8.

1K 43 6
                                    

*** Pov. Tony


- Dlaczego mi to robisz??! Co?! Twój ojciec zabił moich rodziców! Mnie porwali!! A ty siedziałeś sobie w domku, a ja walczyłam o życie. O życie, które twoja rodzina zniszczyła mi na samym starcie! Teraz kiedy zaczynam od początku, znowu musisz wszystko zniszczyć! Przekaż temu mordercy, że nie przyjmuję stażu, ani nic! Nie chcę mieć z waszą rodziną nic wspólnego!!! Bo cierpię wtedy za każdym razem!!! Pozdrów Jamesa ode mnie i powiedz, żeby się nie martwił. Kochałam Cię i twoją rodzinę, ale wy tylko niszczycie!- powiedziała Ann i wybiegła z ogrodu. Od razu pobiegłem za nią. Kiedy byłem parę kroków za nią. Złapał ją Rhodeys. Dziękowałem Bogu, ale jak się później okazało za szybko. Ann powiedziała coś James'owi, a wyraz twarzy mojego kumpla to było takie WHAT? Kiedy dobiegłem do nich, dziewczyna straciła przytomność. Złapałem ją w ostatnim momencie. Sprawdziłem puls. Ledwo wyczuwalny. Z prędkością dźwięku wybiegłem z Mią na rękach i wsadziłem ją do samochodu. Kiedy chciałem już odjeżdżać, do samochodu wpadł James. Jadąc do szpitala, złamałem chyba wszystkie możliwe zakazy i przepisy. Ale nie obchodziło mnie to, teraz liczyło się tylko, życie Ann. James, widząc moje zdenerwowanie, nie odezwał się ani słowem, ale było widać, że nad czymś mocno myśli. Po pięciu minutach byliśmy już w szpitalu. Lekarze od razu zajęli się Ann, mówiąc tylko, że jej stan jest ciężki i że będzie potrzebna operacja. Ja oparłem się tylko plecami o ścianę i zsunąłem się na ziemię. Chowając twarz w dłoniach, i zalewając się łzami. Moja mała Ann. Dopiero teraz zacząłem trawić wszystkie informacje, które mi wykrzyczała prosto w twarz. Powiedziała, że mój ojciec zabił jej rodziców, a to nie prawda. Znaczy po części. Wiem tylko tyle, że jej rodzice zginęli podczas akcji. Byli agentami T.A.R.C.Z.Y czy czegoś takiego. Zginęli faktycznie w wybuchu bomby mojego ojca, ale sami tego chcieli. Poświęcili się dla wszystkich niewinnych ludzi na świecie, a zwłaszcza Ann. Poprosili moich rodziców, żeby zajęli się Ann, oni oczywiście chcieli ich odwieść i d tego pomysłu, ale nie udało im się. Kiedy zginęli, tego samego dnia Ann, zaginęła. Powiedziała, że została porwana. Przez kogo? Co jej zrobili? Powiedziała, że mnie kochała i moją rodzinę. Jak mam to rozumieć? Jezu tyle niewiadomych. Jestem geniuszem, nie potrafię sobie poradzić, jeżeli w ciągu jakiegoś czasu nie odpowiem na jakąś niewiadomą. Z mojego zamyślenia wyciąga mnie siadający obok Rhodey.
- Tony? Czy to jest ....- głos mu się załamał.
- Tak Rhodey. To jest nasza mała Mia Anna Foster. - powiedziałem, wycierając łzy spływające mi po policzku.
- Ale jak? Minęło tyle czasu?
- Nie wiem stary. Nie wiem.
- Powiedziała mi, zanim straciła przytomność, że przeprasza za to, co stało się 10 lat temu, ale też, że historia lubi się powtarzać. Co to do cholery ma znaczyć?!- milczałem. Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Moje męczarnie, przerwał lekarz wychodzący z sali operacyjnej.
- Panie doktorze co z nią?- zapytałem zrozpaczony. Dopiero co ją odzyskałem, nie mogę jej teraz stracić. Nie pozwolę na to.
- Jej stan był ciężki. Doszło to poszerzenia prawej komory serca. Co spowodowało wylew krwi do klatki piersiowej. Podejrzewamy, że było to spowodowane za dużym stresem w ostatnim czasie.
- Ale już się okej?
- Jej stan jest stabilny. Ale jest w śpiączce farmakologicznej.
- Mogę ją zobaczyć. - wypaliłem od razu.
- Tak. Ale tylko na chwilę.
- Dziękuję panie doktorze.- lekarz tylko się uśmiechnął i poszedł dalej. Ja od razu poszedłem do sali, w której leżała Ann. Podszedłem do jej łóżka. Usiadłem na taborecie i złapałem za jej drobną rączkę. I zacząłem jej wszystko tłumaczyć.

Pov. Ann

Wszech ogarniającą mnie ciemność jest irytująca. Chcę otworzyć oczy, ale nie mogę, dochodzi do mnie tylko jakiś męski głos.
- Ann co oni ci zrobili? Przepraszam Cię za wszystko. To nie jest, tak jak myślisz. Mój ojciec owszem spuścił bombę na budynek, w którym byli twoi rodzice, ale to była ich decyzja. Byli tajnymi agentami i oddali, życie, żebyśmy mogli normalnie żyć, ale coś mi mówi, że ty nie żyłaś normalnie.- głos Tonego się załamał.- Powiedziałaś, że kiedyś mnie kochałaś, ja Cię kocham, od kiedy pamiętam. Proszę, nie opuszczaj mnie, po raz drugi. Już raz Cię straciłem, nie wytrzymam drugiego razu. - to nie może być prawda. Chcę się już obudzić. Moi rodzice nie byli, żadnymi agentami, chociaż to by wyjaśniało, dlaczego zawsze, kiedy wracali z pracy, byli ranni. Powoli otwieram oczy, ale szybko je zamykam, ponieważ oślepia mnie panującą tu jasność. Czuję czyjąś dłoń na swojej, więc ściskam ją lekko. I otwieram jeszcze raz oczy. Tony od razu zrywa się z miejsca i woła lekarza, a ja próbuję, sobie przypomnieć co się stało. Po chwili do sali wchodzi lekarz z pielęgniarką. Podchodzą do mnie i lekarz mnie bada. Wszystko jest okey, puki nie mówi, że muszę dostać zastrzyk. Wtedy zaczynam się rzucać, próbuje uciekać. Ale moje próby są daremne, nie mam siły, żeby się podnieść. Lekarz patrzy na mnie jak na wariatkę, a ja krzyczę na całe gardło.
- Tony! Proszę, pomóż mi! Nie pozwól im...- nie dokańczam, ponieważ czuję ukłucie w kark. I sztywnieje, czekam na ból, ale kiedy nie nadchodzi, otwieram oczy i widzę zmartwioną twarz Starka.
- Wszystko dobrze Ann?
- Tak, przepraszam.- powiedziałam zażenowana swoim zachowaniem. Przecież to szpital, a nie baza Hydry. A najgorsze jest to, że Tony będzie drążył temat.
- Ej. Mała nie masz za co przepraszać. - zwrócił się do mnie. Potem odwrócił się w stronę lekarza.- Coś jeszcze będzie jej pan dzisiaj robił?
- Nie. Proszę nie siedzieć za długo. Pani Ania musi odpocząć.
-Dobrze. Dziękuję za wszystko panie doktorze.- zwrócił się po raz ostatni do mężczyzny. Lekarz skwitował to tylko lekkim uśmiechem.
-Ann?- popatrzyłam w jego oczy. Te cudowne czekoladowe oczy. - Przemyślałem wszystko, co powiedziałaś i ....- nie dałam mu dokończyć, przyciskając palec wskazujący do jego ust. Dając mu znak, żeby nic już nie mówił.
- Słyszałam wszystko Tony. To jest trudne, ale wierzę Ci. Nie żywię już nienawiści do ciebie i twojej rodziny. Możemy być przyjaciółmi. Na nic innego nie licz. Minęło zbyt dużo czasu, wydarzyło się wiele rzeczy, które nie powinny mieć w ogóle miejsca. Jesteśmy teraz całkiem innymi ludźmi. Musimy przejść cały proces na nowo. I ...- nie dokończyłam, ponieważ tym razem to mnie ucieszył Stark.
- Nic już nie mów. Rozumiem. Będę czekał tyle ile będzie trzeba. Zrobię wszystko, żeby było tak jak kiedyś. Nie wiem, czy mi kiedyś zaufasz, ale wiedz, że moje uczucie do ciebie nie zmniejszyło się nawet ociupinkę. Nie ważne, jakim człowiekiem jesteś. Dobra, bo zaraz mnie stąd nie wypuszczą.
- Wpadnę jutro Mia. Odpoczywaj.- straciłam mowę po jego słowach. To było niepodobne do Starka. Kiedy chłopak chciał już iść, złapałam go za nadgarstek.
- Tony. Zostań proszę.- powiedziałam i posunęłam się robiąc mu miejsce na łóżku. Patrzył na mnie nie pewnie.
-Proszę.- zgodził się i wszedł powoli na łóżko. Położyłam się plecami do niego. Kiedy już się położył. Poczułam jak przysuwa mnie do swojego torsu i zamyka w szczelnym uścisku. Teraz czułam się bezpiecznie. To było jedno, z tych uczuć, których długo nie zaznałam.
- Dobranoc Tony.- powiedziałam mocniej się w niego wtulając.
- Dobranoc Ann. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Po kilku minutach odpłynęłam.



Korekta: 22.09.2020r.

Początek- Tony Stark [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz