Rozdział XIV

699 63 31
                                    

Per. Maciek

Siedziałem na telefonie do bardzo późna, bo dwie espresso które dziś wypiłem dały o sobie znak. Leżałem w łóżku, przeglądałem instagrama, gdy nagle z transu wybudził mnie głośny huk. Jakby ktoś z całej siły walnął szklanką w podłogę. Nim mrugnąłem, schodziłem już po schodach, bojąc się o Huberta. Może nie powinienem go zostawiać samego.

Wszedłem do kuchni. Przeskanowałem są wzrokiem w ułamku sekundy, widząc moją wódkę upitą do połowy, i Huberta.

Huberta z żyletką w ręku.

Kurwa, skąd on miał to cholerstwo?

Po sekundzie, nie zwracając na mnie uwagi, Hubert przeciągnął z całej siły żyletkę wzdłuż nadgarstka. Wiecie, tak, że jest 70% szansy na to, że go stracimy. W prędkości światła zadzwoniłem po pogotowie i ściągnąłem swoją bluzkę. Opatrzyłem nią nadgarstek Huberta, a sam poszedłem szukać bandaży, z jakimś typem za słuchawką. Mówił mi co mam zrobić. Hubert oddychał. Ale coraz słabiej. Robił się coraz bladszy. Kiedy kurwa będzie to pogotowie? Cały zapas bandaży przeznaczyłem na ratowanie przyjaciela. Dalej oddychał. Miał mega zabandażowaną rękę.

Dzwonek do drzwi.

Wynoszenie Huberta.

Wsiadam do auta, jadę za karetką.

I kolejne spotkanie z Nel.

Dziewczyna płakała w moje ramię, gdy powiedziałem jej co się stało. Ja już zdążyłem się wypłakać w samochodzie, ale dalej miałem rozmazany obraz przed oczami. Przez łzy.

Gdy stałem z wtuloną we mnie Nel, usłyszałem bardzo znajomy mi głos. Karol.

Tu polecam muzykę z mediów na samej górze:)

-Hej! Wszystko w porządku? Gdzie Hubiś? Hej... Czemu płaczecie? O co chodzi?- Mówił zdezorientowany.

-Bbo... Kkarol... Hub...- Nie powiedziałem nic więcej, przerwały mi krzyki lekarzy.

Zatrzymanie akcji serca.

Nie ma go teraz z nami.

Hubert, mały, wyjdziesz z tego.

-Mów dalej... Coś się stało jakiemuś pacjentowi... Kontynuuj, czemu płaczesz coraz bardziej?- Pytał po chwili Karol.

-Bo kurwa tam jest Hubert! Nie żaden jakiś pacjent. HUBERT.- Po tych odważnie wypowiedzianych słowach, odkleiłem od siebie Nel i usiadłem na krześle. Wybuchnąłem płaczem i schowałem twarz w dłonie. Usłyszałem też cichy szloch Karola.

-Co? Ja... Co? Hubi, kochanie, wróć do mnie. Kocham Cię!- Mówił po cichu do siebie chłopak, głośno przy tym płacząc.

Per. Karol

Co się dzieje? Hubert... Hubert leży tam, ma zatrzymaną akcję serca... Wiele łez przypłynęło mi do oczu.

-Ale... Ale jak? Dlaczego?- Zapytałem po chwili Maćka.

-Chciał... Chciał popełnić samobójstwo... Wychlał moją wódkę idiota... I... Skąd on miał to cholerstwo?!- Pytał sam siebie.

- Jakie cholerstwo? Maciek kurwa, opowiadaj dokładnie!- Krzyknąłem do chłopaka.

- Żyletkę.- Odpowiedział mi i znów zatopił się we łzach.

Idiota. Czemu on mi to znowu robi? Czy naprawdę jest na aż takim stopniu depresji? Z moich przemyśleń wyrwały mnie konwersacje lekarzy, którzy wyszli z pokoju w którym przywracano życie Huberta. Udało im się. Podszedłem bliżej i zapytałem:

-Czy wszystko u niego dobrze?-

-A kim pan jest dla pacjenta?- Zapytał lekarz.

-Chłopakiem.- Odpowiedziałem niepewnie, obawiając się krzywych spojrzeń. Na szczęście obyło się bez nich.

-Więc proszę za mną.- Odpowiedział po chwili namysłu lekarz.

Poszedłem za nim do jakiejś salki. Usiadłem przy biurku na przeciwko doktora.

-Rozumiem, że skoro pan jest pełnoletni to pański chłopak również?- Zaczął rozmowę. Oczywiście byłem tu jeszcze pacjentem, a ten lekarz mnie kurował więc wie ile mam lat.

-Tak.- Odpowiedziałem szybko, oczekując na informacje od lekarza.

- A więc. Pacjent będzie musiał przejść terapię. Ciął się bardzo głęboko i często. Nie obejdzie się bez opieki psychologa. Mam nadzieję że gdy wypuścimy pana ze szpitala za dwa dni, będziesz nadzorował Pana Huberta.-

-No oczywiście.-

-Więc proszę z nim przebywać bardzo często, i żadnego kontaktu z alkoholem. Substancja ta działa na Pana Wydrę bardzo rozluźniająco. Ale tylko na początku. Potem człowiekowi przypominają się złe momenty z życia, co skutkuje takimi bądź innymi napadami. Pan Hubert jest takim typem człowieka. -

-Będę pilnował żeby nie miał we krwi się do ani jednego procenta alkoholu, dopóki się nie uspokoi. -

-Dziękuję. To tyle. Pacjent będzie musiał leżeć tu na pewno 3 tygodnie. Czy więcej, to się jeszcze okaże. Zależy jaki będzie stan Pana Wydry.-

-Dobrze to do widzenia i dziękuję. A kiedy będę mógł zobaczyć Huberta?-

-Za kilka godzin. Powiem panu.-

-Dobrze dziękuję jeszcze raz...-

-Do widzenia.-

Wyszedłem z sali i powędrowałem spowrotem do Maćka. Powiedziałem mu o wszystkim co mówił mi lekarz, a potem obydwaj wzięliśmy telefony do rąk, by błądzić po mediach.

Po kilku godzinach siedzenia już z podpiętymi do ładowania telefonami w rękach, podszedł do nas lekarz i powiedział że mogę zobaczyć już Huberta, lecz powiedział też że jeszcze się nie obudził. Powiedziałem lekarzowi tylko, że będę siedział u niego dopóki się nie obudzi. Starszy mężczyzna pokiwał głową i odszedł, a ja skierowałem się w stronę sali Hubiego.

WOOOO
Nowy rozdział bo tak ;3 Hope u enjoy!!

𝒩𝒾𝑒 𝓈𝓅𝓇𝓏𝑒𝒸𝒾𝓌𝒾𝒶𝒿 𝓈𝒾𝑒̨. {𝒟𝓍𝒟}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz