III - Wypłata

700 100 6
                                    

Bez laptopa to nie pisanie......... 🙄🙄🙄




Harry był naprawdę zadowolony z ostatnich zakupów, mimo że miał teraz pełne ręce roboty. Na początek zajął się ogrodem, posiał warzywa i chociaż nie chciał, to pan Tomlinson uparł się, żeby mu pomagać. Był naprawdę zabawny, kiedy był taki zdezorientowany i Harry musiał mu wszystko tłumaczyć, bo nie miał pojęcia o niczym.

Przez to wszystko ten tydzień minął mu zastraszająco szybko i gdyby nie to, że w końcu któregoś wieczoru pan Tomlinson zawołał go, żeby mu zapłacić, w ogóle nie zauważyłby, że minął.

I on nie miał pojęcia, jak miał to zrobić, bo zupełnie tego nie przemyślał, ale wiedział, że nie mógł wrócić do domu z taką ilością gotówki.

– Proszę pana? – zagadnął, nawet się nie zastanawiając.

– Tak, Harry? Coś nie w porządku? – zapytał Louis, widząc, jak chłopak przekłada w dłoniach pieniądze, jakby nie miał pojęcia, co z nimi zrobić.

Harry podniósł wzrok i spojrzał przerażony na swojego pracodawcę, ale skoro nieświadomie zaczął ten temat, to chyba powinien go kontynuować, a czuł, że mógł zaufać temu człowiekowi.

– Czy mógłby mi pan płacić mniej? – zapytał, a Louis od razu zaśmiał się, słysząc te słowa.

– Oczywiście, że nie, Harry – odpowiedział.

Według niego i tak płacił mu zbyt mało, ale może tutaj, na wsi, ci ludzie mieli trochę inne standardy.

– W takim razie czy mógłby pan płacić mi tylko część pieniędzy? Część chętnie bym gdzieś odkładał – powiedział młodszy, licząc, że pan Tomlinson nie zacznie go o nic wypytywać. Nie miał ochoty tłumaczyć mu sytuacji, która panuje w jego domu. Nikomu nie chciał o tym mówić.

Louis patrzył uważnie na chłopaka i widział po nim, że coś było nie tak, wiedział jednak, że nie powinien o to wypytywać. Nie teraz, kiedy znali się zaledwie od tygodnia, było na to zdecydowanie za wcześnie. Wiedział jednak, że kiedyś o to zapyta, za jakiś czas, kiedy Harry nabierze do niego zaufania, chociaż wydawało mu się, że ten chłopak i tak czuł się przy nim bardzo swobodnie. To jednak nie był moment, żeby Louis zaczął ingerować w jego życie prywatne. Tak właściwie podczas tego tygodnia Harry słowem nie wspomniał o swojej rodzinie i może właśnie tutaj on powinien zacząć szukać przyczyny? Może powinien nawet przejść się do sklepu i wypytać te plotkarskie sprzedawczynie o rodzinę Stylesów, w końcu miał prawo zasięgnąć języka o swoim pracowniku.

– Poczekaj tutaj – powiedział i wstał z fotela przy swoim biurku.

Wyszedł z gabinetu i szybko zszedł do kuchni, gdzie w jednej z szafek znajdowała się puszka z ciastkami. Wiedział, że tam była, bo kupił ją ostatnio. Sięgnął ją i wysypał ciastka do miski, która stała na stole, pewnie po owocach i Harry jeszcze nie zdążył jej sprzątnąć albo odwrotnie, na coś ją uszykował, po czym wrócił na górę. Zastał Harry'ego dokładnie tak, jak go zostawił, stojącego na środku i bojącego się nawet drgnąć. Podszedł do chłopaka i wyciągnął kolorową blaszaną puszkę w jego stronę.

– Proszę – powiedział. – Odłóż tu tyle pieniędzy, ile uważasz. Będziesz to robił za każdym razem, kiedy ci je dam, a puszkę zostawimy tutaj. To twoje pieniądze, więc możesz brać je, kiedy chcesz, a kiedy zdecydujesz się przestać u mnie pracować, a mam nadzieję, że nieprędko, dostaniesz całość. Czy to w porządku? – zapytał, patrząc uważnie na chłopaka.

Harry dosłownie powstrzymał cisnące mu się do oczu łzy i chęć rzucenia się na pana Tomlinsona. Ten człowiek okazał mu naprawdę wielkie serce i był mu za to wdzięczny. Mało tego z jakiegoś powodu od początku czuł, że może mu ufać.

– Dziękuję – odpowiedział.

Jeszcze raz skupił się na trzymanych w dłoniach banknotach i przeliczył je w palcach, po czym oddzielił jedną trzecią i włożył do kieszeni spodni, a resztę wrzucił do puszki. Louis uśmiechnął się i podszedł do biurka. Oderwał kawałek kartki i napisał na niej imię chłopaka, po czym wrzucił do puszki i zamknął ją. Podszedł do regału i chciał ją odłożyć, jednak z jego wzrostem brakowało mu kilku centymetrów. Tym razem to Harry się zaśmiał i podszedł do pana Tomlinsona, wziął od niego puszkę i położył na szafce.

– Zabawne – odburknął szatyn, poprawiając okulary na nosie. – Możesz już wracać do domu – powiedział, ale przypomniał sobie o czymś. – Chociaż nie, poczekaj.

Podszedł do biurka i otworzył szufladę, wyciągnął z niej dodatkowy pęk kluczy, po czym podał chłopakowi, na co Harry zarumienił się wściekle od razu. To był znak, że pan Tomlinson również mu ufał i czuł się z tym naprawdę wspaniale. Po raz pierwszy od śmierci babci ktoś potraktował go jak równego sobie.

– Dziękuję – powiedział cicho. – W takim razie do widzenia rano, panie Tomlinson.

– Do zobaczenia, Harry – odpowiedział szatyn.

Młodszy odwrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu, był naprawdę szczęśliwy. Zszedł na parter i wyszedł z dworku zakluczając za sobą drzwi. Słońce już zaszło, ale dzisiaj nie bał się, że ktoś znowu go napadnie i pobije, za bardzo się cieszył, a przynajmniej do czasu, kiedy stanął na progu domu swoich rodziców, bo zdecydowanie nie mógł nazwać go swoim. Wziął głęboki oddech, zanim nacisnął klamkę. Miał nadzieję i właściwie mógłby zacząć się o to modlić, żeby jego ojca nie było w domu, jednak szczerze w to wątpił, Des na pewno już na niego czekał, żeby tylko odebrać mu jego pieniądze. Uważał, że mu się należały za to, że przez całe życie utrzymywał i karmił takiego niedojdę, jakim był Harry. Wszedł do środka, starając się pozostać niezauważonym, ale natknął się na swojego, pożal się Boże, ojca zaraz w korytarzu. Mężczyzna wyciągnął rękę i Harry automatycznie się skulił.

– Pieniądze – zażądał.

– J-ja – zająknął się Harry, sprawiając, że Des jeszcze bardziej się wściekł.

– Oddawaj pieniądze, śmieciu – powiedział, ruszając w stronę chłopaka i unosząc rękę do uderzenia, a Harry cofnął się, potykając o własne nogi i upadł na podłogę, w ostatniej chwili podpierając rękami.

– Mam – odezwał się. – Już daję.

Des zatrzymał się, a Harry wyciągnął trzęsącymi rękami zwitek banknotów i podał ojcu. Jego serce waliło jak oszalałe i miał nadzieję, że ta suma usatysfakcjonuje tego mężczyznę. Obserwował go uważnie, kiedy ten rozwinął banknoty i zaczął je przeliczać.

– Tak mało? – zapytał w końcu.

Harry pokiwał głową. To wcale nie było mało jak na tydzień pracy i w tym momencie mógłby całować pana Tomlinsona po stopach za to, że pozwolił mu bez słowa wyjaśnienia ukryć resztę.

– Tylko tyle dostałeś czy schowałeś gdzieś resztę? – odezwał się ponownie, tym razem pochylając się nad Harrym i łapiąc go za koszulę.

– Tylko tyle, nic więcej – wyjąkał chłopak.

– Jesteś pewien? – zapytał Des, szarpiąc mocno syna i uderzając go w głowę. – Nie kłam mi tu, gówniarzu – warknął.

Chłopak odruchowo starał się osłonić głowę od kolejnych ciosów, które otrzymywał od ojca, a po jego policzkach już płynęły strumieniami łzy. To właśnie dlatego chciał uciec, żeby jak najszybciej się uwolnić od takiego życia i przede wszystkim Desa.

– Nic więcej nie mam, oddałem wszystko – powiedział Harry. W ustach czuł już smak krwi i wiedział, że któreś uderzenie ojca sprawiło, że miał rozciętą wargę. – Przysięgam – zapłakał i w tym momencie Des przestał go okładać, zamiast tego szarpnął go, podnosząc z podłogi i pchnął tak, że Harry upadł na schody, nabijając sobie kolejne siniaki, których i tak było już pełno na jego chudym, niedożywionym ciele.

– Jeśli się dowiem, że mnie okłamałeś, gorzko tego pożałujesz, a teraz idź stąd i nie pokazuj mi się na oczy – warknął.

Harry podniósł się i dosłownie wbiegł po schodach na górę. Znał tę drogę, bo już nie raz ją pokonywał w tym stanie. Otarł łzy rękawem, żeby chociaż trochę lepiej widzieć i wszedł do swojego pokoju. Załapał ręcznik, który co wieczór wieszał na kaloryferze i korzystając z tego, że jego ojciec już się na nim wyżył i pewnie na chwilę da mu spokój, wymknął się do łazienki, żeby wziąć szybką kąpiel i uprać koszulę ze świeżej krwi, która kapała mu po brodzie.

Przejrzał się w lustrze, kiedy tylko wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Wiedział, że jak zwykle nie miał zbyt wiele czasu. Rozebrał się szybko i wrzucił ubrania do zlewu, a sam wszedł do wanny. Odkręcił wodę, od razu zaczynając myć swoje ciało i długie włosy z dzisiejszego brudu, nie obchodziło go czy woda była ciepła, wręcz przeciwnie przyzwyczaił się już do zimnej. Chwilę później wyszedł, wycierając się cały i owijając biodra mokrym ręcznikiem, po czym podszedł do zlewu i zaczął prać dzisiejsze ubrania, jednocześnie starając się jakoś zatamować krwawienie. Miał nadzieję, że Pan Tomlinson jutro taktownie nie zapyta, co się stało, ale w razie czego powinien wymyślić jakąś dobrą wymówkę. Może uda, że przewrócił się o jakąś gałąź, kiedy wracał po ciemku do domu?

Westchnął ciężko, widząc swoje odbicie w lustrze. Już niedługo...

Uzbiera pieniądze i wyjedzie do miasta, gdzie na pewno szybko znajdzie pracę, wynajmie coś małego, przecież nie potrzebował dużo, doskonale przez lata radził sobie w tym malutkim pokoiku, który zajmował, a następnie pójdzie na studia. Na pewno go tam przyjmą, przecież skończył szkołę i zawsze dobrze się uczył.

Inside these pages you just hold meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz