21. Kolacja

545 23 29
                                    

Odkąd wróciliśmy do mojego mieszkania biegam po nim jak opętana. To szukając lokówki to prostownicy albo jakiejś pomadki czy innego kosmetyku. Mój towarzysz za to, czuje się jak u siebie. Leży rozwalony, jak pan i władca na włościach na MOIM łóżku z rękoma pod głową. Co swoją drogą uwydatnia jego ramiona. Cały czas obserwuję moją gonitwę, perfidnie się śmiejąc co chwilę z mojego niezdecydowania i mej nieporadność. Za co jak mamę kocham, kiedyś oberwie. Jestem właśnie w trakcie robienia makijażu na dzisiejszą kolacje. Nie powiem, że się nie stresuje, bo boję się jak cholera. Czuję się jakbym pierwszy raz miała poznać rodziców mojego mężczyzny. Przynajmniej tak mi się wydaje. W Hydrze nie było miejsca na takie coś jak miłość, a poza tym oni uważają uczucia za oznakę słabości. Wracając do moich uczuć. Wiem, że są one absurdalne, ponieważ znam tych ludzi od dziecka i mówiłam do nich ciocia i wujek, nie mogli zmienić się aż tak bardzo, ale dalej obawiam się ich reakcji na to wszystko. Moje rozmyślenia przerywają duże, silne, męskie dłonie na moich barkach.
- Gotowa? - jego oddech na mojej szyi przyprawia mnie o gęsia skórkę.
-Prawie, daj mi minutkę. Tylko się przebiorę i możemy jechać. - mówię wstając od toaletki i kierując się w stronę łazienki kręcąc biodrami. Wiedząc, że Tony obserwuję uważnie każdy mój ruch. Kiedy zamykałam za sobą drzwi od łazienki usłyszałam tylko jak głośno wypuszcza powietrze i szepcze.
- Ta kobieta kiedyś mnie zabije. - z uśmiechem na ustach szybko wkładam czarną do kolan spódnicę w nią wkładam białą koszulę z rękawami trzy czwarte. Ostatni guzik zostawiam rozpięty, na plecy zarzucam jeszcze czarną marynarkę. Uzupełnieniem mojego stroju są czarne niewysokie szpilki, które spełniają swoje zadanie, bo nie dość, że dodają mi kilka centymetrów wzrostu, to jeszcze optycznie wydłużają moje nogi. Na szyję i rękę idzie moja standardowa biżuteria. Jestem zadowolona z efektu, a nawet nie skromnie powiem, że wyszło lepiej niż się spodziewałam. Czym prędzej opuszczam łazienkę, chwytam swoją torebkę, upewniam się że wszystko co mi potrzebne znajduje się w środku. W przedpokoju czeka na mnie już Tony z moim płaszczem pomaga mi go założyć, po czym razem opuszczamy moje mieszkanie. Kierujemy się do auta które stoi przed blokiem. Jestem zdziwiona, kiedy nie dostrzegam okolicznych dzieciaków dookoła auta Starka, zważywszy na to, że to jeden z najnowszych modeli. Brunet jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi i poczekał aż spocznę, po czym ostrożnie zamknął drzwi. Nie minęły trzy sekundy a on już siedział obok, odpalając to cudo. Całą drogę spędziliśmy w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała mnie przed całkowitym odcięciem się od świata zewnętrznego, jest dłoń chłopaka na moim udzie, na którym kręci małe kółka kciukiem. Nie wiem ile tak jechaliśmy. Na pewno nie była to chwila, skoro już jesteśmy przed domem Starków. Obawa, która jeszcze w domu była niewielka, teraz urosła do astronomicznych rozmiarów. Jednak skoro powiedziało się "A" trzeba powiedzieć też "B". Nie zarejestrowałam nawet, kiedy brunet opuścił samochód i otworzył moje drzwi. Dopiero jego głos i dłoń wystawiona w moją stronę przywołały mi rezon. Nieśpiesznie  puściłam wnętrze ciepłego samochodu, wychodząc na mroźny grudniowy wieczór. Tony złączył nasze palce dodając mi tym otuchy i zyskując moją pełną uwagę.
- Pamiętaj,  że jestem cały czas obok. Okej? - w odpowiedzi pokiwałam tylko twierdząco głową.  - I wyluzuj trochę, bo zaraz mi tu zejdziesz. Przecież znasz ich, a oni ciebie. - mówi uśmiechając się lekko,  żeby dodać mi otuchy.
- A co jeśli zaczną zadawać niewygodne pytania?
- Poprostu nie odpowiadaj i kopnij mnie lekko pod stołem. A ja przejmę inicjatywę. Nie martw się już niczym. Wszystko będzie dobrze, zrozumiano? - nie dał mi odpowiedzieć. - Jestem z Tobą.

W ramach podziękowania muskam lekko jego wargi.  Mężczyzna próbuje pogłębić pocałunek, ale nie pozwalam mu na to, bo wszyscy wiemy, że skończylibyśmy na tylnych siedzeniach samochodu, a nie po to tyle czasu spędziłam przed lustrem. Odsuwam się powoli, na co on robi minę zbitego psa, na co mimo chodem się uśmiecham, a on widząc mój uśmiech, sam zaczyna się szczerzyć jak głupi do sera. Ponownie odnajduje moją dłoń i splata nasze palce razem i pewniejszym krokiem zmierzamy na spotkanie z rodzicami Tonego. Pewnie wypadałoby zapukać i poczekać, aż otworzą nam gospodarze. Jednak chłopak chyba ma inne zdanie, bo wchodzi jak do siebie, co w gruncie rzeczy ma sens bo tu mieszka, ale no. Kiedy zdążyliśmy zamknąć za sobą drzwi w progu przedpokoju już stała na oko piękna starsza kobieta. Wyglądała tak samo jak pięknie i gustownie jak ją zapamiętałam z tylko jedną drobną różnicą. Jej włosy przyozdobiła lekka siwizna. Jej uśmiech i sylwetka nawet po tylu latach dalej wyglądała nieskazitelnie. Brunet szybko ściąga swoją kurtkę i pomaga zdjąć mi mój płaszcz. Po czym pośpiesznie podchodzi do matki, przytulając ją na powitanie. Widać na pierwszy rzut oka, że bardzo ją kocha, a ona jego. Po chwili obok kobiety zjawia się mężczyzna, którego widziałam już dzisiaj. Tony wymienił z nim tylko uścisk dłoni, pod czujnym okiem rodzicielki. Po czym podchodzi do mnie, uśmiechając się w ten sposób zarezerwowany tylko dla mnie. Kładzie mi dłoń na dole pleców i delikatnie popycha w stronę małżeństwa.

Początek- Tony Stark [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz