Idziesz sobie do babci, a ta ci funduje degustację nalewek 🙄
Więc... Wydaje mi się, że ten rozdział jest ok, pisałam na trzeźwo, ale teraz za bardzo błędów nie widzę 😂
Harry z dnia na dzień czuł się coraz lepiej i to może trochę przez to, że w domu dosłownie tętniło życiem. Uśmiechał się na samą myśl, kiedy przypominał sobie kłótnie pana Horana z jego ukochanymi i tak, chyba to zaakceptował, a przynajmniej radził sobie coraz lepiej. Pan Tomlinson opiekował się nim naprawdę dobrze i był mu za to ogromnie wdzięczny, chociaż i tak, zamiast odpoczywać w sypialni, wolał spędzać czas na obserwowaniu pracujących tutaj mężczyzn i przekomarzających się ze sobą co chwila, chociaż czasami zaszywał się gdzieś z kolejną książką.
Tak właśnie miało być i tym razem, bo na dworze była taka piękna pogoda, że miał zamiar spędzić tam trochę czasu razem z kurczakami, Rozalią, Hectorem i innymi zwierzętami, których już mu brakowało i oczywiście z Jonathanem Westem.
Pan Tomlinson kupił mu kule, więc człapał właśnie ze swojej sypialni, rozkoszując się jednocześnie jedną z czekoladek od pana Nialla, w kierunku gabinetu szatyna. Chodzenie o kulach szło mu coraz lepiej, a i jego głowa nie pulsowała też tak okropnie, jak jeszcze kilka dni temu. I Harry skłamałby, że nie czuł się tutaj każdego kolejnego dnia coraz bardziej spokojny. Już nie musiał się bać najmniejszego szmeru za drzwiami.
Zapukał do drzwi, sprawdzając, czy pan Tomlinson był w środku, jednak nie otrzymał odpowiedzi, więc po prostu tam wszedł. Od razu pokręcił głową, widząc, jaki bałagan tutaj panował. Czasami słyszał stukanie maszyny do pisania, ale najwyraźniej pan Tomlinson ostatnio na coś się wściekł, skoro porozrzucał tutaj tyle kartek.
Harry niezdarnie spróbował się schylić, o mało nie upadając, żeby podnieść te, które leżały prosto pod jego stopami, nie chciał ich podeptać, idąc po książkę. Jakimś cudem udało mu się je sięgnąć i wyprostował się powoli, chciał odłożyć je na biurko, ale właśnie wtedy w oczy rzuciło mu się kilka znajomych słów.
...słynny Jonathan West zawitał do mojego kraju – przeczytał.
– Harry? – usłyszał i natychmiast odrzucił kartki na biurko. – O, tutaj jesteś. Wspaniale. Dam ci pieniądze za ten tydzień – oznajmił Louis, wchodząc do gabinetu.
– Ale ja przecież nie pracowałem – odezwał się młodszy.
Louis jednak całkowicie go zignorował i podszedł do biurka, gdzie w kasetce trzymał część pieniędzy, po czym odliczył odpowiednią ilość i podał Harry'emu.
– Włożyć je? – zapytał, kiedy zauważył, że ten ledwie stoi podpierając się na dwóch kulach, po czym od razu podszedł do szafki, na której stała puszka Harry'ego.
– Ale proszę pana, ja nie pracowałem – powiedział jeszcze raz Styles.
– Harry – westchnął Louis i odwrócił się, żeby przysunąć sobie krzesło, dopiero wtedy dostrzegł kartki. Kartki, które, był przekonany, leżały na podłodze, kiedy był tutaj po raz ostatni. Spojrzał na Harry'ego i już wiedział, kiedy widział przerażenie w jego zielonych oczach, które Louis swoją drogą bardzo lubił. – Czytałeś to? – zapytał, chociaż i tak widział po młodszym, że to zrobił.
– Ja... – zająknął się Harry. Powinien przeprosić. – To pan, prawda? Pan jest Tiwardasem Mole.
– Harry, jeśli powiesz o tym komuś... – zaczął Tomlinson.
– Żartuje pan? Nigdy w życiu. Boże, nie mogę uwierzyć, że to naprawdę pan. Kiedy to wszystko czytałem, ja... Marzyłem o tym, żeby pana spotkać. Jest pan wybitnym pisarzem.
CZYTASZ
Inside these pages you just hold me
Fanfiction[[ Inside these pages you just hold me - część 1 ]] Była wiosna 1964 roku, kiedy Louis wprowadził się do ogromnego domu w niewielkiej miejscowości na wschodzie USA, razem w XVII wiecznym dworkiem dostając dwa konie, pięć kotów, szesnaście kur, kogu...