwiał się i runął prosto w ramiona swojego pracodawcy. Był wykończony, ale dotarł do celu. Louis złapał go mocno i zaciągnął do salonu, gdzie usadził na kanapie.

– Harry, co się stało? – zapytał na wpół przytomnego chłopaka. – Musisz mi powiedzieć.

– Spadłem ze schodów. Chyba złamałem... Nogę – odpowiedział.

Louis zakrył usta dłonią, ale zaraz ruszył do telefonu i wykręcił numer miejscowego lekarza. Wiedział, że jest w stanie zapłacić mu wszystkie pieniądze, byle tylko przyjął teraz Harry'ego. Na szczęście po krótkiej rozmowie mężczyzna zgodził się przyjechać, przez co Louis odetchnął z ulgą.

Pobiegł szybko na górę, żeby przynieść kilka suchych ubrań, jednocześnie starając się nie obudzić śpiących przyjaciół, a następnie poszedł do kuchni po miskę z wodą i wrócił z tym wszystkim do salonu.

– Jesteś cały zakrwawiony i przemoczony – powiedział do Harry'ego. – Przebiorę cię, dobrze? – zapytał, ale do młodszego i tak chyba nie docierało, co mówił.

Złapał jego podartą koszulę i ściągnął z niego, po czym zamoczył ręcznik, który przyniósł ze sobą i zaczął przecierać ciało Harry'ego z krwi. Szybko odkrył rozcięcie na jego głowie i te mniejsze na ramionach i plecach.

– Co się z tobą działo – powiedział cicho, chociaż czuł, że i tak znał prawdę, nawet jeśli Harry jej nie powiedział.

Młodszy obserwował go uważnie i chyba przez to, że tak go wszystko bolało i stracił trochę krwi, nie wiedział, co się dokładnie działo, tym bardziej co robił on sam. Pochylił się i przycisnął usta do tych pana Tomlinsona.

Louis przez moment był zaskoczony, ale po chwili odsunął lekko chłopaka od siebie.

– Wszystko w swoim czasie – powiedział. – Najpierw musimy poskładać cię do kupy, dobrze?

– Dobrze, proszę pana – odpowiedział mu prawie niesłyszalnie Harry.

Louis pochylił się i musnął jeszcze raz delikatnie jego usta, po czym wrócił do obmywania Harry'ego. Chciał powiedzieć, żeby się odprężył i odpoczął, zanim przyjedzie lekarz, ale właśnie w tym momencie chłopak zemdlał.

– Cholera – powiedział cicho Louis. – Harry, wracaj tutaj – dodał, klepiąc go w policzki.

Podskoczył, kiedy ktoś znowu zapukał do drzwi. Odrzucił brudny od krwi ręcznik do miski i wstał, żeby je otworzyć. Zastał za nimi mężczyznę z czarną walizką w dłoni, więc wpuścił go do środka, witając się i od razu wskazując kanapę w salonie.

– Zemdlał przed chwilą – poinformował, a lekarz przyjrzał się chłopakowi uważnie. – Spadł ze schodów – powtórzył kłamstwo Harry'ego. – Może mieć złamaną nogę.

– Pracuje u pana chłopak od Stylesów – powiedział tamten.

– Ma na imię Harry – od razu odpowiedział szorstko Louis. – Proszę się nim dobrze zająć. Zapłacę.

Mężczyzna spojrzał na niego uważnie przez chwilę, po czym skinął głową. Słyszał o tym bogatym człowieku kilka rzeczy.

– Pomoże mi go pan rozebrać? – zapytał, odkładając swoją torbę z narzędziami na stolik.

Louis przytaknął i podszedł, żeby pomóc lekarzowi z nieprzytomnym Harrym. Może to i lepiej dla niego, że zemdlał, jeśli jego noga naprawdę była złamana, bo ranę na głowie niewątpliwie trzeba było zszyć.

Wiedział, że jeśli Harry potwierdzi, że to jego ojciec doprowadził go do tego stanu, to on najprawdopodobniej go zabije. Jak można być takim okrutnym człowiekiem?

Inside these pages you just hold meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz