XXVIII - Podróż

670 81 12
                                    

Moim powołaniem zdecydowanie jest gipsowanie ścian i odkuwanie płytek. Ekstra zajęcie 😁




Louis wcześnie obudził Harry'ego. Zjedli śniadanie, pożegnali się z przyjaciółmi, po czym Harry dostał mapę i wyruszyli w drogę. Przesiedział dosłownie całą drogę do Nowego Jorku z nosem przyklejonym do szyby, podziwiając świat i zajadając co jakiś czas kanapki, które Niall zrobił im na drogę, a do których dostali jeszcze termos z ciepłą kawą i drugi z herbatą.

Po kilku godzinach jazdy dotarli do miasta, gdzie Louis od razu pojechał do człowieka, z którym wczoraj rozmawiał. Właśnie w tym momencie młodszy znowu poważnie zaczął się bać i zdecydowanie przestał zwracać uwagę na otaczające go budynki. Tak wielkie, że nawet sobie nie wyobrażał.

– Chodź – powiedział szatyn, kiedy w końcu zaparkował samochód przed dość dobrze znanym mu budynkiem.

– A jeśli się nie uda? – zapytał od razu Harry.

Louis tylko rzucił mu pełne politowania spojrzenie i wysiadł z auta, biorąc ze sobą wszystkie potrzebne dokumenty. W głębi ducha sam bał się, że może się nie udać, ale starał się być dobrej myśli. Harry również wysiadł i podeptał za szatynem, a żołądek dosłownie podchodził mu do gardła. Starał się trzymać blisko, żeby się nie zgubić i nie narobić więcej problemów, ale jeszcze nie widział tak wielkiego urzędu.

Louis rozmawiał z kilkoma osobami i Harry miał wrażenie, że po kilku minutach w końcu trafili pod właściwe okienko.

– Witaj, Bruce – powiedział do siedzącego za szybą mężczyzny, a ten od razu podniósł wzrok, po czym ukradkiem zerknął na zegarek.

– Louis – odpowiedział i Harry'emu jego ton wydawał się całkowicie przesłodzony. – O czasie – zaśmiał się.

Styles skrzywił się lekko, już wiedział, że go nie lubił, ale jeśli ten człowiek miał być ich ostatnią nadzieją...

– Potrzebuję paszport i to zaraz – oznajmił szatyn, a tamten uśmiechnął się lekko. – Dla niego – dodał, przyciągając Harry'ego bliżej, na co młodszy od razu się zarumienił.

– Jak już mówiłem, nie wiem, czy coś da się zrobić. Na paszport zawsze trzeba czekać, wyrobienie go nie trwa chwili.

Louis pogrzebał w teczce z dokumentami i wyciągnął z niej grubą kopertę, po czym położył przy okienku i przesunął w stronę mężczyzny.

– Jesteś pewien? – zapytał.

Bruce rozejrzał się szybko i zabrał pakunek, po czym zerknął do środka, a Harry miał ochotę zwymiotować, widząc tak gruby plik banknotów. Przecież on nigdy nie będzie w stanie oddać tego Louisowi.

– Louis – odezwał się cicho, chcąc go powstrzymać, jednak ten uciszył go machnięciem dłoni i nie spuszczał wzroku z Bruce'a.

– Myślę, że coś jednak da się zrobić – odpowiedział mężczyzna. – Violet! – krzyknął. – Chodź tutaj natychmiast. Potrzebujemy paszportu dla tego pana – dodał, kiedy kobieta podeszła bliżej.

– Na kiedy? – zapytała.

– Na wczoraj, kochana – odpowiedział Bruce, wyciągając z koperty kilka banknotów i wkładając jej za bluzkę, przez co Harry znowu poczuł obrzydzenie. Czy większość ludzi naprawdę taka była?

– Och, oczywiście – powiedziała od razu. – Proszę za mną.




Harry spędził w tym urzędzie z Louisem dobrą godzinę, ale nie miał pojęcia czy to wszystko się udało, bo wyszli stamtąd z niczym, za to pełen optymizmu szatyn zabrał go na zwiedzanie Nowego Jorku. Mieli w planie zobaczyć panoramę miasta z najwyższego budynku, odwiedzić Statuę Wolności, a nawet przejazd metrem, czego Harry akurat trochę się bał, bo nigdy tego nie robił, a po tym wszystkim mieli zamiar odpocząć w domu trójki przyjaciół.

– Od czego zaczynamy? – zapytał Tomlinson, idąc chodnikiem obok Harry'ego, który rozglądał się dookoła. Musiał go pilnować, żeby czasami mu się nie zgubił, bo był tak zafascynowany okolicą, że nie wiedział, na co patrzeć. Nie dziwił mu się jednak, w końcu pierwszy raz był w tak wielkim mieście i to jeszcze w Nowym Jorku. Ale przecież to był dopiero początek jego przygód, już on o to zadba.

Harry spojrzał na niego zdezorientowany.

– Nie mam pojęcia – odpowiedział, na co Louis uśmiechnął się lekko.

– W takim razie chodź – powiedział i ruszył w stronę metra, żeby pojechać w kierunku Statuy Wolności. To będzie pierwsza z kilku atrakcji, mieli wystarczająco dużo czasu do wieczora.

I Harry tak naprawdę z każdą chwilą był coraz bardziej zafascynowany tym miastem, zapominając w pewnym sensie o paszporcie. Nie żałował, że tutaj przyjechał. Louis nawet kupił mu aparat i kilka filmów, żeby mógł robić zdjęcia wszystkiemu, czemu tylko zapragnie, a kiedy wreszcie wrócili, Harry był wykończony, do tego nogi bolały go tak bardzo, że ledwie był w stanie chodzić. Mimo to i tak musiał jeszcze zobaczyć to mieszkanie, które było kolorowe i pełne różnych struktur i materiałów. Mógł spędzić całe dnie na dotykaniu ich. Były tak różne i fascynowały go.

Podskoczył ze strachu, kiedy ktoś załomotał w drzwi, a Louis od razu poszedł otworzyć.

– Widziałem, że już jesteście. Bruce zostawił to dla was – powiedział chłopak. – Dawno cię nie widziałem, Louis, ponoć mieszkasz na wsi.

– Witaj, Shawn – powiedział Tomlinson, odbierając od niego kopertę. – Poznaj Harry'ego – dodał, podchodząc razem z nim do młodszego. – To Shawn, opiekuje się mieszkaniem pod nieobecność chłopaków.

Harry przywitał się, rumieniąc lekko, jednak Shawn nie miał zamiaru zostawać u nich na długo, twierdząc, że muszą wypocząć przed podróżą i Louis był dokładnie tego samego zdania. Odprowadził chłopaka, po czym wrócił do Harry'ego.

– Powinieneś odpocząć – odezwał się. – Jutro naprawdę wcześnie mamy samolot.

– To paszport? – zapytał młodszy, zupełnie ignorując słowa Louisa.

Szatyn otworzył kopertę, którą nadal trzymał w dłoni i podał paszport Harry'emu.

– Masz pięć minut, żeby go obejrzeć, potem idziesz spać. Nie żartuję, wstajemy wcześniej, niż dzisiaj – powiedział i pochylił się, żeby pocałować młodszego. – Pięć minut – powtórzył, po czym poszedł do walizek, żeby wyciągnąć sobie piżamę i przygotować wszystko na jutro. Rano nawet nie będzie miał na to czasu, bo nie dość, że wstawali wcześnie, to jeszcze musieli dotrzeć na lotnisko i załatwić tam wszystkie formalności, a on dobrze wiedział, że Nowy Jork potrafił robić na złość, kiedy się spieszyło.

Harry otworzył paszport i coś ścisnęło go w żołądku. Udało się i naprawdę jutro lecieli do Paryża. Bał się latać, nigdy tego nie robił, ale to się działo i jutro miał wsiąść do prawdziwego samolotu. A jeśli spanikuje?

Przyjrzał się swojemu zdjęciu. Był naprawdę podekscytowany, bo to jego drugi poważny dokument w życiu. Dokument, który upoważniał go do podróżowania po całym świecie. On i dowód osobisty świadczyły o jego uwolnieniu się od ojca. Dzięki Louisowi zaczynał o nim powoli zapominać, chociaż wiedział, że nigdy tak do końca tego nie zrobi przez wystarczająco dużo blizn na jego ciele.

Louis wstał i podszedł do niego, po czym wyciągnął rękę i Harry oddał mu paszport.

– Przyszykuj sobie rzeczy na jutro, a ja się w tym czasie wykąpię – powiedział.

– Louis, ja naprawdę boję się latać.

– Uwierz mi, to wcale nie jest straszne. Najpierw uniesiemy się w górę, może lekko zatrząść i to wszystko.

– A jeśli samolot spadnie? – dopytał Harry.

– Nie spadnie – odpowiedział Louis i pocałował go krótko, a Harry uśmiechnął się lekko. Da radę, prawda?

– Będziemy mieli jeszcze trochę czasu po powrocie, żeby pozwiedzać resztę Nowego Jorku? – zapytał za bardzo ciekawy tego miasta.

– Jeśli chcesz, możemy tutaj zostać kilka dni – odpowiedział mu szatyn. – Ale wierz mi, główne atrakcje już widziałeś. Nie ma tu nic szczególnego oprócz wieżowców i betonu. Chyba że zrobimy sobie piknik w Central Parku.

Harry pokiwał głową wyraźnie rozochocony. Tam nie był, a słyszał o tym miejscu i ponoć było ogromne. Nie miał nic przeciwko, żeby tam się wybrać.

Podskoczył przestraszony po raz kolejny dzisiaj, kiedy nagle rozdzwonił się telefon i Louis poszedł odebrać. Spodziewał się, kto to może być i nie mylił się, słysząc po drugiej stronie głos Nialla, który od razu zaczął go wypytywać, czy udało im się wszystko załatwić.

– Spokojnie – zaśmiał się szatyn. – Melduję, że mamy paszport i jutro wylatujemy do Paryża – oznajmił, uśmiechając się do młodszego, który patrzył na niego uważnie.

Louis był dla niego zdecydowanie za dobry, ale gdyby nie on, to nadal tkwiłby w tej zapadłej dziurze, a jego ojciec biłby go za każdym razem, kiedy tylko tego zapragnął. Ciekawe, co by powiedział, gdyby dowiedział się, że jego syn, ten bezużyteczny i nic nie wart, był właśnie w Nowym Jorku. Harry uśmiechnął się do siebie na samą myśl. W tym momencie czuł, że może naprawdę wiele osiągnąć, nawet zwojować cały świat.

– Masz pozdrowienia od chłopaków – przerwał jego rozmyślania Louis i Harry podziękował grzecznie. Zdecydowanie zapomniał, że miał się przygotować na jutro.

Inside these pages you just hold meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz