II

2.3K 122 26
                                    

Mirey otworzyła oczy. Nad głową zobaczyła biały sufit swojego pokoju oraz przedzierający się przez okno blask słońca. Elfka błyskawicznie usiadła na łóżku.

Zwykle wstawała jeszcze przed wschodem, więc przestraszyła się że tego dnia zaspała. Spojrzała na wiszący na ścianie kalendarz i uświadomiła sobie, że była sobota. Opadła więc z powrotem na poduszki nawet nie zastanawiając się która jest godzina. Dziewczyna miała w zwyczaju spać do woli kiedy tylko nie musiała przychodzić na poranny trening.

Nie dane jej jednak było spokojnie odpłynąć w senne marzenia, ponieważ gdy tylko zamknęła oczy, usłyszała donośny odgłos dobijania się do drzwi. Już wiedziała kto za nimi stoi.

- Nie wchodzić - wrzasnęła - je śpię!

- To wstawaj - usłyszała słumiony, dobrze znany głos, a następnie odgłos otwieranych drzwi.

- Lindir! - jęknęła zakrywając głowę poduszką - mówiłam nie wchodź, przecież mogłam być naga!

- Ale nie jesteś - odparł mężczyzna - a poza tym jest dziesiąta.

- No właśnie - westchnęła - miałam zamiar spać do dwunastej.

- Zdajesz sobie sprawę, że o tej godzinie nie masz już co liczyć na jakiekolwiek śniadanie?

- Tak, ale zdaję też sobie sprawę z tego, że nie dasz mi umrzeć śmiercią głodową i mi coś przyniosłeś.

Brunet westchnął ciężko i podał jej niewielki pakunek.

- Jak zwykle wszechwiedząca - zaśmiał się i rzucił jej torebkę.

- A żebyś wiedział - zwinnie złapała przedmiot w locie - jak tam u Elronda? 

- Jak zwykle - westchnął i zaraz dodał - niektórzy to mają łatwo...

- Co masz na myśli? - spytała szatynka odpakowując swoje śniadanie

- Na przykład mogą sobie spać do dziesiątej, dostają śniadanie do łóżka podczas gdy ja... - nie dokończył zdania, bo w jego kierunku leciała już zwinięta kulka papieru.

- Jesteś okropny - sarknęła - całe pięć dni charuję jak wół i chyba zasługuję na dwa dni odpoczynku? Szkolenie przyszłych żołnierzy i tych, którzy już nimi są, jest chyba bardziej wyczerpującą pracą niż pogaduszki z Lordem Elrondem.

- Różnie to bywa - stwierdził, ale widząc karcące spojrzenie elfki dodał szybko - ale masz rację.

- Ja zawsze mam rację - podsumowała krótko.

- Co masz zamiar robić dzisiaj? - spytał Lindir.

- Sama nie wiem, myślałam o małym treningu. Może jakiś spacer po okolicy, kto wie - ugryzła kęs jabłka.

- To naprawdę musi być przyjemne mieć tyle wolnego czasu... - westchnął z udawanym rozmarzeniem - oj, droczę się tylko - poprawił się pod gniewnym spojrzeniem szatynki.

- To przestań - odparła krótko, odkładając pustą torebkę.

Następnie wstała i spojrzała w lustro.

- Lindir - syknęła - czemu mi nie powiedziałeś?

- Ale czego? - zapytał zdumiony elf

- Może tego, że wyglądam jak strach na wróble?

- Oh, nie zauważyłem różnicy, ty chyba codziennie tak... - jednak znów nie dane mu było skończyć zdania, szybkie przechylenie głowy uratowało go od grzebienia lecącego w jego stronę.

- Wynocha - krzyknęła Mirey wypychając elfa z pokoju - muszę się jakoś ogarnąć, a ty masz przecież tyle do roboty - zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

Następnie podniosła grzebień, stanęła przed lustrem i zaczęła rozczesywać swoje gęste, mocno falowanie, ciembrązowe włosy. Zdecydowała się na klasyczny warkocz, a po jego spleceniu włożyła swój zwykły strój treningowy i zabrała się za wyposażanie samej siebie w broń.

Na plecy zarzuciła kołczan i łuk, do pasa przytroczyła dwa sztylety i jeden miecz, a do butów włożyła noże. Tak przygotowana ruszała na swoją ulubioną polanę.

Szła przez korytarz tanecznym krokiem nucąc pod nosem wesołą krasnoludzką melodię, którą w dzieciństwie nuciła jej matka.

Po odejściu ojca matka dziewczyny zostawiała swoją malutką córeczkę samą i wyjeżdżała do najróżniejszych miast. To nauczyło ją wielkiej samodzielności. Pewnego dnia kobieta nie wracała bardzo dług. Okazało się, że była ona w Dale, a było to tego dnia kiedy na miasto napadł smok Smaug. Mirey była wtedy małą dziewczynką, więc zaopiekowali się nią Lindir i jego rodzice. Kiedy trochę podrosła rozpoczęła samotne życie i cały swój wolny czas poświęcała na naukę walki, dzięki czemu po krótkim czasie została najlepszym wojownikiem w całym Rivendell.

Po chwili doszła do celu jakim była duża, rozłożysta, pusta polana, wprost idealna na trening. Dziewczyna stwierdziła, że zacznie od walki wręcz. Wyciągnęła miecz i zaczęła walkę. Pod jej uderzeniami padło w niedługim czasie sześć "orków", przy siódmym miała mały problem dlatego schowała miecz i wyciągnęła zza pasa sztylety i pokonała nimi "przeciwnika". Podczas walki liczyła pod nosem:

- Siedem... Osiem...

Pokonując kolejnego "orka" schowała sztylety i efektownie wyciągnęła z butów swoje ukochane noże, zaczęła zwinnie pokonywać kolejnych "przeciwników".

- Dziesięć... Jedenaście.

W końcu rozbrajając kolejne kilka "orków" zabrała się za łuk. Wyciągnęła strzałę, napięła cięciwę i kolejna seria pożegnała się z życiem.

- Dwadzieścia osiem... Dwadzieścia dziewięć

Pod jej strzałami padło kolejne dziesięć "orków". Elfka walczyła nieustraszona gdy nagle napięła na cięciwie swojego łuku trzy strzały na raz. Wycelowała i..

- Czterdzieści! Jest! Wygrałam! - wykrzyknęła i z tymi słowami padła na trawę.

Zza krzaków dobiegło ją klaskanie.

- No brawo, brawo - powiedział Lindir wychodząc ze swej kryjówki - tu na tej polanie, Wielka Mirey pokonała czterdzieści panów Nikt w niecałe pół godziny.

- Zamknąłbyś się? - spytała uprzejmie - przyszedłeś tutaj tylko po to żeby mi podokuczać? Od kiedy tam stoisz?

- Otoż właściwie przyszedłem dopiero z chwilą twojego zwycięstwa - odpowiedział - a jestem tu dlatego aby cię powiadomić, że jesteś natychmiastowo potrzebna w armii. Na granicach są orkowie, i z tego co wiem polują na krasnoludy, które mają się tutaj pojawić.

Mirey poderwała się natychmiast na równe nogi.

- I ty mi to mówisz dopiero teraz? - spytała z oburzeniem, a następnie błyskawicznie zaczęła zbierać strzały do kołczanu.

- Dostałem informację dopiero pięć minut temu - powiedział - poza tym wiem, że jesteś szybka i zawsze siebie poradzisz - dodał z uśmiechem.

- Ty mi się tu nie podlizuj - odburknęła - włożyła strzały do kołczanu. - idę osiodłać konia - powiedziała i pobiegła do stajni.

Gdy tylko znalazła się u celu błyskawicznie pobiegła do boksu swojego konia, Ernila. W niewyobrażalne szybkim tempie założyła siodło, ogłowie i resztę elementów wyposażenia konia. Stajnia była już pełna innych żołnierzy. Elfka wsiadła na Ernila i pojechała do wejścia.

- Jazda chłopaki - krzyknęła z uśmiechem na twarzy do zbierających się pod stajnią młodych żołnierzy - ruszacie się jak muchy w smole, a czas się zabawić.

Sukienka Z Koronki | Hobbit-LOTROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz