5.

1.1K 54 8
                                    



Ten rozdział dedykuję trurriruri, żeby szybciej pojawiły się u niej kolejne rozdziały, które są dla mnie inspiracją ❤️❤️❤️

Siedząc z Evą w kawiarni koło klubu, mam pewne obawy. Czuję, że stanie się coś złego, ale wiem jak, boli złamanie obietnicy i nie mogę tego zrobić Tim'owi. Chociaż ogarnia mnie złość na samą myśl o Starkach. W aktach było tylko napisane, że rodzice zginęli podczas wybuchu najnowszej broni Howarda Starka, a najbardziej boli to, że jestem prawie pewne, że kiedyś rodzice byli blisko z "tą" rodziną. "Już minęło tyle czasu, tyle wymazywań pamięci, że już nawet nie pamiętam, jak wyglądali. Jedyne co mi po nich zostało to naszyjnik z inicjałami ich imion T.S.. Podejrzewam, że ten sen, który miałam to jedyne wspomnienie związane z tatą, którego nie wymazała mi Hydra. To oni po śmierci rodziców "opiekowali" się mną i szkolili, ale kiedy skończyłam 18 lat...- moje rozmyślania przerwała mi Eva, machając przed twarzą ręką.
- Ann! Ann! Obudź się!
- Eva, bo mi zaraz oczy powybijasz!- mówię z uśmiechem, a dziewczyna puszcza moją uwagę mimo uszu i patrzy to na zegarek, to na mnie. Chwilę mi zajęło, ogarnięcie, o co chodzi.
- Która godzina?-pytam spokojnie. Przecież jak się chwilę spóźnię, świat się nie zawali.
- 20:59. - mówi podekscytowana. Tylko z czego? Przecież to tylko durna impreza.
- Dobra, będę się zbierać. Dzięki za wszystko Ev. - mówię i przytulam się do niej. - Tylko nie zejdź mi tu na zawał, bo kto będzie mi robił najlepszą gorącą czekoladę.
- Ha ha ha. Dobra zmykaj już!
- Pa!
- Pa!
I wychodzę z kawiarni, kierując się pewnym krokiem w stronę klubu, gdzie przy wyjściu stoją dwa goryle.
- Dziś impreza zamknięta.- oznajmia jeden z małpiszonów.
- Wiem. Ja za zaproszeniem Antoniego Starka.
- Ma pani zaproszenie?
- Nie?
- Więc pani nie wpuszczę.
- Proszę zadzwonić do przełożonego!
- Nie będę dzwonić do kierownika i zawracać mu głowę jakąś dziwką.- prycha w moim kierunku. Już nie wytrzymałam. Włączył się we mnie moduł Hydry, ale nie mogę się wydać, nie teraz, kiedy wszystko wróciło do normy i żyję w miarę normalnie.
- Dobrze, sama zadzwonię do kierownika. - wyjmuję telefon i wybieram numer Tim'a. Odbiera po dwóch sygnałach.
- O hej Aniu! Gdzie jesteś?
- Cześć! Jest gdzieś koło Ciebie kretyn imieniem Anthony?- cedzę przez zęby.
- Jeszcze nie przyszedł. Coś się stało?
- Tak! Stało się. Ten kretyn nie dał mi jebanego zaproszenia i nie mogę wejść!- mówię wściekła, ale przerywa mi głos za mną.
- Coś nie tak panowie?
- O panie Stark! Ta pani chcę wejść, ale nie ma zaproszenia.- powiedział teraz potulnie jak baranek ten osioł.
- Panowie przecież wysłałem informację, że jedna pani będzie bez zaproszenia.
- Tak, ale...
- Nie ma żadnego "ale".- krzyknął Stark.
- Sorki Aniu! Miałem ci dać- nie dałam mu dokończyć.
- Zamknij się! Idę do domu, odechciało mi się zabawy. - rzuciłam.
- W takim razie idę z tobą!- słyszę za sobą. Co?
- Nie! Idę sama! - mówię, odwracając się błyskawicznie.
- Masz dwie opcję albo idę teraz z tobą i jesteś na mnie skazana, albo idziemy razem do klubu i się dobrze bawimy.
- Wybieram opcję trzecią i idę sama do domu.- mówię z figlarnym uśmieszkiem, żeby go zdezorientować.
- Widzę, że ja muszę zdecydować. - nie zdążył dokończyć, bo podbieg do nas Tim.
-Ann wszystko okej ?
- Tak dzięki.
- To, co idziemy do środka? Są już wszyscy. Czekamy tylko na was.
- Chętnie - opowiadam z uśmiechem, spoglądając na zdezorientowanych Starka.

*** 2 godziny później
Tańczymy wszyscy na parkiecie, świetnie się bawiąc. Może to wina alkoholu, ale zawsze miałam mocną głowę, więc może to za sprawą muzyki, którą skądś znałam. Kiedy puścili jakąś wolniejszą piosenkę, podeszłam do baru po kolejnego drinka. Kiedy usiadłam już przy barze, ktoś złapał za krzesło i obrócił w swoją stronę.
- Hej!- powiedział Tony.
- Już się widzieliśmy.- powiedziałam zirytowana, ale popatrzył na mnie z takim politowaniem jak zwykle robić dla mnie ktoś ważny. Tylko nie pamiętam znowuż kto.- No cześć.- powiedziałam już milej.
- Może drinka?
- Właściwie to po to przyszłam.
- No widzisz. Czytam Ci w myślach. Zamówiłem dwa. -powiedział i jedną szklanką podsunął w moją stronę, a ja chętnie wzięłam ją ze stołu i upiłam łyka. Ciecz przyjemnie drażniła mój przełyk.
- Mam sprawę Ann.
- Jak mnie nazwałeś?- spytałam zdezorientowana, tylko jedna osoba tak do mnie mówiła, tylko znowu czarna dziura w pamięci.
- No Ann. Coś nie tak?
- Nie, nie. Tylko tak mnie, nazywał ktoś ważny dla mnie i nie pamiętam, kto to był.- powiedziałam smutno. Sama nie wiedząc, dlaczego się mu tłumaczę.
- Ja tak mówiłem tylko do jednej dziewczyny.- uśmiechnął się smutno.
- Co się z nią stało?- spytałam zaciekawiona.
- Jej rodzice zginęli w wybuchu bazy nazistowskiej w okolicach Waszyngtonu, a ona rozpłynęła się, przepadł jak kamień w wodę. Tylko ją nazywam Ann. Chociaż byliśmy dziećmi, byliśmy bardzo blisko.- moja mina musiała być bezcenna. Szok na mojej twarzy musiał być bardzo widoczny, skoro nawet wstawiony Stark to zauważył. Ale co się dziwić skoro w skrócie opowiedział moją historię.
-Ann, co się stało? Jesteś blada jak ściana.
- Jak ona się nazywała?
- Anna Foster, a właściwie to Mia Anna Foster.- myślałam, że padnę. To moje pierwsze; prawdziwe nazwisko i imię. Nie mogłam zostać tam nawet chwili dłużej, powietrze zrobiło się ciężkie jak z ołowiu. Kiedy wstałam, Stark próbował mnie zatrzymać, ale ja zaczęłam uciekać mimo chwiejnych nóg. Kiedy byłam już przy wyjściu, zaczepiłam się naszyjnikiem o jakiś drucik, gdybym mogła, odczepiłabym go, ale kiedy zauważyłam biegnącego Tonego, spanikowałam i odbiłam wisiorek. Wybiegłam na zewnątrz, wsiadając, do pierwszej lepszej taksówki.
- Proszę jechać! Szybko!- kiedy wyjrzałam przez okno, zauważyłam biegającego Tonego z klubu. Teraz byłam już bezpieczna, a nagle mój świat znowu zaczął się walić. Miejmy nadzieję, że jutro nie spotkam żadnego Starka. Z takimi myślami wyszłam z taksówki, która podjechała pod moje mieszkanie i weszłam do niego, od razu rzucając się na łóżko.


Korekta: 20.09.2020r.




Początek- Tony Stark [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz