Cinco

4.4K 443 70
                                    

Po akcji ratowania ręki Deku, Eri zasnęła i po długich namowach, Katsuki zgodził się użyczyć jej swojego łóżka. Gdy byli przyjaciele zostali sami i na dobre uspokoili emocje, Izuku zgiął się w pół i złapał za ramię. Bakugou drgnął sfrustrowany swoją niemocą w obliczu takiej sytuacji. Podejrzewał, że nie wszystkie kawałki kości wróciły na swoje miejsce.

- Oi, Deku...

Midoriya uniósł wzrok na blondyna. Gdy grzywka całkowicie odsłoniła mu oczy, Katsuki dostrzegł w nich łzy. Piegowaty za wszelką cenę starał się je powstrzymać, ale już po chwili po jego twarzy spływały ciepłe i duże krople. Bakugou zdenerwował ten widok, był święcie przekonany, że to ból nie daje mu spokoju, ale oh, jakże się mylił. To był moment, w którym Izuku się załamał. I zrobił to przed swoim rywalem.

- Deku...

Warknął niebezpiecznie Katsuki, ale ucichł, gdy Izuku potrząsnął głową, niemo zakazując mu mówić. Prychnął nieźle wkurzony, ale pozwolił mu pierwszemu dojść do słowa.

- Kacchan... Ja tak dłużej nie mogę.

Bakugou wyprostował się i wbił spojrzenie w zielonowłosego. Czyżby chłopak sam powiedział, o co w tym wszystkim do cholery chodzi?

- To wszystko... To wszystko... To wina Chisakiego... To wszystko... Jestem przerażony. Nie mam tyle mocy... Tyle wiary... Nie mam już nic do oddania...

Katsuki słuchał w milczeniu pochlipywań niższego kolegi i ze zdumieniem obserwował, jak rozmowa całkowicie zmienia tor. On nie miał się dowiedzieć, co się stało, on właśnie słuchał, do czego to doprowadziło – co zrobiło z tym optymistycznym i pełnym życia człowiekiem.

- Kacchan! Ja... Ja... - ucichł, szepnął bardzo słabo – Ja go nienawidzę.

Katsuki zamarł. Zapłakane, przerażone zielone oczy spojrzały w twarz Bakugou. Poczuł się przygnieciony tym wzrokiem. Był w stanie dotknąć ciężaru, jakim dzielił się z nim Deku, był przerażony jego wielkością. Izuku Midoriya właśnie wyznał, że kogoś nienawidzi, co jest równoznaczne z tym, że...

- Tak, Katsuki. Gdybym go spotkał... Byłbym w stanie go zabić.

Zszokowany Blondyn otrząsnął się z zamyślenia. Izuku idealnie odczytał z jego twarzy, co chodzi mu po głowie, ale nie to było przerażające. On naprawdę to powiedział.

- Nie gadaj tak, głupi nerdzie! Bohater teg-!
- I to mnie przeraża, Kacchan. Bohater nie powinien tak myśleć... N-nie... Nie powinien... C-czy ja... Ja...

Nastała chwila ciszy, po której Izuku rozpłakał się na dobre. Miotał się na fotelu, wyszarpując sobie włosy. Katsuki siedział przez chwilę, bezradnie wpatrzony w swojego... kogo? Czy miał prawo nazwać go chociaż kolegą? Znajomym? To, co rozgrywało się przed nim, uświadomiło mu, jak bardzo był ślepy przez ten czas. Jak wiele brakuje mu do zostania bohaterem. Przez chwilę przemknęła mu myśl, by przytulić piegowatego, ale czy miał prawo?

- Izuku?

Oboje spojrzeli na zaspaną Eri, stojącą na schodach. Katsuki spojrzał na reakcję Deku, która jeszcze bardziej nim wstrząsnęła. Zielonooki gorączkowo starał się nad sobą zapanować. Czy to na to czekał? Na osobę, przed którą nie będzie się bał płakać?  Na kogoś, kto nie widzi w nim tylko silnego i odważnego faceta? Co to znaczy? Bakugou nie rozumiał.
Eri w jednej chwili znalazła się przy Izuku i objęła go najmocniej, jak tylko potrafiła. Drżała na całym ciele, widząc jego ból.

- Deku... Dalej boli Cię ręka? Naprawię ją, obiecuję, ale proszę... Nie płacz już.
- E-eri-chan, już nie boli... Świetnie... Się wcześniej spisałaś. Ale teraz, proszę... Połóż się jeszcze... Jest... późno...

Dziewczynka nie śmiała się kłócić. Pokornie udała się na górę, co chwilę oglądając się na Izuku. Kiedy zniknęła w sypialni, Midoriya wstał.

- Pójdę... U-uspokoić się do łazienki.

Katsukiemu dosłownie sekundę zajęło zatrzymanie niższego chłopaka. Złapał go za nadgarstek i brutalnie przyciągnął do siebie, a przy tym zamknął piegowatego w szczelnym uścisku. Przez dłuższą chwilę nie było żadnego odzewu. Tak, jakby przytulając Midoriyę, zabił go. Tak też przez moment myślał. Jednak już po chwili poczuł, jak dłonie Izuku niepewnie suną w górę po jego plecach, by ostatecznie zacisnąć się na jego koszulce. Głośny płacz przytłumiły silne ramiona Katsukiego, który pierwszy raz od dłuższego czasu poczuł się w ten sposób – jak prawdziwy bohater. Jeszcze bardziej zacisnął uścisk wokół drobniejszego chłopaka. To było niesamowite.
Nie wiedzieli, ile tak stali. Nie czuli, jak drętwieją im ręce, nie czuli bólu nóg. Teraz liczyło się dla nich tylko to, że na powrót mają tego drugiego. To Izuku pierwszy opuścił dłonie, dając tym samym znak, że już jest lepiej. Trochę zirytowało to Katsukiego, który mógłby postać tak jeszcze co najmniej pięć minut, ale to wzbogaciło go o kolejne doświadczenie. Z tak bliska twarz Midoriyi wydawała się być zupełnie inna. Nie potrafił tego opisać. Ułamek chwili, w którym zielone tęczówki spotkały te czerwone był piorunujący. Bakugou niemiłosiernie zdenerwowały łzy, które częściowo przysłoniły mu ten widok.

- Nie wyj.

Deku zarumienił się zażenowany, ale zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek innego. Uśmiechnął się tylko delikatnie i opadł na dywan. Przestraszony w pierwszej chwili blondyn już chciał go łapać, ale kiedy zobaczył, że nic się nie dzieje, warknął wściekle.

- Debilu! Po takich akcjach nie strasz mnie, do cholery! I gdzie jakiekolwiek zasrane „dziękuję"?! Ty głupi nerdzie!

Izuku zaśmiał się delikatnie, na co Katsuki wytrzeszczył oczy. Czyżby ten jeden uścisk puścił wszystko co było w niepamięć?

Change [bakudeku]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz