十一11十一

101 4 0
                                    

Wieczorem, około 20 (cały dzień przesiedzieliśmy głodni i znudzeni) powiedziano nam, że udało im się zadzwonić po naszych rodziców, żeby po nas przyjechali.

To mnie nieco załamało. Tak bardzo nie chciałem rozstawać się z Jungkookiem.

Kiedy w końcu przyszedł moment pożegnania jedynie machnął do mnie ręką z lekkim uśmiechem.

Na tym zakończyła się nasza "relacja".

Tak myślałem.

Pierwszego dnia w szkole go nie było. Nie miałem jego numeru. Myślałem, że był taki, bo musiał... bo tak jakoś się ułożyło.

W szkole przez długi czas gadali o tej wycieczce i jej nieszczęsnym zakończeniu.

Trzeciego dnia pojawił się Jungkook.

Na jego widok zachciało mi się płakać. Tak bardzo kochałem go widzieć.

Nie wiedziałem co powiedzieć, kiedy podszedł i mocno mnie przytulił.
- Przepraszam za tę ciszę... były drobne problemy z żebrem... zapomniałem poprosić Cię o numer - wciąż trzymał ręce wokół mnie.
- N-Nie ma problemu... jak się czujesz?
- Boli mnie trochę - uśmiechnął się do mnie, odsuwając się na jeden krok - Ale o wiele mniej, kiedy się nie ruszam.

Cieszyłem się, że go widzę. Że się do mnie uśmiechnął.
- Mam głupie pytanie - uśmiechnął się wyjątkowo dziwnie.
- Jakie? - przechyliłem głowę.
- Mogę dzisiaj zostać u Ciebie na noc? - zapytał bardzo niespokojnie i wyglądał, jakby winił się za swoje narodziny.
- Coś się stało?...

Uśmiechnął się jeszcze dziwniej.
- W pewnym sensie. Zależy mi, żeby chwilowo nie być w domu... przepraszam, że Cię tym obarczam, ale nie ufam w tej sprawie innym - powiedział cicho.
- Jasne, że możesz... ale ja mam rodzeństwo i wiesz...
- Nie ważne, byle bym miał gdzie się schować. Cokolwiek. Nie jestem pewien czy w ogóle zasnę.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytałem spokojnie, martwiąc się o niego.
- Bardzo, ale nie tutaj...

Obejrzałem się wokół. Co się dzieje, Jungoo...

Podałem mu adres, który przyjął z wielką aprobatą, mówiąc, że nie wróci po szkole do domu. Ze szkoły wracaliśmy więc razem. Zapomniałem zapytać rodziców o zdanie.
- Moje rodzeństwo jest trochę nieznośne. To dzieci, rozumiesz... no i te psy... rodzice są okej... znaczy moja rodzina jest okej, ale...
- Spokojnie... rozumiem - powiedział do mnie - Nie przeszkadza mi. Też jestem człowiekiem. Też mogę mieć bałagan w pokoju, też mogę mieć denerwujące rodzeństwo lub ciekawskich rodziców. To normalne...

On jest taki cudowny... strasznie podoba mi się to, jak myśli.
- Okej... zanim wejdziemy... - zacisnąłem rękę na plecaku - Daj mi mówić... W sensie, nie musisz milczeć, tylko moja mama jest ciekawska. BARDZO.

Kiwnął głową, a ja otworzyłem drzwi.
- Mamo... - zanim zdążyłem postawić pierwszy krok moje psy rzuciły się na Jungkooka.

On klęknął i zaczął się z nimi obściskiwać. Naprawdę kocha zwierzaki.
- W końcu jesteś, zaraz obia... kto to?
- To mój kolega z klasy, Jungkook. Może zostać u nas wyjątkowo na noc? - zapytałem dyplomatycznie.
- Nie byłam na to przygotowana... nie kupiłam wystarczająco mięsa na trójkę facetów - zaśmiała się do siebie - najwyżej twój taka obejdzie się smakiem, gościem trzeba się zaopiekować.
- Dziękuję, ale nie jestem głodny... - odezwał się.
- Coś się stało? Co tak nagle? - zaczęła włączać swój ciekawski alert.

Kiedy skierowała swój wzrok na mnie zamilkła.
- Zabierz go do pokoju, Tae - powiedziała do mnie, jakby okazując zrozumienie - Potem pogadamy.

Machnąłem do niego ręką, a on podążył za mną po schodach. Zostawiłem syf, czy jakoś to wygląda?

Otworzyłem drzwi i wpuściłem go do środka.
- Rozgość się... - powiedziałem, widząc, że moja rodzicielka była tak miła i odkurzyła mi pokój z psich kłaków.
- Pewnie powinienem Ci wytłumaczyć tę głupia sytuację... - powiedział, powoli siadając na kanapie przy oknie.

Nie chciałem, żeby czuł się niezręcznie. Usiadłem na fotelu.
- Nie musisz, jeśli nie chcesz... chętnie Ci pomogę, jeśli czegoś potrzebujesz - powiedziałem szybko.
- Masz bardzo duży pokój - rozejrzał się z ciekawością.

Co mam mu powiedzieć? MOŻE ON NIE ŻYJE W TAKIM DUŻYM DOMU I PRZEZE MNIE CZUJE SIĘ NIEZRĘCZNIE?!
- Nie zwracaj na to uwagi, lepiej powiedz mi co się dzieje - machnąłem ręką na szybko.
- Pokłóciłem się ze swoim ojcem... - spojrzał w bok - chciałem mu coś powiedzieć, ale chyba źle to ubrałem w słowa i... nie chcę wracać do domu... czuję się tam niechciany.

Żal mi go... moja rodzina może jest trochę szalona, ale raczej się nie kłócimy...

W tamtym momencie do pokoju wpadł mój najmłodszy brat.
- Cześć! - rzucił do Jungkooka.
- TAEHYUN, WYJDŹ - powiedziałem przerażony swoją sytuacją.
- Ej... chciałem tylko się przywitać - powiedział siedmiolatek, obrażając się.

Wypchałem go za drzwi i zamknąłem je na klucz.
- Przepraszam... - zażenowałem się ostro, opierając sie o drzwi, jakby zaraz znowu miały się otworzyć.
- Nie ma problemu, naprawdę... twoja rodzina wydaje się być... taka ciepła i sympatyczna - westchnął powoli.
- To dopiero pakiet 2/4.
- No i jesteś jeszcze... Ty - oparł się na ręce.

Sądziłem, że będzie chciał coś dodać, ale nie zapowiadało się na to.
- Czuj się jak u siebie... przykro mi, że się pokłóciliscie... chętnie zawsze Ci pomogę - powiedziałem zagubiony - Przepraszam, że nie mogę powiedzieć Ci nic, co podniesie Cię na duchu.
- Dziękuję, że jesteś dla mnie taki kochany - zacisnął ręce razem.

Dawno nikt nie użył takiego słowa w moim kontekście.
- Jest dopiero 17, ale jeśli chcesz się przespać... to droga wolna... czuj się jak u siebie, naprawdę...
- Czasem czuję, że nigdzie nie ma "mojego" miejsca... może to mój młodzieńczy bunt, ale nie potrafię dogadać się z rodzicami... - powiedział, mając smutną minę.

Chciałem go jakoś pocieszyć.

Otworzyłem drzwi.
- James!... - zawołałem spokojniejszego z obu psów.

Jednak przebiegły oba.

Podniosłem oba i wsadziłem Jungkookwi w ręce, nie widząc co mówić.

Zamknąłem z powrotem drzwi. Przytulał rozbrykane maluchy przez dłuższą chwilę. Cały czas go obserwowałem. Jak mam Ci pomóc? Daj mi wskazówkę, co mogę zrobić, Jungoo...

Podniósł ręce do swojej twarzy i zakrywając ją popłakał się cicho.

Poczułem się jak idiota.
- Zrobiłem coś nie tak? Przepraszam-
- Jesteś dla mnie taki dobry - mruknął cicho.

Wstałem i podszedłem do niego. Klęknałem przed nim.
- Nie płacz... będzie dobrze, obiecuję. Zawsze masz mnie - uśmiechnąłem się do niego lekko.

Przytulił się do mnie, a w moją stronę jak zawsze zaleciało jego pięknym zapachem.

Kocham go, naprawdę...
- Przepraszam, że Cię wykorzystuję, ale nie mam się do kogo zwrócić...
- Nie wykorzystujesz mnie. Nawet tak nie myśl. Ja tylko próbuję użyczyć Ci pomocy... - powiedziałem cicho.

To nie mogła być zwykła kłótnia. Poszło o coś grubszego, ale on naprawdę nie chce o tym mówić. Nie wiem czy powinien... jestem dobrym słuchaczem, ale nie wiem co potem robić z tym wszystkim.

Mój biedny chłopiec...

Rather be there | vkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz