Ten rozdział dedykuję dwóm osobom, które mnie wspierały i zachęciły do pisania Isdes_ oraz trurriruri.
Pov. Ann
Położyłam się spać, kiedy Tony brał prysznic. Kiedy wyszedł, udawałam, że śpię. Bo nie chciałam rozmawiać o moim koszmarze. Położył się obok i powiedział, co czuję. Pewnie dlatego, że myślał, że śpię, ale cóż. Pozory mylą. Kiedy poczułam, że chłopak zasnął, postanowiłam narysować twój koszmar, a potem go zniszczyć. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Uwolniłam się z objęć chłopaka. Podeszłam do biurka, wyciągnęłam kartkę oraz ołówek i usiadłam na parapecie. Nie wiem, kiedy rysunek był już skończony. Przeraziłam się na jego widok. Pomyśleć, że jeżeli bym wtedy im nie uciekła, nie byłoby już Starków i to przeze mnie. Ten obrazy prześladują mnie, odkąd poznałam całą prawdę. Rysunek przedstawiał mnie w czarnym kombinezonie ze znakiem Hydry i kasku na motorze. Strzelającą do samochodu, w którym są rodzice Tonego. Otworzyłam okno, a z kieszeni mojego płaszcza wyciągnęłam zapalniczkę. Pod paliłam kartkę i patrzyłam, jak pomału znika. Kiedy już całkowicie zniknęła, spojrzałam na śpiącego Tonego, wyglądał na takiego szczęśliwego. Postanowiłam to uwiecznić. Wzięłam kolejną kartkę i zaczęłam rysować. Z tym obrazkiem poszło mi o wiele szybciej. Postanowiłam napisać te cztery słowa: ,, Kocham cię! Twoja Ann!" Chcę, żeby mu coś po mnie pozostało. To może być nasz ostatni dzień, nie wiem, ile czasu nam zostało, może być tak, że do śmierci mnie nie znajdą, a może być tak, że jutro znowu mnie porwą. Wiem, że jakbym powiedziała o tym Tonemu, nie odstępowałby mnie na krok. Przez to sam byłby narażony. Ale wiem też, że kiedyś będę, musiała mu powiedzieć, co się działo w czasie mojej nieobecności, ale nie teraz. Odłożyłam ołówek na biurko, a kartkę schowałam do płaszcza. Jutro poniedziałek. Jestem umówiona z Lenką i jej babcią. Muszę się wyspać.
Pov. Tony
Wstaję długo, przed budzikiem co zdarza się bardzo rzadko. Przeważnie za sprawą kaca. I normalnie zacząłbym się nudzić, ale taki widok może mnie budzić codziennie. Śpiąca Ann. Z ulgą i spokojem na twarzy. Zostałbym w łóżku i jeszcze się w nią po wpatrywał, ale obiecałem, że zabierzemy się stąd, zanim ktokolwiek wstanie. Wstałem po cichu, żeby jej nie obudzić i poszedłem pod prysznic. Kiedy wyszedłem Mia dalej spała, więc podeszłam i czule ją pocałowałem. Przez chwilę nie reagowała, ale potem zaczęła oddawać pocałunki, kiedy się odsunęliśmy, popatrzyłem w jej oczy. Te, które tak kochałem, kocham i będę kochać.
- Hej kochanie! - przywitałem się z cwanym uśmiechem.
- Hej. Która godzina? - zapytała zaspanym głosem.
- Trzecia piętnaście.
- Co? Po co mnie tak szybko obudziłeś?
- Obiecałem, że z myjemy się stąd, zanim ktokolwiek wstanie i chcę dotrzymać słowa.
- Ale jest trzecia rano! - powiedziała załamana.
- Chodź, jedziemy do Ciebie. Ogarniesz się i pojedziemy coś zjeść. Co ty na to?
-Zgoda.
Właśnie dojechaliśmy pod mieszkanie dziewczyny. Brunetka pierwsze co zrobiła, to poszła pod prysznic, a ja stoję w kuchni i próbuję zaparzyć kawę, dla nas obojga, ale to cholerne urządzenie, nie chciało współpracować. Pierwszy raz w życiu, tak się czuję. Jestem prze szczęśliwy. Może zabiorę dzisiaj Mię do kina. Ona jest cudowna, a musiała cierpieć przeze mnie. Muszę z nią porozmawiać o tym koszmarze. Czuję, że będzie ciężko, coś z niej wyciągnąć, ale muszę spróbować.
Pov. Ann
Wszędzie dobrze, ale u siebie najlepiej. Tony pewnie będzie chciał rozmawiać o tych cholernym koszmarze, ale chyba nie będzie dzisiaj okazji. Muszę mu powiedzieć, że idę dzisiaj do Zoo z Lenką i jej babcią. Pewnie nie będzie zachwycony, ale cóż, w życiu nie zawsze ma się to, co się chcę. Na dzisiaj wybrałam białe dżinsy i jasnoniebieską koszulę. Muszę przyznać, że wyglądam nadzwyczaj dobrze. Gotowa udałam się do kuchni i co tam zastałam? Starka siłującego się z czajnikiem elektrycznym. Taki geniusz, a nie umie zaparzyć kawy. Uśmiech samoistnie zagościł na mojej twarzy. Przy nim coraz częściej się uśmiecham i dobrze mi z tym. Chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo odwrócił się w moją stronę z miną zbitego psa.
-Daj, ja to zrobię. - powiedziałam, podchodząc w jego stronę, ale on zagrodził mi drogę z cwanym uśmiechem, skanując mnie od góry do dołu.
-Nie. Zabieram Cię na śniadanie i najlepszą kawę w mieście. - pocałował mnie czule. Już chciałam iść włożyć buty, ale zatrzymał mnie szatyn. -Chyba nie myślisz, że tak ubraną Cię stąd wypuszczę. - powiedział wielce zbulwersowany.
-A co jest nie tak? I czy ja się Ciebie pytałam, czy tak mogę wyjść. - powiedziałam i udałam się w stronę przedpokoju. Nie musiałam długo czekać. Kiedy zapinałam drugiego buta, poczułam ręce Tonego na talii.
-Wyglądasz zbyt seksownie. Wszyscy faceci, będą Cię pożerać wzrokiem. -wyszeptał mi do ucha. Po czym zaczął mnie całować po szyi. Obróciłam się w jego stronę z miną niewiniątka.
-No co ty? Mnie? Przesadzasz. A poza tym to, co w tym złego? Może wyrwę jakiegoś amanta. Mnie się tak podoba. Jeżeli tobie nie, to nie mój problem. - powiedziałam niby od niechcenia, ale w głębi duszy, cieszyłam się, że tak powiedział. A przecież ludzie, ubrałam tylko dżinsy i koszulę. Tu połowa kobiet tak chodzi.
- Czy ja powiedziałem, że mi się nie podobasz? Ty podobasz mi się we wszystkim. - zawahał się chwilę. - Tylko proszę, nie ubieraj się tak seksownie na uczelnię, bo mnie krew zaleję.
-Dlaczegóż?- zapytałam, odruchowo przygryzając dolną wargę.
-Nie rób tak! - pogroził mi palcem.
-Ale czego? - powinnam iść na aktorstwo. Te maślane niczego nieświadome oczy złamią wszystkich. W jego oczach zobaczyłam rezygnację.
-Przestaniesz mnie torturować, jeżeli zgodzę się, żebyś tak wyszła. - w jego głosie można było wyczuć złość. Ale nie na mnie tylko na siebie. Przestałam przygryzać wargę i zrobiłam minę niewiniątka.
-Przecież nic nie robię. Ale cieszę się, że zrozumiałeś swój błąd. -wyszczerzyłam się i niekontrolowanie przygryzłam wargę.
-Przestań to robić! Zemsta będzie słodka i niespodziewana. Obiecuję.
-Trzymam za słowo. Możemy już iść, bo potrzebuję porannej dawki kofeiny. - zrobiłam maślane oczka.
-Tak jedźmy. - powiedział, zakładając kurtkę. Ja wkładałam właśnie płaszcz, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam, nie patrząc, nawet kto dzwoni.
-Halo?
- Ann?
-Tak kochanie. Co tam?- kiedy tylko wypowiedziałam te słowa, Tony utkwił swój wzrok we mnie.
-Babcia powiedziała, że pójdziemy dzisiaj do Zoo, to prawda?
-Tak kochanie.- uśmiechnęłam się, na samą myśl o tym dzieciaku robi mi się ciepło na sercu. Jest tak podobna do mnie.
-Wpadnę po ciebie około szesnastej, dobrze? - w słuchawce rozległ się głos babci.
-Dobrze. Będziemy czekać. Dziękuję jeszcze raz za wszystko.
-Nie ma problemu. To do zobaczenia o szesnastej.
-Do zobaczenia.- rozłączyłam się i od razu zostałam zasypana pytaniami.
-Kto to? Co to za kochanie? Masz kogoś? Gdzie się umówiłaś? Powiedz coś! - krzyczał porządnie wkurwiony.
-Nikt. Nie znasz. Nie i umówiłam się do zoo. Zadowolony! - powiedziałam i poszłam do kuchni. Po chwili przyszedł Tony, objął mnie w tali, ale ściągnęłam jego ręce. Westchnął głęboko.
-Przepraszam. Nie powinienem tak reagować, ale na samą myśl, że mogłabyś być z innym, że mógłby Cię dotykać. Nerwica mnie bierze. Wybaczysz mi? - powiedział to z takim żalem w głosie, że nawet gdybym chciała, nie potrafiłam się na niego gniewać.
- Zastanowię się. Mówiłam Ci już, że nie masz o kogo być zazdrosny. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
-Ej tylko tyle! - krzyknął za mną, kiedy byłam już przed mieszkaniem.
-Idziesz, czy nie?! Jakiś dżentelmen pewnie zabierze mnie na śniadanie, jak nie jesteś głodny! - nie czekałam nawet trzech sekund, a Stark był już obok.
- Jestem głodny jak cholera. - zaczęłam już schodzić po schodach, ale nagle zatrzymał mnie chłopak, przyciągnął do siebie i zrobił kolejną malinkę.
-Teraz jesteś już w 100% gotowa do wyjścia - znowu ten olśniewający uśmiech.
- Odegram się jeszcze. - powiedziałam, a w mojej głowie pojawiło się milion sposobów na zemstę, ale na razie zepchnęłam tę myśl, na dalszy plan, kiedy poczułam dłonie Starka na swoich plecach.
- Zapamiętam. - puścił mi oczko. Ja go kiedyś duszę. Obiecuję. - Idziemy?
- Tak. - zaczęłam schodzić po schodach, Tony dopiero po chwili ogarnął, co zrobiłam, bo zaczął zbiegać, kiedy ja już byłam na parterze. Wyszłam z budynku i wpadłam na kogoś. Błagam, niech to będzie mężczyzna. Podnoszę niepewnie wzrok i wypuszczam głośno powietrze. Stoję w ramionach Tim'a, który uratował mnie przed nieprzyjemnym spotkaniem z podłogą.
- Hej Ann! - pocałował mnie w policzek.
- Hej. Co ty tu robisz?- zapytałam zdziwiona jego obecnością tutaj.
- Właśnie przechodziłem niedaleko, więc pomyślałem, że wyciągnę Cię na jakieś śniadanie. Co ty na to?
- Wiesz Tim bardzo chętnie, ale - dokończył głos za mną. - Ma już plany. - znam ten głos, aż za dobrze.
- To prawda Ann?- zapytał zawiedziony.
- Tak, ale możemy umówić się jutro na kawę? - powiedziałam szybko i poczułam czyjejś ręce na taki i cichy szept. - Nawet nie próbuj.
- Pewnie. - powiedział chłopak w znacznie lepszym humorze. - To do zobaczenia na wykładzie.
- Pa Tim.- przytuliłam go na pożegnanie, chciałam się zemścić na Starku, a tu taka okazja. I jak tu nie skorzystać. Czułam tylko, jak chłopak uśmiecha się w stronę Starka. Oderwaliśmy się od siebie dopiero po ataku kaszlu Starka.
- Pa Ann. Hej Tony! - mówi i odchodzi.
- Cześć. - odpowiadam i patrzę na szatyna, który gniewnym spojrzeniem odprowadza chłopaka.
- Niech jeszcze raz Cię ruszy, to mu te ładne ząbki po wybijam. - powiedział zły. O to chodziło.
- Nie przesadzaj.
- Ja przesadzam! Przychodzi tu i zaprasza Cię na śniadanie, przytula, ślini się na twój widok. Nigdzie z nim nie pójdziesz. Na żadną kawę!
- Pójdę. Czy Ci się to podoba, czy nie! Jestem dorosła i sama decyduję, z kim się umawiam. Nie jesteś moim prywatnym ochroniarzem. I tak przesadzasz! I nie ślini się na mój widok, to mój przyjaciel! - przegiął. Rozumiem, że jest zazdrosny, ale bez przesady. - Straciłam apetyt! Jedź sam! - powiedziałam już kompletnie wyprowadzona z równowagi.
- Nie. - powiedział już spokojniej. - Jedziesz ze mną. Musisz jeść.
- Nigdzie nie jadę. - powiedziałam, krzyżując ręce na piersi. A on podszedł do mnie i przerzucił przez ramię jak jakiś worek ziemniaków. Zaczęłam się szarpać, wsadził mnie do samochodu i zamknął go. Drzwi kierowcy otworzył kluczykiem.
- Wypuść mnie stąd! - powiedziałam poważna, ale w głębi duszy śmiałam się z tej sytuacji. Chłopak ma strasznie krótką pamięć.
- Nie. Jedziemy na śniadanie. - powiedział, nie patrząc na mnie i włączył się do ruchu. Jeżeli włączeniem się do ruchu można nazwać wymuszenie pierwszeństwa. Jechaliśmy w ciszy. Przez całą drogę powtarzałam sobie przebieg tej sytuacji i kiedy powtarzałam ją po raz X, nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Tony popatrzył na mnie jak na jakąś wariatkę.
- Co? - zapytał z lekka zdezorientowany.
- Nic, po prostu śmieszy mnie twoja zazdrość. - powiedziałam prawdę.
- Co?
- Wiesz, że się powtarzasz?
- Bardzo śmieszne. To ja myślę, jak Cię przeprosić, a ty się z tego śmiejesz.
- I słusznie. Kombinuj, bo za tą scenę, powinieneś dostać w zęby. Mimo tego, że teraz się z tego śmieję.
- Ja już coś wymyślę. - dalsza droga minęła w ciszy. Kiedy weszliśmy do lokalu, Tony zaczął prowadzić mnie do stolika, przy którym siedział ciemnoskóry mężczyzna. Kiedy się odwrócił, zobaczyłam ....
Słów: {1771}Korekta: 26.11.2020 r.
CZYTASZ
Początek- Tony Stark [ZAKOŃCZONE]
FanfictionZnali się kiedyś ale ich drogi się rozeszły. Teraz po pięciu latach przypadkiem się spotkali i są na siebie skazani. Co się wydarzy w ich życiu?