Więc...
Rozdział z małym opóźnieniem, bo od kilku dni skupiam się głównie na sytuacji związanej z tym całym koronawirusem. Irytował mnie, ale odkąd wpieprzył się z butami w moje plany, to całkowicie mnie wkurwił, dlatego Kochani proszę Was, żebyście siedzieli w domu na dupce, myli rączki i starali się nie narażać siebie i swoich bliskich. Niech to gówno zdechnie i nie krzyżuje planów nam wszystkim!
Pewnie zauważyliście, że od jakiegoś czasu odliczałam dni do 23 marca. I w związku z tym, oraz tym, jak niektórzy mają nieodpowiedzialne podejście, proszę Was, żebyście wsparli naszą małą akcję na tt. Niby Anglia zaczyna myśleć, ale nie zaszkodzi, jeśli dorzucicie jakiegoś tweeta. Staramy się przełożyć koncerty Louisa na termin, kiedy będzie bezpiecznie. Byłybyśmy wdzięczne ❤️
#LouisRescheduleUK
Edit: misja zakończona sukcesem ^ 😍
Życie w tej małej miejscowości płynęło naprawdę leniwie i kolejnym ważnym wydarzeniem dla Harry'ego i Louisa było zdjęcie gipsu, które naprawdę było zabawne, kiedy Harry ponownie uczył się chodzić i co chwilę lądował w ramionach szatyna. Przynajmniej na początku, bo szybko przypomniał sobie, jak to jest chodzić bez kul. Był naprawdę szczęśliwy, kiedy nie musiał się już z nimi męczyć i mógł swobodnie poruszać się po domu i podwórku, i chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo za tym wszystkim tęsknił.
Wyszedł na podwórko natychmiast, kiedy tylko opanował nieprzewracanie się, a Louis w razie czego ruszył za nim. Wolał, żeby Harry już drugi raz się nie połamał, zwłaszcza że mieli ruszyć w małą podróż. Z tego też względu powinien niedługo ponownie ściągnąć tutaj swoich przyjaciół, przecież w tym czasie ktoś musiał zająć się domem i zwierzętami.
– Harry, pamiętasz, że niedługo pojedziemy – przypomniał Tomlinson, idąc za chłopakiem, ten jednak zignorował go, zatrzymując swój wzrok na cadillacu Louisa.
– Nigdy nie jeździłem samochodem – odezwał się, po czym odwrócił do starszego. – To trudne?
Szatyn zaśmiał się od razu i poszedł do auta, otworzył drzwi od strony kierowcy i zaprosił Harry'ego do środka. Ten nieśmiało usiadł za kierownicą, a Louis pochylił się i cmoknął go w policzek.
– Pójdę po kluczyki – powiedział i zostawił młodszego na chwilę.
Wszedł do domu, gdzie w salonie, obok różnych kluczy wisiały również kluczyki od samochodu, wziął je i wrócił do młodszego, po czym usiadł obok na miejscu pasażera. Podał Harry'emu kluczyki, a ten wziął je niepewnie.
– Ja nie umiem – powiedział.
– Nauczysz się, to nie jest trudne – odpowiedział Tomlinson, uśmiechając się automatycznie na widok przerażonej miny chłopaka. – Musisz włożyć kluczyk do stacyjki – poinformował, biorąc dłoń młodszego w swoją i kierując w odpowiednie miejsce.
Harry włożył kluczyk, jednak nic się nie stało. Nie miał żadnego doświadczenia z samochodami. Jego, pożal się Boże, rodzice nie wpuszczali go do swojego w obawie, że coś zepsuje lub pobrudzi, więc chyba w swoim życiu siedział w samochodzie po raz pierwszy. Spojrzał pytająco na Louisa, licząc, że ten coś mu podpowie.
– Nogę na sprzęgło – odezwał się szatyn. – Trochę obok – zaśmiał się, wskazując Harry'emu odpowiedni pedał, a ten położył na nim stopę. – Teraz przekręć.
Młodszy zrobił to trochę ze strachem, ale wtedy samochód odpalił i Harry cofnął się odruchowo przerażony, wbijając w siedzenie.
– Nogę tam, gdzie była – upomniał Tomlinson, więc Harry ponownie położył stopę na jednym z pedałów. – Tutaj masz biegi – oznajmił i złapał jego dłoń, żeby położyć ją w odpowiednim miejscu. I Harry nie miał pojęcia, co zrobił, ale po chwili starszy wskazał mu kolejny pedał. – Teraz możesz ruszać. Naciśnij go powoli i puść tamten.
Młodszy zrobił to i samochód szarpnął do przodu, po czym zgasł.
– Przepraszam – powiedział od razu, licząc, że niczego nie zepsuł, a Louis się na niego nie wścieknie.
– Nic się nie stało, po prostu nie panikuj. Jeszcze raz – nakazał.
Harry pokiwał głową, upewniając się jeszcze, że szatyn na pewno nie jest na niego zły, po czym znowu odpalił samochód i tym razem udało mu się przejechać kilka metrów po podwórku. Louis pomógł mu skręcić i Harry'emu naprawdę się to spodobało. Oczywiście nigdy w życiu nie wyobrażał sobie, że byłby w stanie wyjechać na drogę, gdzie były inne samochody, ale takie jeżdżenie po podwórku było rewelacyjne.
Zatrzymał się i spojrzał na szatyna, szczerząc zęby, a ten od razu odwzajemnił uśmiech, żeby za chwilę pochylić się i pocałować lekko młodszego.
Harry ostatnio nie zrobił ponownie niczego głupiego, a Louis starał się jak mógł przekonać go, że nie jest niczym złym, że się kochają i wydawało mu się, że powoli to odnosiło jakieś skutki. Co prawda nie raz widział, że młodszy jeszcze ma mętlik w głowie, jednak długie rozmowy między nimi i zdecydowane ograniczenie ich kontaktów przez Louisa zaczynały sprawiać, że to Harry przybliżał się i otwierał przed nim coraz bardziej. Kiedy Louis nie naciskał, Harry nabierał do niego zaufania.
Ale najważniejsze było to, że na razie nie przychodziły mu do głowy żadne głupie pomysły i Tomlinson miał ogromną nadzieję, że już nie przyjdą, a tamten wybryk był tylko jednorazowym atakiem paniki.
Harry uśmiechnął się lekko, przygryzając wargę, kiedy szatyn odsunął się od niego i jak zwykle spłonął rumieńcem. Nie jego wina, że zawsze reagował tak na swojego pracodawcę czy kim on teraz dla niego był. Właściwie Harry tego nie wiedział. Nie miał pojęcia, kim dla siebie byli, ale miał cichą nadzieję, mimo tego całego strachu, który odczuwał, że stworzą coś więcej. W końcu Louis powiedział już, że go kochał.
– Jeszcze raz? – zapytał szatyn, wskazując na kierownicę, a Harry od razu pokiwał ochoczo głową. – Spodobało ci się, co? – zaśmiał się Tomlinson.
– To przyjemne – stwierdził chłopak, ale tak właśnie było. Jazda samochodem po podwórku sprawiała, że czuł przyjemne łaskotanie w brzuchu.
– Pojadę po zakupy – oznajmił Harry, kiedy powoli zaczynał robić się wieczór, jednak gdy chciał przygotować kolację, okazało się, że lodówka zaczęła świecić pustkami.
Louis przytaknął.
– Dam ci pieniądze – odpowiedział i poszedł na piętro do gabinetu, żeby zaraz wrócić z plikiem banknotów, które wręczył młodszemu.
Harry zawahał się przez moment, jednak wziął je, bo przecież za coś musiał kupić jedzenie, po czym wyszedł na zewnątrz, biorąc ze sobą torbę i od razu ruszył w kierunku stodoły, skąd wyciągnął stary rower, wsiadł na niego i po chwili łapania równowagi ruszył przed siebie. Na rowerze też dawno nie jeździł, z reguły chodził piechotą.
Szybko wyjechał za bramę na główną drogę i ruszył w kierunku sklepu. Miał spory kawałek do przejechania, więc zajmie mu to kilka minut, liczył jednak, że jeszcze zdąży przed zamknięciem.
Wokół było praktycznie pusto i Harry nie ukrywał, że było mu to na rękę. Nie lubił ludzi, zwłaszcza tych stąd, którzy zawsze go wyśmiewali.
W ciągu kilku minut dojechał na miejsce i zostawił rower pod sklepem oparty o ścianę, wziął swoją torbę i wszedł do środka.
– Dzień dobry – przywitał się z ekspedientką, ale ta nawet nie odpowiedziała.
Nie przejął się tym za bardzo, przecież zawsze tutaj tak było, ale on, w porównaniu do tych wszystkich ludzi, był kulturalny. Zajął się zakupami i wziął kilka potrzebnych rzeczy, po czym zapłacił, zapakował wszystko do torby i jak zawsze kulturalnie się pożegnał, a następnie wyszedł. Powiesił torbę na kierownicę i teraz już bez pośpiechu ruszył w kierunku domu.
Chyba mógł już po części nazywać swoim dom Louisa, w końcu mieszkał w nim już od paru tygodni. Jedyne, co mu przeszkadzało w tej całej sytuacji to to, że szatyn nadal płacił mu, jakby Harry dla niego pracował, a przecież on od kilku tygodni nie robił zupełnie nic. Dobrze wiedział, że tamten wkładał mu pieniądze do puszki. Zaglądał tam, chcąc zobaczyć, ile będzie miał na podróż i naprawdę był zaskoczony ich ilością. Nie tyle zapamiętał.
Jechał powoli między schludnymi domami, rozkoszując się przyjemnym, wieczornym, wiosennym powietrzem do czasu, aż o mało nie przewrócił się, zauważając idącą po chodniku grupę chłopaków z jego dawnej szkoły. Miał nadzieję, że go nie zauważą, więc spuścił wzrok i przyspieszył od razu. Liczył, że na rowerze uda mu się przemknąć, ale zatrzymał się gwałtownie, kiedy nagle jeden z nich wyrósł przed nim.
– Styles – odezwał się. – Gdzie ty się podziewasz, nieudaczniku?
– Puśćcie mnie – odpowiedział od razu Harry, czując, że otaczało go coraz więcej z nich.
– To prawda, co mówią ludzie? Że teraz masz bogatego kochanka? – usłyszał i jego serce o mało nie stanęło ze strachu. – Oczywiście, że to prawda – powiedział tamten i pociągnął rękaw koszuli, którą Harry miał na sobie, a która była prezentem od Nialla, tak, że się rozdarł.
– Zostawcie mnie – odezwał się, odpychając od siebie chłopaka i jak najszybciej próbując odjechać.
O mało się nie przewrócił, ale pedałował ile sił w nogach, a oni gonili go jeszcze chwilę, po czym Harry usłyszał ostrzegawcze „jeszcze się spotkamy".
Nie zwolnił, póki nie był przed domem szatyna. Rzucił rower w kąt i wbiegł do kuchni, a Louis szybko ruszył przez podwórko, rezygnując na moment z próby wcześniejszego wepchnięcia kur do kurnika, które uparcie starały się tam nie wejść. Otworzył kuchenne drzwi, zastając roztrzęsionego chłopaka w środku.
– Harry, co się stało? – zapytał.
– N-nic – odpowiedział od razu młodszy.
– Przecież widzę – powiedział, po czym podszedł i przytulił go.
Miał nadzieję, że Harry zaraz się uspokoi i wszystko mu opowie, ale widział, że to było coś na tyle poważnego, że najprawdopodobniej będzie musiał zadziałać.
CZYTASZ
Inside these pages you just hold me
Fanfiction[[ Inside these pages you just hold me - część 1 ]] Była wiosna 1964 roku, kiedy Louis wprowadził się do ogromnego domu w niewielkiej miejscowości na wschodzie USA, razem w XVII wiecznym dworkiem dostając dwa konie, pięć kotów, szesnaście kur, kogu...