Rozdział XXV

550 50 46
                                    

Per. Hubert

I znowu byłem w pieprzonej pułapce. W szpitalu, bez możliwości krzyku, na przeciw mnie znowu te same twarze moich dręczycieli. Znowu mi coś wstrzyknęli. Chciałem się wyrwać, ale bez skutku. Ostatnie co usłyszałem to krótkie: "Nie sprzeciwiaj się".

Obudziłem się gdy jeden z kumpli Marcina zapinał spodnie. Zimne, łazienkowe kafelki mroziły moje ciało na co przeszły mnie dreszcze.

-I nikomu ani kurwa słowa.- Mruknął pod nosem prawdopodobnie Kamil, czy jak mu było, wypychając mnie przy tym za drzwi na korytarz.

Wszedłem do mojej sali na palcach, żeby Karol mnie nie usłyszał. Znów on śpi, a ja męczę się z bólem przeszywającym moje całe ciało. Widziałem, że w toalecie ta grupka koleżków Marcina miała jakieś torby. Mam nadzieję, że tym razem to był prawdziwy koniec tego koszmaru. Zażyłem tabletki przeciwbólowe po czym położyłem się na moim łóżku, przykrywając się chłodną pierzyną. Nie mogłem jednak zasnąć. Wypoczywałem więc wpatrując się to w sufit, to w ścianę. Nie mogę po prostu uwierzyć, jak oni mogą robić takie rzeczy mi i Karolowi tylko przez nasz związek. Jeśli sprawy się będą dalej tak toczyć, to naszym głównym domem będzie szpital. Nie mam pojęcia, co moglibyśmy zrobić by zapobiec wszystkim tym sytuacjom. Wynająć ochroniarza? Nie, odpada, nie potrzebujemy prywatnej ochrony... Chyba...

Z moich rozmyśleń wybiło mnie głośne przeciągnięcie się Karola. Okazało się, że nie śpi już kilka minut.

-Nad czym tak zawzięcie myślisz, kochanie?- Zapytał troskliwym głosem, wystawiając przed siebie rękę, którą w mgnieniu oka złapałem. - Dobrze wiesz, że powiedzieli Ci, że to koniec. Nie sądzę żeby kłamali.- Eh, jakbyś tylko wiedział. Jakbyś nie poszedł spać...

-Tak, wiem...- Skłamałem.- Myślę tylko, jak widzowie przyjęliby to, że jesteśmy razem.- Wymyśliłem na poczekaniu.

-Oj Hubi, przecież wiesz, że osiemdziesiąt pięć procent naszych widzów to wierni fani shipu DxD.- Odpowiedział ze szczerym uśmiechem brunet. Szczerze, to racja.

-Masz rację, nie powinienem teraz o tym myśleć. Wypocznijmy.- Odparłem cicho, po czym uwalniając moją dłoń z uścisku Karola odwróciłem się tyłem do chłopaka.

-Dobranoc.-

-Miłych snów.-

Dobrze wiem, że i tak nie zasnę. Może pomyślę o... Nie mam pojęcia. Pozostaje zostać w bezruchu, udając sen.

Po dwudziestu minutach usłyszałem jak Karol przewraca się na drugi bok, po czym cicho chrapie. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy wyobraziłem sobie tego samego chłopaka mówiącego: "Ja nie chrapię!". Po chwili mój szczęśliwy wyraz twarzy zmienił się w grymas. Znowu mam to samo przed oczami, na szczęście tym razem to tylko wyobraźnia. Jednak moje myśli nie mogą przejść na coś szczęśliwszego. Cały czas widzę ten okropny obraz.

Kamil, ściągający spodnie. Jego... okropność... w moich... ustach. To pieprzone rozluźnienie spowodowane narkotykami wstrzykniętymi w moje udo. I słowa: "Nie sprzeciwiaj się."

Po moich policzkach spłynęły łzy. Gdy poczułem wilgoć na mojej poduszce, delikatnie wstałem, siadając i przytulając moje zgięte kolana, kładąc głowę tak, że na udach czułem moje włosy. Od trzech dni nie układałem ich jak zwykle, do góry na tak zwanego "pędzla". Wstałem z łóżka, po czym skierowałem się do łazienki. Popatrzyłem na swoje odbicie, lecz nie mogłem długo znieść tego widoku. Czułem się jakbym był szmatą, dziwką. A to wszystko przez Marcina i jego zboczonych znajomych. Przeczesałem włosy do tyłu, załatwiłem swoje sprawy i wróciłem znów do mojej sali.

Nie miałem co robić, więc włączyłem telefon, podłączyłem do nich słuchawki i włączyłem moją playlistę na zły humor. Usiadłem na zimnym parapecie, i patrząc w przestrzeń za oknem zacząłem wsłuchiwać się w jedną z moich ulubionych piosenek.

Miałam sen,
w którym miałam wszystko czego chciałam.
Nie to o czym myślisz.
Jeśli mam być szczera, to mógł być koszmar.
Dla każdego, kogo mogło to obchodzić.
Myślałam że umiem latać.
Więc skoczyłam z Golden. ( dop. aut. Most Golden Gate)
Nikt nie płakał.
Nikt nawet nie zauważył.
Widziałam ich stojących tam,
Nawet myślałam że może ich to obchodzi.

Szczerze, miałem nadzieję że ktoś znajdzie mnie i tych koleżków Marcina i mi pomoże. Moje modlitwy były marne. Nikt nie przyszedł, nikt nie sprawdzał toalet. A płakałem tylko ja. Myślałem, że to już naprawdę koniec. Więc odpuściłem. Nikomu oprócz Kariego nie powiedziałem o pierwszej akcji. Karma, teraz boję się jeszcze bardziej. Znów zaczynam płakać.

Próbowałam krzyczeć.
Ale moja głowa była pod wodą.

A raczej pod wpływem zajebiście rozluźniających narkotyków.

Nazywali mnie słabą, jakbym nie była po prostu czyjąś córką.
To mógł być koszmar.
Ale wydawało się, jakby oni tam byli.
Zdaję się, jakby wczoraj było rok temu, ale nie chcę pozwolić komuś o tym wiedzieć.
Bo teraz, każdy coś ode mnie chce, i ja nie chce ich zawieść.

Nie chcę zawieźć Karola. Nie będę mu o znowu niczym mówić, bo nie chcę żeby tracił na mnie czas, uwagę. Nie chcę żeby miał tyle zmartwień na głowie.

Mówisz ,,Tak długo jak tu jestem, nikt nie może cię skrzywdzić, nie chce tutaj kłamać, ale możesz się nauczyć.
Jeśli mógłbym zmienić sposób, w jaki widzisz siebie,
nie zastanawiałabyś się dlaczego słyszysz że na ciebie nie zasługują"

Karol mówi, że będę bezpieczny, jeśli mu o wszystkim będę mówić. Czy to prawda?

Jeśli wtedy bym to wiedziała, czy zrobiłabym to jeszcze raz?
Zrobiłabym to jeszcze raz?

Czy dalej nie mówiłbym nikomu o tych okropieństwach, gdyby się one powtarzały? Pewnie tak, jestem słaby.

Jeśli wiedzieli by że to co powiedzą, pójdzie prosto do mojej głowy,
co powiedzieliby zamiast tego?

Zamiast mnie zgwałcić na dobrych narkotykach, gdy wiem co robią, odurzyliby mnie gdy śpię, zrobiliby mi te same okropieństwa, po czym znów odłożyliby mnie na łóżko w sali.

W tym momencie nie wytrzymałem. Masa łez i smutku.

Co ja im takiego zrobiłem?

𝒩𝒾𝑒 𝓈𝓅𝓇𝓏𝑒𝒸𝒾𝓌𝒾𝒶𝒿 𝓈𝒾𝑒̨. {𝒟𝓍𝒟}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz