九9九

94 6 0
                                    

Poczułem dotyk na głowie.
- Już zasnąłeś?

Usiadłem ze stresem.

Jezus maria, mózgu, co ty mi dajesz!? Pogrzało Cię?!

Jungkook zabrał rękę, kiedy przypieprzyłem sobie z liścia.

Co mi się do cholery śniło? NIE WIERZĘ W TO. Musiałem zasnąć "W locie nad łóżkiem". Jak mogłem śnić o czymś takim? Zawstydzam swoją rasę, przynoszę jej wstyd.
- Gorąco Ci? - zapytał Jungkook.

Obejrzałem się na niego.
- Jak cholera - zszedłem z łóżka.

Jak mam teraz obok niego spać? Tak blisko niego... to niemożliwe. Nie jestem w stanie normalnie na niego spojrzeć.
- Co ci się śniło? Nie wyglądasz zbyt dobrze - odezwał się cicho.

"A tak, śniło mi się, że całujemy się jak popieprzeni, kto by tak zwracał uwagę".
- Wydawało mi się, że spadam - machnąłem ręką.

Podniósł swoją dłoń i wsunął pod moją grzywkę.
- Nie jestem lekarzem, ale chyba nie taką temperaturę powinna mieć głowa. Mózg Ci się gotuje - stwierdził szybko.

Zabrał swoją chłodną rękę, a ja znowu usiadłem na łóżku.
- Niedobrze... - powiedziałem cicho.

Nie chcę się zwalniać.

Jungkook gapił się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co...? To nie zależy ode mnie - wzruszyłem ramionami.
- Wiem, wiem... mam nadzieję, że Ci przejdzie... - uśmiechnął się lekko.

Myślałem, że rzuci czymś w stylu "powinieneś wrócić do domu", ale nie zapowiadało się na to.

Zapadła cisza, w której gapiliśmy się na siebie. Zacząłem czekać aż zacznie grać jakaś miła, ciepła, nastrojowa muzyczka, którą wewnętrznie zacząłem sobie wyobrażać.

Podniósł rękę i położył ją na tyle mojej głowy.

Mój mózg wtedy dopiero zaczął się realnie gotować, ale on tylko przytulił mnie do siebie.

Nie wiedziałam co robić, ale moje ciało wręczyło mnie z tego, obejmując jego talię rękami.
- Dlaczego to robisz? - zapytałem cicho.
- A dlaczego ty to robisz? - odrzucił mi pytanie.

Nie odpowiedziałem, bardzo intencjonalnie.
- Nie mam pojęcia... - powiedział po chwili.

Jednak mnie nie puścił. Wręcz oparł się na drugiej ręce i przysunął do mnie.

Podciągnął się do mnie powoli, praktycznie wlepiając twarz w moją szyję.

Przeczekałem chwilę, chcąc zobaczyć rozwinięcie sytuacji.

Przez kilka sekund nic, oprócz uczucia jego ciepłego oddechu.

Poczułem coś innego, przez co myślałem, że wypluję płuca i zamówię trumnę na przecenie.

POCAŁOWAŁ MOJĄ SZYJĘ JAK MOTYLEK. DELIKATNIE JAK... JAK CHOLERA.

O moje uszy obił się dźwięk kości stukającej o drewno.
- Do kurwy nędzy...! - szurnąłem, czując jak przerywają mi najlepszy moment w życiu.

Już wstawiałem, ale drzwi się otworzyły.

Cholera, zamykałem je w śnie.
- Co wy robicie tak po ciemku? - zapytał strasznie ciekawski wuefista.
- Liczymy sploty na pościeli, o co chodzi tym razem? - zapytałem nerwowo.
- Spokojnie, Taehyung... sprawdzam czy sprzątacie w pokoju. Z zaskoczenia, nie chcemy syfu zostawiać za sobą, co? - zapalił światło.

Obejrzał się wokół.
- Po pierwsze. Dlaczego ten pokój wygląda jakby nikt nigdy tu nie mieszkał, oprócz walizek? Po drugie, dlaczego macie jedno łóżko?
- Tak już było, jak przyszliśmy. Nie chcieliśmy nic przestawiać - powiedział Jungkook.

Kiwnęłem pewnie głową.
- To idę dalej... dobranoc. Nie siedźcie do późna - wyszedł spokojnie, zamykając za sobą drzwi.

Nie mogłem się obrócić, żeby zobaczyć twarz Jungkooka. Dlaczego to zrobił... chciałbym... mu oddać.

Zawróciłem dopiero po dłuższej chwili, ale on już schował się pod kołdrą. Mam z nim o tym nie rozmawiać? To byłoby niezręczne...

Wlazłem do łóżka i schowałem się pod kołdrą równie mocno jak on. Wziąłem do ręki telefon, myśląc, że warto napisać do mamy jak mija mi to coś.

Jungoo podniósł moją kołdrę i wejrzał na moją oświetloną twarz. Spojrzałem w jego oczy z zagubieniem, ale i powagą.
- Zwolnię się jutro do domu - powiedział cicho.
- Mocniej boli Cię żebro? - zacząłem się denerwować.

Niech mnie nie zostawia. Przecież nie zrobił nic złego.
- Nie... tylko...
- Jungoo, nie zostawiaj mnie tu samego - rzuciłem, co niezwykle go zszokowało.

Mnie zresztą też zdziwiła moja głupota i lekkomyślność.

Podniósł rękę i w miarę możliwości pogłaskał mnie po głowie.
- W porządku, nie zostawię Cię. Przeżyję te dwa trzy dni - zaśmiał się cicho.

W tamtym momencie zgasł mi telefon.
- Idź spać - powiedział do mnie, po czym zapadła cisza.

Odstawiłem telefon na stolik, po raz kolejny sprawdzając czy jest podłączony. Będzie lepiej jak pójdę już spać.

Budząc się poczułem dziwny ból głowy, poza tym strasznie zaschnęło mi w ustach.

Otworzyłem oczy i zacząłem wzrokiem szukać Jungkooka. Nie było po nim ani śladu, oprócz rozkopanej kołdry.

Przeturlałem się po łóżku i zajrzałem za nie. Leżał tam pół-martwy z zamkniętymi oczami.
- Jak możesz tak spać... - powiedziałem cicho, właściwie do siebie.

Było tak: Wybiła siódma: wyrzucili nas na śniadanie. W pokoju nie działo się nic ciekawego. To był ostatni dzień, następnego wieczorem mieliśmy wyjechać.

Była straszna wichura, zawaliło drzewami całą drogę. Nauczyciele i opiekuni latali załamani zmianą planów.

Pozbyli się całej młodzieży na czymś w stylu świetlicy, gdzie były planszówki i jedyne działające światło (Na baterie, bo była burza).
- Po co w ogóle się obudziłam... - mruczała w kółko jedna dziewczyna z naszej klasy.
- Ucisz się w końcu... - rzucił Jungkook, co wszystkich zdziwiło.
- No właśnie - dopowiedziała za nim inna dziewczyna - Ileż można narzekać? Siedź i milcz, jeśli nie pasuje Ci coś, na co nie można niczym zaradzić.

To zdanie wpadło mi do głowy. Naprawdę miało sens.
- Boli mnie głowa - odchyliłem głowę.
- Mnie żebro - Jungkook też odchylił swoją.

Większość czterech godzin, w które byliśmy porzuceni spędziliśmy na grupowym narzekaniu. Potem graliśmy trochę w kalambury jak dzieci, ale szybko nam się to znudziło.
- Która godzina? - zapytałem.
- Jedenasta - odpowiedziała mi fizyczka, która pojawiła się znikąd - Straż pracuje nad pozbyciem się drzew, ale chyba rozumiecie, że zwiedzanie ogrodów nie ma sensu w taką pogodę.
- Chcę zwrotu pieniędzy... - Jungkook wywrócił oczami, słysząc to z ust innego chłopaka.

Wszyscy leżeliśmy na pufach, bez sił i motywacji na choćby oddychanie.

Ktoś oparł głowę o moją klatkę, ale miałem na wszystko tak wywalone, że nie zwróciłem na to uwagi.
- Czy jest jakaś szansa na to, że chociaż wróci Internet? Nawet nie mają tu muzyki - nasza przewodnicząca zaczęła się udzielać.
- Chyba urwało słupy... - powiedziała nauczycielka, a ja westchnęłem ciężko.

Nad moją głową przefrujęła dobrze znana mi dłoń Jungkooka. Odepchnął głowę kogoś, kto odpoczywał na mojej klatce i wycofał rękę.

Już powoli traciłem... oddech.

Rather be there | vkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz