XX

1K 67 9
                                    

UWAGA! Do ostatniego rozdziału dodałam całkiem spory fragment tekstu, który miał być w kolejnym rozdziale, ale bardziej pasowało mi doklejenie tam, więc przed tym rozdziałem przeczytajcie poprzedni
_

Mirey szła do Dale razem z tłumem ludzi, idąc myślała nad tym czy na pewno podjęła dobrą decyzję, ale coś wewnątrz mówiło jej, że postąpiła tak jak powinna. Powoli dotarli wreszcie do bram i dostali się do środka. Elfka zaczęła rozglądać się po mieście. Były przysypane śniegiem i całe zarośnięte. Zaczęli kroczyć między częściowo poobijanymi domami.

- Panie! - rozległo się nagle z wieży. - tutaj! - wolał Barda czarnowłosy mężczyzna. Brunet ruszył w jego kierunku, a za nim pobiegła Mirey.

- Spójrz - zwrócił się mężczyzna do Barda - tam płonie ogień - wskazał ręką w kierunku Ereboru, gdzie faktycznie płonął ogień.

- Krasnoludy z Kompanii Thorina Dębowej Tarczy przeżyli - szepnęła cicho szatynka.

- Przeżyli? - czarnowłosy spojrzał na nią - czyli tam na złocie siedzi banda krasnoludów?

- Nie przejmuj się - powiedział Bard - starczy go dla wszystkich - odwrócił się poszedł po schodach w dół - Przenocujemy tutaj! - krzyknął w kierunku ludzi - znajdźcie sobie schronienie i rozpalcie ogniska! Alfredzie - zwrócił się do czarnowłosego - trzymasz straż dziś w nocy. Mężczyzna nazwany Alfredem jęknął ale skłonił się i i odszedł.

- Takim jest zaufanym sługą, że powierzasz mu opiekę nad miastem przez całą noc? - spytała Barda szatynka.

- Nie - mruknął brunet - ale i tak ufam mu bardziej niż jakiejś pojawiającej się wpierw z krasnoludami, a potem z elfami z Mrocznej Puszczy elfce. - Mirey wyszczerzyła tylko do nie zęby i ruszyła na górne pięterko.

***

Była już ciemna noc, właściwie już się kończąca, miasto spowijał mrok, a ludzie spali. Mirey siedziała na dachu od zewnętrznej strony bramy z niewielkim lampionem i czytała, a bardziej próbowała czytać, książkę. W przyjemnym studiowaniu lektury przeszkadzało jej głównie słabe światło oraz fakt, że książka została poprzednio prawie całkiem zalana.

W końcu zamknęła ją z rezygnacją i spojrzała na miasto. Wszyscy spali, łącznie z Alfredem, który leżał pod nią na ziemi i smacznie chrapał. Elfka zgięła nogi, położyła brodę na kolana i oplotła je rękami. Z rozmarzeniem patrzyła w niebo upstrzone gwiazdami i wielki księżyc. Myślała o różnych, nieistotnych rzeczach, jednak nagle pomyślała o Legolasie i o Tauriel. To, że elf był w niej zakochany po uszy było dla niej zupełnie niezrozumiałe. Nie była nikim ważnym, nie była też ani wybitnie piękna ani specjalnie inteligentna. Nie mogła pojąć co Legolas w niej widział. Nie był może jakiś ósmym cudem świata, ale zdawał się być znacznie lepszą osobą niż rudowłosa.

Szatynka spojrzała na swoją nogę, którą uprzednio dobrze sobie opatrzyła, robiąc okład ze specjalnych liści i przewiązując ją bandażem. Ta procedura pomogła i teraz kiedy odwinęła bandaż zobaczyła, że już zaczęła się zagajać, a krwawienie całkiem ustało. Znowu spojrzała w niebo ale zanim znów zaczęła błądzić myślami usłyszała dochodzący z oddali dźwięk, wyraźny dźwięk czegoś metalowego. Brzmiało to jak szczęk zbroi. Jakaś armia zbliżała się do miasta. Elfka ostrożnie wstała, wyprostowała się i zaczęła nasłuchiwać, nie mogli być to ani orkowie, ani krasnoludy, bo byli na to o wiele za cicho, ludzie też nie wchodzili w grę, tez byliby głośniej, a poza tym miasto nie miało żadnych politycznych kontaktów, więc nikt nie śpieszyłby im z pomocą. Wydawało się to oczywiste, że ku miastu zmierza armia elfów.

Szatynka postanowiła poczekać na dalszy rozwój wydarzeń i nikogo nie budzić. Nie czekała długo kiedy dostrzegła w oddali złote zbroje i błąd włosy elfów w armii. Na jej czele jechał wysoki elf o długich, platynowych włosach, który przemieszkał się na ogromnym, łosiopodobnym zwierzęciu. Był to Thranduil. Elfka usiadła i postanowiła poczekać aż elf dojdzie do bram, już i tak zaczęło świtać. Król doszedł do miasta po upływie jakiś czterdziestu minut i zaczął rozstawiać wojsko po całej zewnętrznej stronie miasta. Mirey postanowiła obudzić Barda. Schowała książkę do torby, ześlizgnęła się po dachu i zeskoczyła na chodnik a następnie ruszyła w stronę domu gdzie Bard spał w dziećmi.

- Ty! - syknęła wtykając głowę przez drzwi - ruszaj się, musisz zobaczyć coś ciekawego. - Bard odkrzyknął jej, że już idzie. Ludzie w mieście zaczynali się budzić i rozmawiać między sobą, a dzieci płakać, przez co w jednej chwili zrobiło się niezłe zamiesznie. Bard wyszedł z domu i popatrzył na szatynkę pytająco. - przez noc wydarzyło się coś bardzo ciekawego. - mężczyzna popatrzył na nią nieufnie ale ruszył za elfką.

- Dzieci umierając z głodu - jęknął ktoś do Barda - potrzebujemy jedzenia!

- Nie przetrwamy trzech dni! - krzyknął ktoś inny. - wszystkiego brakuje!

- Róbcie co możecie - powiedział Bard do ludzi - dzieci, kobiety i ranni przede wszystkim. - poszedł dalej i doszedł do mężczyzny - Alfredzie - zwrócił się do niego - coś się działo w nocy? - Mirey zachichotała cicho.

- Nic ciekawego - mruknął Alfred budząc się - byłem czujny jak ważka - powiedział wstając. Mirey nie wytrzymała i pociągnęła Barda i Alfredem za ramię na zewnątrz.

- I tylko armii elfów nie zauważyłeś - zaśmiała się kpiąco do tego drugiego. Bard rozszerzył oczy ze zdumienia. A następnie ruszył schodami na dół, szatynka schowała się za kopułą. Bard doszedł do wojska, a elfy rozstąpiły się aby zrobić mu miejsce. Ruszył między nimi, wtedy zza muru wjechał do miasta Thranduil na swoim zwierzęciu, a za nim czterech elfów na białych koniach.

- Królu - Bard skłonił głowę - nie spodziewaliśmy się ciebie tutaj. Thranduil tylko na niego spojrzał i w tym momencie ku niemu zaczęły jechać wozy wypełnione po brzegi warzywami, zbożem i winem. Ludzie, którzy wyglądali zza murów natychmiast ruszyli po jedzenie. Elfka o mało nie została przez nich stratowana.

- Uratowaliście nas - Bard spojrzał na króla z uśmiechem - nie wiem jak mam dziękować.

- Nie musisz - elf spojrzał na niego z góry - nie z waszego powodu tu jestem. Przybyłem odzyskać to co moje. Są w Ereborze klejnoty, których pragnę i ja, białe kamienie z czystego światła gwiazd. - Elfy ruszyły w różnych kierunkach miasta.

- Zaczekaj! - krzyknął za nim Bard i pobiegł w jego stronę - chcesz iść na wojnę o kilka klejnotów?

- Nie zapomnę tak łatwo o dziedzictwie mojego ludu - powiedział król.

- Stoimy po tej samej stronie - syknął Bard - moi ludzie też mają prawo do skarbów Góry, porozmawiam z Thorinem.

- Chcesz się dogadywać z krasnoludem? - spytał kpiąco elf.

- Aby uniknąć wojny? - popatrzył mu w oczy - Tak.

_
Następny rozdział będzie lepszy, przysięgam.
+ możliwe, że jeśli przytaczam dialogi z filmu różnią się trochę od tłumaczenia w polskiej wersji ale to dlatego, że ja oglądałem tylko oryginalną, angielską wersję i sam tłumaczę.

Sukienka Z Koronki | Hobbit-LOTROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz