Koniec części I

1K 63 21
                                    

Mirey wolnym krokiem przez puste miejsce gdzie jeszcze niedawno rozgrywała się wielka bitwa. Czuła gdzieś w głębi serca, że to, cały ten wir walki jej się podobał, lubiła zadawać ból tym którzy na to zasłużyli jednak jednocześnie odczuwała, że te wszystkie ofiary nie musiały zginąć, przechodząc widziała martwe ciała Filiego i Kiliego nad którym stała Tauriel, choć prawdę mówiąc nie była specjalnie przywiązana do krasnoludów ich smierć sprawiała, że czuła jeszcze większy gniew do orków, którzy pozbawili ich życia.

Idąc tak usłyszała z któregoś miejsca ciche łkanie pełne rozpaczy. Odwróciła się i szybkim krokiem poszła w tamto miejsce, rozpoznała ten głos. Bilbo Baggins siedział na skale, wtulając twarz w futrzany płaszcz martwego krasnoluda, Thorina. Mirey podeszła do niego, uklękła obok i delikatnie położyła dłoń na jego głowie, a drugą ręka pogładziła go po plecach.

- Już - szepnęła cicho uspokajającym głosem - już po wszystkim, cichutko - hobbit uspokoił się trochę, jego oddech powoli zaczął się wyrównywać. Uniósł głowę i załzawionymi oczami spojrzał na elfkę, nic nie mówiąc położył jej głowę na ramieniu, a ona sama objęła go ramieniem.

- Mirey - szepnął po chwili milczenia - dziękuję ci za to wszystko - uniósł wzrok i popatrzył na jej zamyśloną ale spokojną twarz.

- To ja ci dziękuje pani Baggins - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.

****

- Nie mogę wrócić - Legolas nie patrzył w oczy swojego rozmówcy, wyminął go i chciał odejść.

- Dokąd pójdziesz? - spytał Thranduil.

- Nie mam pojęcia - mruknął i odwrócił się. - muszę odpocząć od tego wszystkiego, może nie odejdę na zawsze ale... na pewno na jakiś czas.

- Legolasie - zawołał go jeszcze - twoja matka... cię kochała - syn zatrzymał się - ponad wszystko. Ponad życie. - spojrzał na ojca, ten spuścił głowę i położył dłoń na sercu a następnie wskazał nią na syna w geście pożegnalnym. Legolas zrobił to samo i odszedł nie oglądając się za siebie.

W tym samym czasie Mirey zostawiła Bilba z Gandalfem, który przekazał jej prowiant na drogę, a także podarował pięknego, silnego rumaka, a sama odnalazła Tauriel, która pochylała się nad martwym ciałem Kiliego, łkała trzymając jego rękę.

- Dlaczego musiał umrzeć? - łzy strumieniem leciały z jej oczu i spadały na twarz krasnoluda - dlaczego on?

- Kochałaś go - powiedziała szatynka - naprawdę. - Tauriel odwróciła się do niej.

- Teraz nadeszła pora - spojrzała jej w twarz - zabij mnie, przebij mnie mieczem, chciałaś tego, proszę bardzo!

- Nie - szepnęła i popatrzyła jej w oczy.

- Dlaczego? Jeśli mnie nienawidzisz, zabij! - krzyknęła i rozwarła ramiona tak aby szatynka mogła wbić jej sztylet w pierś.

- Jeśli naprawdę cię nienawidzę - prześwietliła ją wzrokiem - nie zabiję cię, śmierć jest prosta i szybka. Jeśli naprawdę cię nienawidzę pozwolę ci żyć, będziesz żyła z tym strasznym uczuciem pustki. - Tauriel załkała i położyła głowę na piersi Kiliego.

Mirey odwróciła się o odeszła nie patrząc za siebie. Podeszła do Legolasa, który zmierzał na północ.

- Gdzie zamierzasz pójść teraz? - spytała podchodząc do niego.

- Gdzieś na północ - westchnął - jak najdalej, muszę pobyć trochę sam, przemyśleć niektóre sprawy.

- Czyli odrzucasz moje towarzystwo jak mniemam - zaśmiała się cicho - ja wracam do domu, nie chcę ale muszę. - Stanęli na przeciw siebie.

- No to... Żegnaj - powiedział cicho blondyn.

- Prawdopodobnie już nigdy się nie spotkamy - stwierdziła szatynka, zdawała się brzmieć na niewzruszoną ale w głębi serca poczuła ukłucie. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała być z elfem choć trochę dłużej, przekonywała się, że po paru dniach zupełnie o nim zapomni jednak coś w jej duszy mówiło jej, że może być całkowicie inaczej.

Nie miała pojęcia, że stojący na przeciw blondyn czuł dokładnie to samo, chciał ją zatrzymać, poprosić żeby została towarzyszką jego wyprawy, a jeśli nie to żeby była przy nim chociaż dzień dłużej, godzinę, jeszcze parę cudownych minut.

- Muszę już iść, długa druga przede mną - odezwała się w końcu szatynka poprawiając torby na ramieniu.

- Ja też - elf spuścił wzrok, zielonooka wskoczyła na konia - dziękuje ci - powiedział i uniósł na nią wzrok.

- Za co? - zaśmiała się - za doprowadzenie do szalu twojego ojca czy Tauriel?

- Za wszystko - wzruszył ramionami - i nie przejmuj się włosami, wyglądasz naprawdę pi...

- Mówiłam już, że nie obchodzą mnie te włosy - przewróciła oczami - wygląd to mnie sprawa zupełnie drugoplanowa.

- Wiesz co? - spytał - jesteś najbardziej niezwykłą osobą jaką kiedykolwiek poznałem.

- Uznaję to za komplement - uśmiechnęła się i poprawiła lejce - dosyć gadania, muszę jechać.

- Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy - elf wsiadł na swojego, białego wierzchowca podjechał do niej tak, że mogli swobodnie siebie dotknąć. Mirey ogarnęła dziwną pokusę złapania do za rękę i zawróciła konia - żegnaj pani wojowniczko! - krzyknął elf w jej stronę.

- Żegnaj mój Książę! - usłyszał wołanie dobiegające od oddalającej się coraz bardziej postaci na koniu.

_
Pamiętajcie, że to jeszcze nie koniec całego opowiadania!

Sukienka Z Koronki | Hobbit-LOTROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz