Per. Hubert
Obudziłem się. Przede mną nadal stali tamci ludzie.
-Zadziałało, wybudził się skurwiel.- Zaśmiał się do reszty ten, który ~jak już chyba wszyscy wiedzą~ Zgwałcił mnie. Pewnie nie macie dowodów, ale czy obolałe ciało nim nie jest?
-Słuchaj mały gnoju. Dopełniłem wolę Marcina, a to oznacza koniec. Nikomu nic nie powiesz, a my Cię zostawimy. Deal?- Zapytał. Po sekundzie jednak sam odpowiedział:- Szczerze, po co ja cię pytam? Albo morda na kłódkę albo pewna śmierć.-
Zaśmiał się po czym kazał swojej ekipie mnie zabrać.
Wszedłem do szpitala i zastałem wciąż śpiącego Karola. Posadzili mnie obok niego, a ja wykończony, z łzami w oczach zasnąłem.
Per. Karol
Obudziłem się około szóstej rano. Wschód słońca odbijał się od wisiorka na szyi Huberta. Był to naszyjnik, którego podarowałem mu gdy on miał czternaście a ja szesnaście lat. Mam ten sam, i na obu pisze "Best friends". Szczerze, myślałem że nie będzie dla niego aż taki ważny, że nosi go już cztery lata. Czy naprawdę mu tak na mnie zależy?
Po kilkunastu minutach rozmyślań, zorientowałem się że Hubert wciąż leży na moim ramieniu, i niezbyt mam szanse wstać bez obudzenia słodkiego Blondyna. Narazie mogłem tylko włączyć swój telefon i przeglądać media. Zacząłem oglądać różne komentarze pod naszymi filmami i przypinać do niektórych serduszka. Niektóre z nich były na serio urocze a inne bardzo obraźliwe. Oczywiście było mi trochę smutno że tak dużo osób nas nie lubi ale już trochę przyzwyczaiłem się do tego. No ale co jak co, opinie mogą sobie zostawić dla siebie i nie hejtować w komentarzach żeby był flex.
Po chwili przeglądania komentarzy przeszedłem do instagrama. Przeglądałem sobie nowe fotki moich idoli, w tym Huberta. Powiem wam szczerze, że na zdjęciach jest trochę mniej sexy niż w prawdziwym życiu. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Po chwili przeglądania innych mediów zobaczyłem, że zaraz już będzie dziewiąta, która jest idealną godziną na obudzenie Hubercika. Chwyciłem go leciutko za ramię i potrząsnąłem całym jego ciałem. Nie obudził się. Jejku ale z niego leń... Pocałowałem go lekko w usta. Chłopak delikatnie otworzył oczy, i patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami, uśmiechnął się. Odwzajemniłem uśmiech a Doknes delikatnie podniósł swoją głowę z mojego ramienia. Zaproponowałem mu jakieś śniadanie na co on delikatnie nieśmiało zaproponowałem mu jakieś śniadanie, na co on delikatnie i nieśmiało przytaknął. Nie wiem czemu ale dziś wydawał mi się jakiś zamknięty. Postanowiłem nie zajmować sobie tym głowy i ciągnąc Huberta za rękę, pobiegłem do szpitalnej stołówki.
Miłe kucharki podały nam cztery pancake'y, A my usiedliśmy przy turkusowym stole na czarnych krzesłach. Zjedliśmy w ciszy a następnie udaliśmy się z powrotem do poczekalni. Oczywiście dalej byli tamci cali znajomi Marcina, ale nie zwracałem na nich zbytnio swojej uwagi. Hubert jednak przeciwnie. Patrzył na nich z nienawiścią jakby mu coś zrobili. A to przecież Marcin chciał go skrzywdzić, więc nie wiem o co w tym momencie mu chodziło. Postanowiłem to ignorować. Usiedliśmy na skórzanej sofie i zaczęliśmy rozmawiać.
– Co się stało, że tak krzywo patrzysz na znajomych tego idioty? – Zapytałem w końcu.
– Co? O czym ty mówisz? – Powiedział niezbyt przekonująco.
–Eh... Nie ważne...-odpowiedziałem z niechęcią i odwróciłem wzrok.
Znów siedzieliśmy w ciszy. Dziś atmosfera między nami była jakoś nadzwyczajnie napięta, nie mam pojęcia dlaczego. Hubert zwykle siedział przy mnie, trzymając mnie za rękę, tuląc... A dziś? Siedział z dwa metry ode mnie. Postanowiłem rozluźnić tą atmosferę.
Jak już mówiłem, tylko postanowiłem, bo od razu po postanowieniu, z sali Marcina wyszedł lekarz. To była naprawdę nadzwyczajnie długa próba uratowania życia tak bezwartościowego człowieka. Postanowiłem podsłuchać jakie informacje otrzymują od lekarzy znajomi Marcina.
– No więc, udało się go uratować. Niestety jednak jest w niezbyt dobrym stanie, i nie sądzimy aby się to zmieniło. To był naprawdę poważny wypadek, więc uważam, że ten chłopak będzie musiał być pod stałą opieką lekarzy.- Mówił z poważną twarzą pielęgniarz.– Na szczęście bądź nie, pan Marcin i tak nie mógłby żyć normalnie, gdyż był w więzieniu, prawda?- Zapytał retorycznie.-Więc uważam że i tak jego życie będzie lepsze, skoro może wyjść zza krat, lecz musi mieć stałego pomocnika zdrowotnego.-
Po tych słowach, z grobową miną odszedł do pomieszczenia dla personelu. Znajomi Marcina usiedli, i zaczęli nawzajem wymieniać się smutnymi spojrzeniami. Myślę, że oni brali udział jego gierkach, więc w sumie nie współczuję im. W końcu ja też miałem podobnie gdy Marcin prawie zabił mi chłopaka.
– Chodźmy na lody. – Powiedziałem w końcu, gdyż nienawidzę ciszy.
-Czemu nie? – Odpowiedział mi znów nieśmiałym głosem Hubi.
Uśmiechnąłem się szczerze, tylko po to by zobaczyć piękny uśmiech mojego chłopczyka, póki nie rozmawiam z nim na temat tego, dlaczego jest taki przygnębiony. Ubraliśmy odzież wierzchnią, i wyszliśmy z budynku. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do najlepszej lodziarni w mieście.
CZYTASZ
𝒩𝒾𝑒 𝓈𝓅𝓇𝓏𝑒𝒸𝒾𝓌𝒾𝒶𝒿 𝓈𝒾𝑒̨. {𝒟𝓍𝒟}
Fanfiction"ɴɪᴇ sᴘʀᴢᴇᴄɪᴡɪᴀᴊ sɪę" -słᴏᴡᴀ, ᴘʀᴢᴇᴢ ᴋᴛóʀᴇ ᴡʀᴀᴄᴀᴊą ᴡsᴘᴏᴍɴɪᴇɴɪᴀ- Status: w trakcie pisania ;3 Rozpoczęcie książki: 130120 Informacje o tej książce będą pojawiały się na twitterze: BooksNatty Ten ship niby już wypadł z uwagi ludzi. Ale co mi szkodzi. ...