Rozdział XVII

711 53 39
                                    

Per. Hubert

Gdy pielęgniarki opuściły moją salę, wstałem powoli z łóżka, i wziąłem do ręki kroplówkę. Pociągnąłem ją w kąt pokoju i usiadłem obok chłopaków. Maciek czuł się coraz lepiej, nie wiem jak Karol tak szybko potrafi pocieszać ludzi. Mam wyjątkowego chłopaka. Na samą myśl o tym, uśmiechnąłem się sam do siebie. W końcu mieć wyjątkową osobę jako drugą połówkę, to zaszczyt.

-Hej, Maciek... Już, spoko... Wybaczam Ci, nie mogłeś wiedzieć co się może stać.- Mówił nadal cicho Karol.

-Widzisz Maciek? Siedzę tu i wszystko ze mną w porządku. Nie zamartwiaj się tak...- Dodałem od siebie, nieśmiało uśmiechając się do chłopaka, który popatrzył w moją stronę. Smutnym wzrokiem, pełnym pustki.

-Eh...- Odparł tylko Maciek, opierając głowę o ścianę. 

Jego oczy były czerwone od płaczu, a policzki wilgotne od łez. Pociągnąłem rękaw w dół, tak żebym na dłoni miał rękaw od bluzy, a następnie materiałem otaczającym moją rękę wytarłem łzy z twarzy chłopaka. On na serio aż tak bardzo przeżywa to, że ja z własnej woli sięgnąłem głupi po alkohol, nie myśląc (nawet przed jego wypiciem) trzeźwo. Szczerze, to była tylko i wyłącznie moja wina. To ja chciałem spróbować alko ten pierwszy raz. Co ja sobie myślałem? Że tym odpędzę złe myśli z mojej głowy? Że wszystko będzie okej? Że poczuję się doroślej? Jestem idiotą.

Jednym, głupim pieprzonym idiotą. 

Z moich oczu poleciało kilka małych łez. Szybko je wytarłem, żeby nikt nie zauważył, i żeby Karol nie musiał pomagać mi też z moim stanem psychicznym. Maciek się już pozbierał, i uśmiechnął się ciepło. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i z cichym wytłumaczeniem, że idzie do domu, wyszedł. Karol popatrzył się na mnie. Potem na moje bandaże, które wystawały spod rękawów mojej bluzy. Uśmiechnąłem się pusto i wlepiłem wzrok w jego szmaragdowe oczy. 

Nie wiedząc nawet kiedy, zbliżyłem się do Karola. Nasze twarze dzieliły milimetry. Patrząc nadal na źrenice chłopaka, złapałem jego policzek, a drugą ręką- chwyciłem się jego biodra. Czując, jak Karol zbliża swoją twarz do mojej, zamknąłem delikatnie powieki. Poczułem ciepłe wargi Karola, na tych moich. Potem chłopak poprosił o dostęp do mojej jamy ustnej, który od razu dostał. Nie odrywając się od siebie, wstaliśmy. Kari rzucił mnie na łóżko szpitalne, a następnie poczułem cały ciężar jego ciała na moich udach. 

Po długim i namiętnym pocałunku, chłopak zszedł z moich bioder i usiadł obok mnie. Ja również usiadłem.

=====TIME SKIP, 5 DNI=====

Mniej więcej tak mijały wszystkie moje dni w tym całym szpitalu.

Pobudka, lekkie śniadanie, badania, odwiedziny Maćka i Karola około półtorej godziny, potem Sheo zostawiał mnie sam na sam z moim chłopakiem do 15, obiad, badania, powrót do odwiedzin Karola (mógł siedzieć u mnie tylko do 21), i szedłem spać. 

I tak w kółko, szczerze mówiąc. 

Ale to już dziś. Już dziś wychodzę. 

Wstałem, i na myśl, że to już ten dzień, automatycznie się do siebie uśmiechnąłem. Wstałem i się przeciągnąłem, głośno przy tym ziewając. Nagle do mojego pokoju wszedł Karol. On to dopiero ma poczucie czasu. Albo po prostu stał przy drzwiach, czekając aż się obudzę. Uh, myślę że jednak ta druga opcja. 

-To już ten dzieeeeeeeń misiuu!- Krzyknął chłopak, wchodząc energicznie do salki.

-Wieeem, wyczekiwałem go od wszystkich tych dni.- Odpowiedziałem mu z bananem na twarzy.

-Ja też... Dawno nie byliśmy na żadnym fajnym spacerku i mi tego brakuje!- Odparł obejmując mnie w talii i siadając obok mnie na łóżku. Złożył na mojej szyi kilka pocałunków.

-No... Jeszcze chwila i będziesz tak robił co chwilę.- Uśmiechnąłem się do Kariego, gdy w końcu raczył odkleić się od mojej szyi.

-Nie mogę się doczekać! Jest... 11:47. O której wychodzisz?-

-O 13:00-

-Jeszcze godziiiiinaaaa!-

Powiedział, a bardziej zaśpiewał to z wielkim uśmiechem, po czym wlepił się w moje usta tymi swoimi, trzymając mnie za biodra. Po chwili do sali ktoś wszedł, a my szybko się od siebie odkleiliśmy. Osobą, która weszła do pokoiku, był lekarz, który sprawdził stan Huberta.

-To tak. Wszystko z tobą w porządku, Panie Hubercie. Lecz co tydzień w poniedziałki i czwartki o szesnastej będzie Pan musiał przychodzić na dwugodzinną terapię u psychologa. Jest to wyszkolony i nagradzany wieloma nagrodami terapeuta, więc powinny wystarczyć dwa miesiące terapii. Tu jest Pana wypis.- Powiedział, podając mi kartkę.- Możesz wyjść już wcześniej.-

-Dobrze. Bardzo Panu dziękuję.- Odpowiedziałem z ciepłym uśmiechem.

-Ja też dziękuję. I to bardzo.- Odezwał się nieśmiało Kari.

Lekarz wyszedł z sali, a ja zacząłem się pakować.

O godzinie 13:25 byliśmy już pod domem Karola. Wyszedłem z auta, i już chciałem wyciągać z niego moje bagaże, ale mój chłopak mnie wyręczył. Jejuu, ale on jest słodziakiem! Weszliśmy do domu a ja położyłem się żeby się zdrzemnąć. 

Niestety jednak, po dwudziestu minutach Karol przyszedł do mnie w garniturze, pięknie uczesanych włosach... W ogóle, wyglądał bosko!

-Masz pół godziny żeby ogarnąć się. Masz wyglądać tak jak ja.- Odparł z uśmiechem, podając mi garnitur do rąk.

-Nigdy nie będę takim słodziakiem jak ty...- Odpowiedziałem, wychodząc z pokoju.

Ogarnąłem ubranie, włosy i ogoliłem się, no bo jednak trochę mi się zarosło w tym szpitalu. 

Tak jak rozkazał mój chłopak, w pół godziny byłem gotowy. Stanąłem w progu pokoju w którym znajdował się Karol. Na mój widok podszedł do mnie, dał mi buziaka i uśmiechnął się, skanując mnie wzrokiem.

-Tak w ogóle, to gdzie mnie zabierasz?- Zapytałem, gdy obydwaj zakładaliśmy eleganckie buty.

-Zoobaczyyysz- Powiedział, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął do wyjścia. 

Wsiedliśmy do auta i wyruszyliśmy.

UWAGA

Przepraszam, miało być 1000 słów, a wyszło niecałe 900. No ale dalsza część już do specjalnego, słodziutkiego rozdziału Walentynkowego, który pokaże się o 22:45. Kochu Was!


𝒩𝒾𝑒 𝓈𝓅𝓇𝓏𝑒𝒸𝒾𝓌𝒾𝒶𝒿 𝓈𝒾𝑒̨. {𝒟𝓍𝒟}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz