Rozdział XXIV

544 43 34
                                    

Per. Karol

Dopiero gdy jedliśmy lody, Hubert się otworzył. Uśmiechał się co chwilę, ale ciągle odpływał gapiąc się w przestrzeń. Nie wiem, co go tak zadręczało ale w końcu musiałem się dowiedzieć.

-Hubert... Wszystko okej?- Zapytałem, chodź dobrze wiedziałem, że coś go trapi.

-Co? Ah, no, jest okej.- Odpowiedział niezbyt wiarygodnym tonem i uśmiechnął się sztucznie. Złapałem go za rękę.

-Słodziaku... Pamiętaj, możesz mi zaufać. Widzę że coś jest nie tak, zbyt dobrze Cię znam żeby nie zauważyć że coś Cię dręczy.- Powiedziałem z troską w głosie. Po policzkach chłopaka słynęło kilka łez.

-Nie ważne... Po prostu... Eh... Mh... Zły dzień.- Odparł ścierając przy tym łzy rękawem.

-Hubi, wiem jak się zachowujesz gdy masz zły dzień, a jak gdy jesteś czymś przejęty. Daj sobie pomóc.-

-Nie chcesz wiedzieć co mnie gryzie.-

-Pokaż łapki kochanie. Okej, nic nowego na nadgarstkach. Więc o co chodzi misiu?-

-...-

-Powiedz mi, chyba nie chcesz żebym się na Ciebie denerwował...-

-Nie chcę.-

-Więc?-

-Stało się coś okropnego gdy spałeś.-

Hubert przyciszył swój głos, rozglądnął się na boki, a ja osłupiony siedziałem wpatrując się w każdy jego ruch. Naprawdę gdy ja sobie smacznie spałem,  coś mogło się przytrafić najważniejszej osobie w moim życiu? Jestem idiotą. Po chwili Hubert zaczął tłumaczyć.

-Obudziłem się około sto metrów od szpitala. Stali przede mną znajomi Marcina.- Zaczął Hubert, a ja już otworzyłem oczy z przerażenia. -Mówili coś o tym że chcą spełnić wolę Marcina... Ten najwyższy z wszystkich poszedł do mnie i wstrzyknął mi coś w skórę. -Po policzku chłopaka spłynęła łza, którą jak najszybciej wstałem swoim kciukiem. -Jedyne co pamiętam po tym, to tylko jeden obraz. -Tu zatrzymał się i spojrzał w moje oczy swoimi zaszklonymi. -Ten chłopak... Chyba mnie zgwałcił, Karol...- Ukrył swoją twarz w dłoniach, które podtrzymywał na łokciach.

Jestem idiotą jakich mało. Jak ja mogłem pozwolić na coś takiego? Ja sobie smacznie spałem gdy mój chłopak doświadczał najgorszą z rzeczy, które mogą spotkać człowieka.

-Trzeba to zgłosić.- Powiedziałem poważnym tonem delikatnie wstając. Hubert jednak ciągnie mnie za rękaw, na co ja z powrotem siadam na kafejkowym krześle. Rozglądam się delikatnie po lodziarni patrząc na krzywe spojrzenia grupki homofobów, na co odpowiadam im morderczym, przez co  odwracają się do siebie i gadają, nie zwracając już uwagi na mnie i chłopaka naprzeciwko mnie. Znów odwracam się w stronę zaczerwienionych od płaczu błękitnych oczu Blondyna.

-Nie Kariś.- Odpowiada swoim uroczym głosem. Patrzę na niego pytająco. -Jeśli powiemy cokolwiek, oni nie dadzą nam spokoju. A chyba chcesz żeby nas zostawili. Marcin i jego paczka będą nas dręczyć do końca naszego pieprzonego życia, a przynajmniej związku, jeśli pisnę komukolwiek cokolwiek. Ciesz się że przynajmniej tobie powiedziałem.- Odparł na jednym oddechu, po czym wbił wzrok w swoje czarne vansy.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerwało głośne wybicie szyby obok nas. No tak, siedziałem z Hubim dosłownie pół metra od okna, przez co każdy przechodzień mógł nas zobaczyć. Syknąłem z bólu widząc kawałek szkła w mojej ręce. Nie był on mały, miał dobre trzy centymetry. Jednak wbił się pod skórę tylko gdzieś na pół centymetra. Wyjmując szkło z ręki usłyszałem jakieś krzyki właścicielki lokalu. Z tego co widziałem przez ułamek sekundy, to chyba udało się złapać chorego na homofobię faceta, który rzucił kamień w szybę obok naszego stolika. Wyjąłem sobie odłamek z ręki, po czym zatamowałem płynącą strumyczkiem krew dziesięcioma serwetkami. Popatrzyłem na Hubiego który przerażony patrzył na swoje udo. Zatrzymałem go przed jakimkolwiek jego ruchem, po czym strąciłem milimetrową kruszynę szkła z jego obojczyka.

Wstałem od stołu, okrążyłem go, po czym spojrzałem na ranę Damianka. Szkło przeleciało mu delikatnie po udzie, co mówiły mi rozdarte rurki chłopaka. Duży, około sześciocentymetrowy kawał dawnego okna zrobił Hubertowi dziurę w spodniach i dość głębokie przecięcie na skórze, odbił się od wewnętrznej strony prawego uda chłopaka, bo czym z hukiem wylądował na podłodze rozdrabniając się na małe kawałki. Poprosiłem o coś lepszego niż zwykłe serwetki na cały lokal, po czym jakaś młoda dziewczyna podała mi bandaże które wzięła z awaryjnej apteczki wiszącej na ścianie. Czułem na sobie spojrzenia wszystkich ludzi obecnych w lodziarni i wydaje mi się że wyglądałem jak jakiś tata który pomaga swojemu przerażonemu synowi obandażować ranę.

Po kilku dobrych minutach, Hubert uspokoił się i już powoli zaczął chodzić normalnie, a nie kulejąc. Na miejscu była już policja która przesłuchiwała ludzi i pogotowie które zawiozło mnie i mojego chłopaka -nie na sygnale- do szpitala. Znów to samo, ten sam budynek... Sądziłem, że nie będę musiał dziś tu wracać w najbliższym czasie, a jednak...

Przeszedliśmy przez naprawdę wiele prześwietleń, które na szczęście mówiły że wszystko jest okej. Odkazili nam rany jakąś tam wodą utlenioną i położyli w tym samym pokoju. Byłem tak strasznie wyczerpany, w sumie tak samo jak mój ukochany. To dziesięciu minutach patrzyłem na śpiącego już Hubercika.

<<<<<<<<<<<<<<<<
Hello people

No siemka, tak na koniec chcę wam jeszcze powiedzieć, że jeśli chcecie wiedzieć wszystko na temat tej książki to zapraszam na twittera- BooksNatty
Znajdują się na nim informacje dlaczego nie wstawiam rozdziałów (jeśli się tak dzieje), i ogólnie wszystko. Jak będzie 5 obs to będę może aktywniejsza na tym twitterze. Jak ktoś nie ma Twittera to załóżcie, warto. Kocham was <3

Tu jeszcze mój twitterowy kodzik

𝒩𝒾𝑒 𝓈𝓅𝓇𝓏𝑒𝒸𝒾𝓌𝒾𝒶𝒿 𝓈𝒾𝑒̨. {𝒟𝓍𝒟}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz